Pisanie sprawia jej rozkosz
Katarzyna Grochola przyznaje się, że jest niewolnicą swego natchnienia. Ale: jest zadowoloną niewolnicą.
Gdy pomysł wpada jej do głowy, bez względu na porę włącza komputer, by pisać, pisać, pisać... Marzną jej nogi, ale pisze. Płacze i śmieje się na przemian – ale niestrudzenie tkwi na posterunku.
Grochola zaczyna pisać od... ostatniego zdania. To ostatnie zdanie jest wówczas celem, do którego można dążyć. Ono porządkuje historię i pozwala jej rozwijać się.
Gdy łzy już wylane, a nogi odmrożone – można skończyć. By zbierać pochwały. Jak mówi Katarzyna Grochola, największym komplementem jest stwierdzenie, że jej książki są lekkie, łatwe i przyjemne.
Dlaczego? Bo za cel autorka przyjęła rozweselanie, dawanie chociażby odrobiny radości.
A co jej sprawiłoby radość? Autorka zwierza się, że byłaby to podróż do Tajlandii. Chciałaby też zobaczyć Wielki Kanion. I jeszcze jedno marzenie, które ma szanse na spełnienie: Katarzyna Grochola chciałaby grać. Ma za sobą debiut na deskach studenckiego teatru, a producenci „Ja wam pokażę!” zaproponowali jej niewielką rolę. Wielbiciele pani Kasi będą pewnie trzymać kciuki, by zbytnio jej się na planie filmowym nie spodobało, bo jeszcze gotowa porzucić pisanie dla aktorstwa...