"Ciekawość miażdżyła kota." Naturalny pociąg do żarcia. Genetycznie uwarunkowana skłoność do wylegiwania się. Umiejętność nieustannego mrużenia oczu. Lenistwo, lenistwo i jeszcze raz... lenistwo. Lenistwo do potęgi... drugiej, a w zasadzie to trzeciej. Wrażliwość, a precyzyjniej mówiąc nadwrażliwość. Na własnym punkcie. Nad... a może tylko bardziej niż zwykła pomysłowość. Charakterystyczne jak kłębki pogubionej sierści, zwariowane, przewrotne jak deskorolka poczucie humoru.
"Prosty kot, proste rozrywki." Przymrużone oczy (na minus), nadwaga (na plus), niczym niezmącone samozadowolenie. Tak, tak, to on! Ten bez którego ten album nie miałby sensu. Garfield. W całej okazałości. W skromnym towarzystwie Jona i Odiego. Na szczęście nie zawsze kotek (że się tak prostacko wyrażę) jest górą. By równowaga nie była zwichnięta... czasami na szczycie jest Jon lub Odie. Ta kreska. Oszczędna choć bez zbytniej przesady. Te kolory, w zasadzie, pastelowe. Te postacie. Ten humor. To napięcie. Wynikające z kociej, Garfieldowej wyobraźni. Kot, którego czasami męczy bycie... kotem. Plask, pstryk, skrob, plum.... Kot, który uważa, że to niezdrowe być stale szczęśliwym. Garfield. Ostatnie miauknięcie musi należeć do niego.