A jednak także nad Wisłą można napisać porządny dreszczowiec z intrygą opartą na solidnej podbudowie naukowej. Mało tego, można osadzić jego akcję we współczesności, a nie w międzywojniu, nie jest też niezbędne podpieranie się historią żadnego miasta. Gdyby czytelnik jeszcze nie był usatysfakcjonowany, do tego wszystkiego dochodzi wiarygodna płaszczyzna obyczajowa – tutaj bohaterami są prawdziwi ludzie, a nie figurki wycięte z amerykańskich szablonów i dla niepoznaki obdarzone polskimi nazwiskami.
Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że tego nadwiślańskiego cudu dokonał nie kto inny, a Michał Protasiuk. Nie ukrywam, że nie mam najlepszych wspomnień z lektury jego debiutanckiego * Punktu Omega* – w warstwie koncepcyjnej powieść była bardzo oryginalna, ale kompozycyjnie i stylistycznie już po prostu słaba. Bez żalu podarowałam sobie zatem kolejną pozycję jego autorstwa – * Strukturę* – która, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, została wyróżniona nagrodą litercką imienia Jerzego Żuławskiego.
Święto rewolucji to świadectwo twórczej ewolucji autora, które od debiutu dzieli wręcz przepaść. Intrygujące wprowadzenie, równe tempo, kontrola nad strukturą opisywanej historii, umiejętne podtrzymywanie zainteresowania czytelnika – wszystko to pomaga „sprzedać” zanurzoną w teorii rozmaitych nauk społecznych a jednocześnie sensacyjną fabułę z silnie zarysowanymi wątkami obyczajowymi. Najnowsza powieść Protasiuka to bardziej obyczajowa sensacja niż fantastyka naukowa (choć podbudowa naukowa intrygi jest bardzo istotna, to mało fantastyczna – przedstawiony scenariusz zmian społecznych jest bowiem całkiem wiarygodny, co najlepiej świadczy o jego wysokiej jakości) – daje mu to, podobnie jak fakt wydania jej w Wydawnictwie Literackim – szanse na dotarcie ze swoją historią do szerszego kręgu odbiorców, przebicie się do tak zwanego „głównego nurtu”.
Choć dla odbiorcy zachwyconego Brownem intryga może być zbyt wyrafinowana. Trójka dwudziestkoparolatków: Marcin, geniusz marketingu, Agnieszka, studentka socjologii z poznańskiego blokowiska i Dorota, graficzka pracująca jako wolny strzelec oraz dobijający czterdziestki i poszukujący sensu w życiu Marek – to najważniejsi protagoniści Święta rewolucji. Każda z postaci ma własną historię, niezwykłą i koncentrującą się wokół konkretnego problemu – Marek bierze udział w eksperymencie psychologicznym mającym udowodnić istnienie życia pozagrobowego, Marcin chce zbadać możliwości marketingowego wykorzystania marzeń sennych, Agnieszka penetruje enklawę społecznie wykluczonych, zwaną Osadą, a w życiu Doroty pojawia się tajemnicza książka, która opowiada o...niej samej. Losy bohaterów okazują się, oczywiście, posiadać wspólny mianownik, ich ścieżki w pewnym momencie się przecinają i wspólnie kontynuują prywatne śledztwo. Jednym z wątków jest
zabójstwo popularnego autora młodego pokolenia, Sebastiana Lisieckiego. Pojawi się też oczwiście złowroga korporacja.
Zarys intrygi może sprawiać nieco banalne wrażenie, ale jej detale wcale takie nie są. Jest głęboko przemyślana, osadzona w ekonomii, marketingu, filozofii, skoncentrowana wokół problematyki, którą w pewnym uproszczeniu można by nazwać mechaniką historii i, co tu ukrywać, fascynująca. Dzięki wielowątkowości i rozpisaniu na kilka postaci opowieść wciąga bardzo szybko i choć najlepszy jest w niej początek, a zakończenie pozostawia uczucie pewnego niedosytu, to jednak różnorodność poruszonych problemów wiele wynagradza.
Przede wszystkim zaś gwarantuje kilka godzin bardziej wymagającej rozrywki. Jednym słowem, Święto rewolucjito niezwykle udana mieszanka sensacyjnych schematów i naukowych refleksji nad możliwymi obliczami przyszłości. I, moim zdaniem, małe acz istotne święto dla polskiej literatury - idźmy tą drogą.