Pisała o "zabawie w getcie", mówiła o "grillowaniu Polaków". Ewa Kurek budzi ogromne kontrowersje
Skandalistka laureatką Humanitarnej Nagrody im. Jana Karskiego. Afera wybuchła już w momencie przyznania wyróżnienia, doprowadzając w ciągu kilku godzin do odwołania uroczystej gali. Sprawdziliśmy, dlaczego przyznanie Ewie Kurek takiej nagrody to czysty absurd.
Trudno nie zadać sobie pytania, czy przyznanie dr Ewie Kurek prestiżowej nagrody Jan Karski Humanitarian Award to prowokacja, skandal, a może zwykła pomyłka.
Nagroda Humanitarna im. Jana Karskiego jest przyznawana osobom, które "okazują odwagę oraz łaskę mimo rosnącej presji, biurokratycznej inercji, totalitarnych ograniczeń lub powszechnej obojętności wobec osób, które są ofiarami przemocy fizycznej lub dyskryminacji na tle kulturowym". Tym bardziej dziwi pojawienie się na liście laureatów nazwiska dr Kurek. Dlaczego? Bo wystarczy sięgnąć po jej najbardziej kontrowersyjną książkę, by przekonać się, że o odwadze i walce z obojętnością w jej pracy nie ma mowy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ot, codzienność w getcie
- Prezentowane w książce wyniki badań w niektórych momentach zbulwersują zapewne żydowskiego czytelnika, w innych zaś oburzą czytelnika polskiego; Żydzi być może zarzucą mi antysemityzm, Polacy zaś szkalowanie własnego narodu – ostrzega już na wstępie "Poza granicą solidarności. Stosunków polsko-żydowskich 1939-1945".
Kurek trafia w punkt. Powiedzieć, że jej książka wzbudziła wiele kontrowersji, to jak nie powiedzieć nic. Historycy zarzucają jej manipulację faktami, błędne wyciąganie wniosków i szczucie jednego narodu na drugi. A wszystko po to, by "odkryć rzeczywistą prawdę".
"Prawdą" uderza jak obuchem między oczy już na pierwszych stronach książki. Pisze, że owszem: "Getta żydowskie w Polsce większość historyków postrzega jako twór czy dzieło Niemców, którzy skupili ludność żydowską w obrębie wytyczonych przez siebie dzielnic polskich miast w celu łatwiejszego wykonania zagłady".
A po chwili dodaje: "Tymczasem prawda o żydowskich gettach w Polsce jest nieco bardziej skomplikowana i nie przystająca do rzeczywistości w żadnym innym kraju na świecie. Zdecydowana bowiem większość polskich Żydów, tych, których wymordowano tak straszliwie, że nawet nie ma kto opowiedzieć o ich istnieniu, czyli 85 proc. polskiego żydostwa, mieszkała w gettach także przed drugą wojną światową; w gettach w Polsce mieszkała od stuleci. Dla nich getto było domem i codziennością".
Twierdzi, że getta "w istocie rzeczy były zbudowanymi w latach 1939-1942 przez polskich Żydów za zgodą okupujących polskie ziemie Niemców autonomicznymi prowincjami żydowskimi". Słowem, Żydzi sami sobie zbudowali miejsce kaźni.
Polacy prześladowani, Żydzi roześmiani
Pomija całkowicie to, co faktycznie działo się w gettach. Nie wspomina o głodzie i tragicznych warunkach sanitarnych. Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć opisy tego, jak wyglądało życie w getcie warszawskim.
A nawet ośrodek informacji ONZ w Warszawie podpowiada: "Żydzi byli trzymani w straszliwych warunkach. Naziści skonfiskowali prawie całkowicie ich majątek i odmawiali dostępu do większości podstawowych potrzeb życia codziennego. Ogromne zagęszczenie ludności, brak higieny, głód i brak podstawowej opieki medycznej prowadziło do szybko rozprzestrzeniających się epidemii w wielu gettach. Surowe warunki życia i długie godziny prac przymusowych dodatkowo osłabiały Żydów. W Warszawie, w największym z gett, prawie 85,000 Żydów (około 20 procent ludności getta) zmarło z powodu tych warunków, zanim jeszcze naziści rozpoczęli akcje deportacyjne do obozów zagłady. Podobnie było w innych gettach i nawet tam, gdzie warunki były nieco lepsze, i tak były "ciasne jak grób", jak określił to autor dziennika z getta wileńskiego, Dr Lazar Epstein".
To było piekło w środku miasta. Ale na nic relacje, na nic filmy dokumentalne, na nic książki i setki potwierdzonych naukowo historii piekła.
