"Poradnik dla psychopatów": wojna czy pokój?
Facet spóźnia się na spotkanie, kobieta dostaje szału. W końcu, gdy ten się pojawia – ona nadęta do nieprzytomności wyrzuca z siebie: spóźniłeś się! Odkrycie godne podziwu. Tylko... co z tego?
Dzisiaj krótko. Bez pierdaczenia o sensie życia, żadnych filozoficznych dyrdymałów. Tylko proste i użyteczne rady, jak nie wywoływać wojny. Bo wojnę wywołać jest bardzo łatwo. Każdy z nas codziennie wywołuje małą wojnę w domu, w pracy, na imprezie. A jak to z wojną bywa: nie ma z niej żadnego pożytku. Na tych małych wojnach, na tych codziennych bataliach nie korzysta nikt. Obie strony ponoszą straty: emocjonalne, zdrowotne, nerwowe. Czasem nawet finansowe. Zamiast rozwiązać problem, zaogniamy go obrażając drugą stronę. Stawiamy mur nie do pokonania i nadal tkwimy w tarapatach, nie ruszając z miejsca choćby na milimetr. Facet spóźnia się na spotkanie, kobieta dostaje szału. W końcu, gdy ten się pojawia – ona nadęta do nieprzytomności wyrzuca z siebie pełne oburzenia a niezbyt odkrywcze: spóźniłeś się! Fakt. Spóźnił się. Odkrycie godne podziwu. Tylko... co z tego? Nic z tego, bo oprócz wyrzutu nic więcej nie padło, żadna propozycja, co z tym dalej zrobić. Czego ona chce w zamiast za czekanie? Tego nie wie nikt.
Jak tego uniknąć? To dosyć proste, choć bardzo trudne. Ale możliwe. Wystarczy zmienić język rozmowy. Podam kilka przykładów najbardziej uniwersalnych zwrotów, które zmienią rzucanie dzidami w dosyć spokojny dyskurs otwierający nam możliwość rozwiązania problemów. Przy okazji nikt nie poczuje się oceniony, dotknięty do żywego, ani obrażony. Czyli: nie wywołujemy wojen. Pierwszy przykład. Często mamy kłopot z zaufaniem i najprościej jest nam przerzucić to na drugą osobę. Mówimy: nie ufam ci – i zostawiamy ją z tym. A przecież to NASZ problem. To nasz lęk i to my musimy sobie z tym poradzić. Często uzasadniony, bo ktoś tam nas robił w balona nie jeden raz. Ale to nasza decyzja, że wciąż się z nim zadajemy. I nasz problem ze strachem. A strach przerasta możliwość wyluzowania się w jakiejś kwestii. Strach to emocja, warto ją wyrazić, zwłaszcza, że jest nam z nim źle. Prawda jest więc taka, że:
– Nie ufam ci – znaczy tyle co: - Trochę za bardzo się boję twoich słabości.
– Spóźniłaś się! – znaczy tyle, co: chciałabym rozwiązać problem wynikający z tego, że na ciebie czekałam (o ile jakiś problem w ogóle powstał, ale tu właśnie obnaża się prawdę).
I dalej:
– Wkurzasz mnie! – Wkurzam się na ciebie i jest mi z tym źle.
– Jesteś wstrętny! - Trudno mi znieść niektóre twoje inności.
– Gadasz bzdury! - Nie zgadzam się z tym, co mówisz.
– Zamknij się! - Chciałabym, żeby było przez moment cicho.
– Przestań się drzeć! - Wolę, kiedy mówisz spokojnie.
– Gdzie ty się szwendasz o tej porze?! - Martwię się o ciebie, kiedy nie wiem, gdzie jesteś.
– W czym masz problem? - Nie rozumiem tego, wyjaśnij, proszę.
– Masz mnie za nic! - Czuję się lekceważona, czy możemy to zmienić?
– Facet to świnia! - Niektóre zachowania mężczyzn stanowią dla mnie problem.
– Chcę się z tobą rozstać - Chcę, aby nasze światy wypełniły się nowym życiem.
– Zdradzasz mnie? - Czy jest coś, czego ci brakuje w związku ze mną?
– Piłeś?! - Martwię się o twoje zdrowie.
– Spieprzaj! - Chcę być przez jakiś czas sama.
Zdaję sobie sprawę, z jaką reakcją spotkają się moje propozycje. I mam świadomość, że w emocjach bardzo trudno używać takich słów. Jednak wszystkie te zwroty opowiadają właśnie o nich: o emocjach. Naszych, bo o innych nie ma sensu mówić – niewiele o nich wiemy. Zamiast więc zgadywać, kim jest nasz rozmówca: idiotą, draniem, oszustem? – warto powiedzieć, co się czuje. Egoizm jest OK. Skupmy się na sobie. Tylko wtedy mamy szansę mówić prawdę. Można więc mówić prawdę i szukać rozwiązań. Ale można też się pozabijać. Wybór ZAWSZE należy do was.