Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:01

Podejdź, czara prawdę ci powie

Podejdź, czara prawdę ci powieŹródło: "__wlasne
d3inf1j
d3inf1j

Prawdę mówiąc, często nie wiadomo ile zdradzić w recenzji? Powie się za dużo, ktoś może stracić ochotę na przeczytanie, znowu za mało, to spowoduje, że czytający wcale nie chwyci za książkę. Tak niegdyś było z prezenterami polskiej telewizji, kto pamięta filmy opowiedziane przed ich emisją, ten zrozumie. Dlatego o bohaterce Czary wyroczni powiem niewiele. Właściwie jej skromny opis zamknąć by można w trzech słowach: urodziła się, czarowała i odeszła.

„Ojciec dawno już mi wytłumaczył, że najwyższą wartością człowieka jest światły, zdyscyplinowany umysł...”

I to tymi słowami kieruje się kobieta, której życie poznajemy od dnia jej problematycznych, choć nie naznaczonych światowymi tragediami narodzin. Autobiograficzny zapis życia damy de Morville, czyli za młodu brzydkiej, kościstej Genevieve o koślawej stopie. Dziewczynki niekochanej i niezrozumianej przez matkę, wprost niewidzialnej, dzięki czemu mogącej prawie wszystko. Do tej pory, tak naprawdę nie wierzącej w czary, dopóki nie dostanie się pod kuratelę królowej czarownic. Gdyż taka istnieje w Paryżu II połowy XVII wieku. Istnieje i działa, choć nikt nie przyzna się, że korzysta z jej usług.

Judith Merkle Riley przeżywa ostatnio na polskim rynku jakby powtórne narodziny. Kolejny raz wydano serię książek ze średniowieczną Małgorzatą, Tajemnicę Nostradamusa, czy opisywaną właśnie Czarę wyroczni. Zdawałoby się, że można się już tym znudzić, a jednak nawet jeżeli Księga Małgorzaty czy W poszukiwaniu szmaragdowego lwa mogły lekko niektórych przynudzać końcówkami, tak Tajemnica Nostradamusa prawdziwie wciągała, choć tytuł nie był do końca adekwatny do zawartości.

d3inf1j

Za to Czara wyroczni, to prawdziwie książka na czasie, i to nie tylko dla kochających siedemnastowieczną Francję, Króla Słońce i Markizę de Montespan. To przede wszystkim książka o magii i jej prowodyrkach. O królowych czarownic, które były, są i będą. Napisana jak zawsze u Merkle Riley z wielką dozą znajomości historycznej, w którą ona sama wprawnie wplątuje losy fikcyjnych żywotów. Fikcyjnych, ale nie „niepasujących” do całości. Fikcyjnych, czyli uzupełniających, którymi łatwiej operować, niż osobami historycznymi. Które prościej wtopić w dworskie intrygi, i prościej... unicestwić. A to w dobrej opowieści jest zawsze istotne.

d3inf1j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3inf1j