Polityk wcielił idee Korwina w życie. Katastrofalne skutki są odczuwane do dziś
Czy o Januszu Korwin-Mikkem i jego politycznej świcie da się mówić poważnie? Marcin Kącki próbował, ale okazało się, że to zadanie jest skazane na porażkę. Lektura "Chłopców" jednych oburzy, innych zniesmaczy. Wątpię jednak, by jakikolwiek fan Konfederacji był z niej zadowolony.
Za nami wybory parlamentarne. Według sondażu exit poll IPSOS Konfederacja zakończy rywalizację o miejsca w Sejmie z poparciem na poziomie ok. 6,2 proc., a więc o wiele mniejszym niż zakładali przedstawiciele partii. Czy to oznacza jej koniec?
Tuż po wyborach warto przypomnieć sobie, jakie były początki ruchu, który budzi w Polkach i Polakach skrajne emocje. Sławomir Mentzen nie jest najbardziej kontrowersyjnym członkiem partii.
Na początku był Korwin. To on zakiełkował w dziesiątkach tysięcy (mam nadzieję, że nie więcej) młodych umysłów Polaków wizję libertarianizmu. I choć u niego idea nie idzie w parze z prozą życia, niezmiennie od początku lat 90. jest jedną z najbarwniejszych postaci na politycznej scenie.
Tylko on jeden może mówić "niech narkomani wymrą", a potem pomagać swojej córce w wyjściu z nałogu; ze wszech miar gardzić Unią Europejską, jednocześnie zasiadając w Parlamencie Europejskim i pozwalając na to, by jego dwaj asystenci pobierali unijne dodatki dla 17 dzieci (po 300 euro za każde); opowiadać się za tradycyjnym modelem rodziny i zdradzać swoją żonę z młodszą o 44 lata kochanką (obecnie trzecią żoną), która urodziła mu dwójkę dzieci... Przykłady można mnożyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji
Mimo wszystko Korwin wciąż może liczyć na szacunek pewnej grupy młodych ludzi. Pani Dominika, żona polityka, a wcześniej młodzieżowa działaczka partii, potwierdza, że nawet jako matka jego dzieci, wciąż do niego mówiła "panie prezesie".
Gdy Kącki, autor książki o Konfederacji, zagłębia się w prywatne życie Korwin-Mikkego, nie odpuszczając mu w żadnym aspekcie, odkrywa, że głoszone przez niego poglądy mają pewne określone ramy. "Darwnizm zatrzymuje się przed moją rodziną" - mówi wprost polityk.
Czy zatem polityczny wizerunek Korwina można uznać za fasadę, pod którą kryje się zupełnie inny człowiek? Niekoniecznie, to o wiele bardziej skomplikowane, co autor reportażu stara się wyjaśnić w całej opowieści.
Słuchając audiobooka Audioteki "Chłopcy. Idą po Polskę", nieraz zachodziłam w głowę, czy forma wybrana przez Marcina Kąckiego jest odpowiednia. Reporter bowiem w bardzo naturalistyczny sposób obrazuje wejście w świat korwinistów i konfederatów, nie ukrywając, że część zebranego materiału kosztowała go wiele zakrapianych wieczorów w towarzystwie politycznych działaczy.
W końcu autor przyznaje, że próba pojęcia logiki partii może prowadzić do szaleństwa. Całą tę kakofonię Kącki porównuje do lotu samolotem w korwinistycznych turbulencjach. I wskazuje na pewien schemat działania kolejnych pokoleń wyznawców Korwin-Mikkego, którzy z wewnątrz próbowali go "odkorwinić, odszołomić i odhailować" i ukryć przed wyborami, by swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami o kobietach czy pedofilii nie "odpalił protokołu 1 proc.".
Część słuchaczy może być jednak rozczarowana faktem, że w "Chłopcach" niewiele uwagi poświęcono obecnym liderom Konfederacji, czyli Krzysztofowi Bosakowi i Sławomirowi Mentzenowi. Kącki wyszedł z założenia, że istnienie tej partii jest jednak oparte na populistycznych ideach Korwina, który w głębi ducha jest im wierny i nie skupia się na zdobyciu władzy. Z kolei nowe twarze partii są w stanie żonglować postulatami i cynicznie manipulować opinią publiczną dla swoich zysków.
Dowodem na to, jak niebezpieczne są pomysły Konfederacji, zwłaszcza te gospodarcze, na które nabiera się wielu ich wyborców, jest opisana przez autora reportażu historia Kamienia Pomorskiego, którym w latach 90. władał wielki fan Korwina, Stefan Oleszczuk. Burmistrz likwidował żłobki i przedszkola, zmuszając kobiety do rezygnowania z pracy i pozostania z dziećmi w domach. Zwolnił połowę urzędników, bo przecież to "darmozjady" i zamknął dom kultury, muzeum oraz bibliotekę. W miejscowości kwitły za to hazard i sprzedaż alkoholu, gdyż wbrew prawu uwolniono koncesje.
Efekt? Ponad 20-proc. bezrobocie, wzrost przestępczości o 65 proc., coraz więcej rodzin żyjących w ubóstwie. Do tego, jak wspomina autor, przyzwolenie, by obok sądu na murze widniał napis "Żydzi do gazu".
Po wielu latach od końca rządów Oleszczuka kultura wciąż nie odrodziła się w Kamieniu Pomorskim. Jak mówi Kąckiemu jego obecna dyrektorka, dom kultury nadal nie ma stałej siedziby, a mieszkańcy "po prostu od kultury odwykli".
Dla konfederatów pewnie będzie to dowód, że kultura wcale nie była mieszkańcom potrzebna. Nie dostrzegą jednak tego, że oprócz biblioteki czy muzeum, bezpowrotnie odebrano im także nadzieję na lepsze jutro.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" sprawdzamy, jak bardzo Netflix zmasakrował "Znachora", radzimy, dlaczego niektórych seriali lepiej nie oglądać w Pendolino oraz żegnamy się z "Sex Education", bo chyba najwyższy już czas, nie? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.