Bo Kurek pisze: "W latach 1939-1942 Warszawa gojów, czyli Polaków, była ponura i smutna. Żyła w niej ludność zaszczuta niemieckimi łapankami, egzekucjami i wywózkami do obozów koncentracyjnych. W tych samych latach żydowska autonomia terytorialna, getto warszawskie, bawiło się".
A dalej o "upragnionych strukturach", w których "kursowały żydowskie tramwaje, dzieci żydowskie uczyły się w żydowskich szkołach żydowskiego języka, płacono żydowskimi pieniędzmi, przestępców chwytała żydowska policja i osadzała w żydowskim więzieniu, żydowski listonosz roznosił listy, Żydzi bawili się z żydowskich teatrach i kawiarniach".
Jak napisać historię na nowo
Kurek dzieli Polaków i Żydów za każdym możliwym razem. "Nie sposób uważać Żydów polskich za Polaków wyznania mojżeszowego – odkrycie tej podstawowej o polskich Żydach prawdy wydaje się być kluczem do zrozumienia zagłady" - podkreśla.
W książce podkreśla, że polskie społeczeństwo od lat toczyły stereotypy, a że Żydzi stworzyli tak odizolowany świat, że "nie wszyscy mieli świadomość tego, że mieszkają w Polsce". I nie zawsze mija się z prawdą. Brakuje jej za to empatii i chłodnego spojrzenia na fakty. Kurek nie odpuszcza ani na chwilę.
Słusznie zauważa, że "język historiografii zagłady w sposób jednoznaczny i niepodważalny przyjmuje, że w dokonanej w czasie drugiej wojny światowej zagłady 6 milionów europejskich Żydów jeden naród, Niemcy, pełnił rolę kata, drugi zaś, czyli zgładzony naród żydowski, był ofiarą pierwszego". Ale potem dodaje, że tak naprawdę to "Żydzi czynnie uczestniczyli w uśmiercaniu własnego narodu, a znaczna ich część była nie tylko katami, ale także militarną siłą wspierającą faszystowski totalitaryzm".
Trudno nie odnieść wrażenia, że próbuje przełożyć winę za holocaust z nazistów na Żydów. Warto przecież podkreślić, że nie tylko wprawieni historycy są czytelnikami jej książki, ale przecież "przeciętni zjadacze chleba", którzy nie będą mieli możliwości sprawdzenia wszystkich źródeł.
Na dowód, że Żydzi byli katami, przypomina relację jednego z więźniów Sobiboru: "Kiedy zbliżaliśmy się do naszych baraków, usłyszeliśmy rytmiczny, głuchy stukot. Jakby ktoś wrzucał wielkie kamienie do metalowego pudła. Odgłosy dobiegały z okolicy komór gazowych. Później dowiedziałem się, co to było. Więźniowie pracujący w krematorium wrzucali zwłoki na wąskotorowe wywrotki, które wiozły martwe ciała do spalenia".
Przeraża, że można to w ogóle rozważać w kategorii bycia katem.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Nagroda wręczana po cichu
"Ja, Kaja Mirecka Ploss, wyrażam swoje ogromne oburzenie, ale przede wszystkim niezgodę na przyznawanie Humanitarnej Nagrody im. Jana Karskiego dla Pani Ewy Kurek" – pisała spadkobierczyni testamentu historyka i dyplomaty.
Burza, która wybuchła po ogłoszeniu listy laureatów dała do myślenia konsulatowi. Pracownicy poinformowali, że galę wręczenia nagród odwołują "z przyczyn będących poza naszą kontrolą". Nie oznacza to jeszcze, że Kurek nagrody nie dostanie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Badaczka od lat próbuje grać na wszystkich możliwych kontrowersjach dotyczących drugiej wojny światowej. W programie TVP Info kwestionowała nawet sam fakt, że doszło do zbrodni w Jedwabnem, a ostatnie 15 lat debaty historyków o mordzie na Żydach nazwała "festiwalem kłamstw i fantazji". Kurek krytykowała Lecha Kaczyńskiego za to, ze w 2001 roku zdecydował, by nie przeprowadzać ekshumacji w Jedwabnem. A na początku tego roku mówiła w Radiu Wnet:
- Od Jedwabnego zaczęło się grillowanie Polaków. My Polacy mieliśmy uwierzyć, że jesteśmy współwinni Zagładzie i ten argument był głoszony na świecie. Stąd ten w tej chwili - że tak powiem - bunt Żydów, że to się nie udało. Jeśli chodzi o Jedwabne, to nie mam pretensji do Żydów. Może to brzmi absurdalnie, ale za kłamstwo jedwabińskie odpowiadają nasze władze.
Za swoje własne fantazje dr. Kurek może być teraz nagrodzona.
Zobacz też: "Kłamać nie wolno, ambasadorowi Izraela tym bardziej". Jan Żaryn w "Kto nami rządzi?"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl