Poetycka podróż po obu półkulach... mózgu
Przyznam, że po książce o „tajemnicach i pięknie ludzkiego mózgu”, napisanej nie przez człowieka zajmującego się tymże mózgiem zawodowo i nawet nie przez publicystę specjalizującego się w tematyce biologiczno-medycznej, lecz przez... pisarkę, poetkę i podróżniczkę, spodziewałam się, że może ona być zbiorem ogólników i truizmów, powierzchowną kompilacją popularnych teorii psychologicznych i chwytliwych ciekawostek wyczytanych w prasie popularnonaukowej. I choć pozytywne zaskoczenia nie zdarzają się często – miałam przyjemność doświadczyć jednego z nich, zagłębiwszy się w lekturę Alchemii umysłu. Autorka bowiem wykonała zaiste benedyktyńską pracę, zgłębiając dobrze ponad setkę publikacji, w większości książkowych, poruszających bezpośrednio lub pośrednio tematykę funkcjonowania ludzkiego mózgu, a wyekstrahowane z nich treści zbierając w spójną i logiczną całość, urozmaiconą, gdzie się dało, przykładami czerpanymi z własnych doświadczeń lub fragmentami utworów literackich, odnoszących się w jakiś sposób do
omawianych zagadnień. Uniknęła przy tym częstego błędu popełnianego przez publicystów piszących na tematy popularnonaukowe, mianowicie niedostosowania języka publikacji do potrzeb i oczekiwań odbiorcy. Ileż to razy odkładaliśmy na bok książkę czy artykuł, zniechęceni suchym i sztywnym, lub przeciwnie, zbyt zawiłym i rozwlekłym stylem, nie mówiąc już o nadmiarze fachowej terminologii, aplikowanym czytelnikom bez dodatkowych objaśnień!
Alchemię umysłu trudno odłożyć z własnej woli (chyba, że z założenia nie ciekawi nas nic, co wchodzi w zakres zainteresowania szeroko pojętych nauk przyrodniczych, ale w takim przypadku zapewne wcale się do niej nie zabierzemy...) – tak wciągający jest sposób, w jaki autorka prowadzi czytelnika przez obszary będące jeszcze niedawno „ziemią niczyją”, krainą domysłów i hipotez. Pamiętajmy, że Anthony Smith, pisząc przed dwudziestu paru laty swój Umysł, miał do dyspozycji może jedną trzecią tego, co dziś o czynności układu nerwowego wiedzą naukowcy, a 90% tej wiedzy zyskało rzetelne podstawy w ciągu zaledwie jednego poprzedzającego stulecia. Ostatnie ćwierćwiecze wzbogaciło ją zaś o osiągnięcia genetyki, chemii molekularnej i rozmaitych technik obrazowych, umożliwiających „podglądanie” mózgu w czasie pracy. Ackerman opowiada o tym z pasją i przejęciem, zaś jej wcześniejsze literackie doświadczenie przydaje się nad podziw, nadając opowieściom lekkość i potoczystość, a naukowy język ubarwiając poetyckimi
metaforami i porównaniami („lewe ramię, berło prawej półkuli”; „świadomość to wielki poemat materii”; „trzeba mieć w dłoni zwierciadło i lampę, by móc zajrzeć do ula naszych wspomnień”, itp.).
Niespecjalista piszący na tematy popularnonaukowe często popełnia błędy – tymczasem tutaj na ponad 300 stronach pasjonujących gawęd udało mi się wyłowić ledwie jeden, będący zresztą raczej niezręcznością, niż błędem i niezawiniony przez autorkę, lecz przez tłumacza lub korektora (nazwę aminokwasu, brzmiącą w języku angielskim „phenylalanine”, przyjęło się pisać po polsku jako „fenyloalanina”, a nie „fenylalanina”, choć z chemicznego punktu widzenia oba terminy są poprawne). Czy są jakieś inne, natury merytorycznej, musieliby się wypowiedzieć eksperci od tematu (zważywszy jednak imponującą bibliografię, z której autorka korzystała, nie podejrzewam istnienia takowych). Dla tych, którzy czytali wspomniany wcześniej Umysł Smitha czy Kruchy dom duszy Thorvalda, Alchemia umysłu będzie doskonałym tych pozycji uzupełnieniem; tym zaś, którzy po raz pierwszy sięgają po publikację z tego zakresu, dostarczy pożądanych informacji w obfitości i w nader atrakcyjnej formie.