Eseje ze zbioru Głód i jedwab Herta Müller pisała na początku lat 90. Jednakże mimo upływu lat nie straciły one nic na aktualności. Hertę Müller interesuje życie codzienne w dyktaturze, stosunek do uchodźców, obojętność wobec wojen, łamania praw człowieka, nienawiści, przemocy. Jej teksty koncentrują się na totalizmach europejskich, a zwłaszcza na Rumunii Ceauşescu, wojnie na Bałkanach i życiu cudzoziemca w Zachodniej Europie. Sposób, w jaki pisarka konfrontuje nas z faktami i swoimi poglądami, jest stanowczy. Herta Müller nie waha się, nie ma wątpliwości, czy przypadkiem nie błądzi. Mam wrażenie, że jej teksty rodzą się ze złości, ze słusznej złości. Jest to bowiem jedyna reakcja na wszelkie niesprawiedliwości, krzywdy i okrucieństwa, które dzieją się na świecie.
Najsilniejsze wrażenie robią fragmenty poświęcone sytuacji kobiet w Rumunii. Podlegały one podwójnej represji: jako obywatelki Rumunii i jako kobiety. Były ofiarami barbarzyńskiej kontroli, upiornie określanej jako kontrola urodzin, która sprowadzała się do zakazu aborcji i braku środków antykoncepcyjnych, rejestracji ciężarnych i wymogu urodzenia pięciorga dzieci. Słowa Herty Müller uzasadniają tezę Kate Millet, która pisała, że to wszystko, co prywatne, jest w istocie publiczne. Herta Müller pisze: „W klinikach kobiecych zatrudniano „lekarzy” związanych ze służbami bezpieczeństwa. Byli specjalistami od przesłuchań. (...) Kobiety po przyjęciu do szpitala pytano o przebieg aborcji. Osoby, które wiedziały o usunięciu ciąży, były obecne przy zabiegu lub pomagały zdobyć środki poronne, musiały zostać zadenuncjowane. Nawet w przypadku silnego krwotoku dopiero po tym udzielano kobiecie pomocy. Zdarzało się, że kobiety umierały, ponieważ nie złożyły zeznania.”
Efektem tego piekła kobiet było powstanie podziemia usług ginekologicznych, oczywiście niebezpiecznych dla zdrowia i życia kobiet. „Znajomy powiedział: „Nie ma sprawy, kiedy moja żona zachodzi w ciążę, jedziemy na weekend do teściowej na wieś. Podniesie dwadzieścia razy drzwi do piwnicy i po wszystkim. (...) Sposoby na usunięcie ciąży krążyły podobnie jak szeptane do ucha plotki o stanie zdrowia Ceauşescu (...) Zaczynało się od tych mniej szkodliwych (...) Dzień w dzień metody te w setkach przypadków prowadziły do śmierci. Ile kobiet zabiła ustawa aborcyjna, nie wie dzisiaj nikt (...)”
Równie mocno brzmią oskarżenia państw Zachodniej Europy o obojętność wobec uchodźców. Ucieczka z kraju rządzonego twardą ręką lub poszukiwania miejsca, gdzie nie ma biedy są jedyną szansą na zachowanie godności, a nawet życia. Piętrzenie trudności przy udzielaniu azylu nie ma uzasadnienia, a jest wyrazem krótkowzroczności. Herta Müller mówi tak: „Kto obiecuje społeczeństwu spadek liczby uchodźców ekonomicznych, świadomie wprowadza je w błąd, ponieważ powód ucieczki – nędza – nie zniknie. Nie da się utrzymać biednych ludzi z dala od bogatych krajów.” (...)”
Eseje Herty Müller są wyrazem głębokiego humanizmu i humanitaryzmu, są oskarżeniem rzuconym wszystkim tym, którzy godzą się na status quo. Są również wyzwaniem rzuconym czytelnikom: autorka przywołując najsmutniejsze doświadczenia dociera do naszych sumień – takiej argumentacji nie można się oprzeć, jej argumenty są niepodważalne. Jednakże tym, co uderza najbardziej, jest ich uniwersalizm: gdyby wykreślić z tekstu daty, miejsca, nazwiska, można traktować historie opisane przez autorkę jako analizę współczesności. Pisząc o Bałkanach Herta Müller zauważa: „To, co się dzieje teraz, zostaje w ten sposób zakwalifikowane jako ostrzejszy przejaw i tak już istniejącego stanu. Na dłuższą metę, mówi się, nie można tego zmienić. (...) Tryb przypuszczający rządzi myśleniem. (...) należałoby mimo to zakończyć tę wojnę (...) sama z siebie nigdy się nie skończy. (...) Słowa 'trybunał międzynarodowy', 'zbrodnia przeciw ludzkości', 'ludobójstwo' pozostaną komiksowymi dymkami. Politycy będą siedzieli przy tym samym długim
stole i grzali te same krzesła. A dni będą upływały. Ale dokąd?”
Przekonaniem, że dni będą płynąć dalej, że jakoś wszystko się samo ułoży, reagujemy np. na sytuację w Tybecie czy Darfurze.
Książka Herty Müller jest jak wyrzut sumienia. Wolałabym, by Herta Müller nie miała racji.