Pięć najodważniejszych kobiet okupowanej Polski
Uciekały z rozpędzonego pociągu, strzelały w powstaniu, produkowały materiały wybuchowe, ukrywały Żydów. Dla najodważniejszych kobiet okupowanej Polski nie było zadań nie do wykonania. Mimo młodego wieku miały nerwy ze stali. Poznaj pięć największych bohaterek.
Magda Rusinek. Agentka do zadań specjalnych
W 1942 roku 17-letnia Magda Rusinek trafiła do grupy likwidacyjnej Referatu 993/W w Wydziale Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Komendy Głównej Armii Krajowej. Na intensywnych szkoleniach – obejmujących trening wytrzymałościowy, strzelanie, opanowanie stresu – instruktor wrzeszczał, ”że baby powinny w domu siedzieć i gacie chłopom prać”. Zamiast prać, rozpracowywała ludzi, na których sąd podziemny wydał wyrok śmierci, przeważnie szmalcowników i informatorów gestapo.
W ręce Niemców wpadła przypadkowo, w czasie łapanki na ulicy. Trafiła na Pawiak, a stamtąd do transportu do Majdanka, cudem udało jej się uciec z pociągu. Wróciła do Warszawy i zajęła się ratowaniem dzieci z getta. Przełożeni z organizacji zgodzili się na to, wiedząc, że za pomoc Żydom Niemcy zabijają natychmiast – bez aresztu i przesłuchiwania, podczas którego Magda mogłaby sypnąć kolegów z konspiracji.
Choć przez jej ręce przeszło wiele dzieci, najbardziej zapamiętała przypadek Adasia, kilkuletniego chłopca, którego matka po ucieczce z getta ukryła w jamie wykopanej w ziemi. Jamę ktoś podpalił. Matka powierzyła ciężko poparzonego chłopca pod opiekę Magdy. Mimo pomocy udzielonej przez lekarza, chłopiec nie przeżył.
Magda Rusinek na zdjęciu z 1948 roku. Fotografia z książki ”Wojenne dziewczyny” (Znak Horyzont 2017).
Magda zapakowała ciało we worek i wsiadła do tramwaju, by dojechać do miejsca, gdzie matka Adasia wykopała jamę. Tam chciała go pochować. Nagle tramwaj zatrzymał się. Łapanka. Magda bezczelnie podbiegła do niemieckiego żandarma z pretensjami, że pracuje dla Niemców i ma pilne zadanie do wykonania. Żandarm przeciął sznurek, zwłoki dziecka wypadły na chodnik. Niemcy przestraszyli się i odjechali.
W czasie powstania warszawskiego Magda była przez tydzień łączniczką pułkownika Kazimierza Iranka-Osmeckiego, szefa Oddziału II (informacyjno-wywiadowczego) Komendy Głównej AK. Potem została strzelcem. ”Strzelałam jak wszyscy, specjalizowałam się też w odrzucaniu granatów”, dowiadujemy się z relacji Magdy Rusinek zamieszczonej w książce ”Dziewczyny wojenne”, Łukasza Modelskiego.
Pod koniec powstania przeprowadzała kanałami dowództwo AK, między innymi Tadeusza Bora-Komorowskiego. W czasie przejścia konieczna była absolutna cisza, więc przewodniczka bez wahania ochrzaniła dowódców, gdy pozwolili sobie na głośną rozmowę. Po kapitulacji trafiła do obozu w Lamsdorfie. Po wyzwoleniu została tłumaczką oficerów generała Pattona do kontaktów z Polakami.
Irena Sendler. Ludzka powinność
Irena Sendler uratowała więcej Żydów niż Oskar Schindler, a mimo to jej historia przez wiele lat była przemilczana. W momencie wybuchu wojny skromna pracownica Obywatelskiego Komitetu Pomocy Społecznej zaangażował się w działalność konspiracyjną. Chcąc pomagać najbardziej potrzebującym – żydowskim dzieciom z warszawskiego getta – Irena związała się z Żegotą (kryptonim konspiracyjny Rady Pomocy Żydom), gdzie została szefową wydziału dziecięcego.
Dzięki zatrudnieniu w Komitecie Pomocy Społecznej miała wstęp do getta. Oficjalnie wchodziła za bramę po to, by przeprowadzać dezynfekcje. Zajmowała się jednak, czymś całkiem innym: przemycaniem jedzenia, lekarstw, pieniędzy, odzieży. Zdaniem Ireny była to jednak pomoc doraźna. Zdawała sobie sprawę, że jedyny ratunek dla Żydów to ucieczka z getta. Przy wsparciu Żegoty zorganizowała akcję przemycanie dzieci z dzielnicy żydowskiej.
Niebezpieczne przedsięwzięcia wymagało odwagi, opanowania, kreatywności i rozległych kontaktów po stronie aryjskiej. Pomysłowość Sendlerowej nie miała granic. Wynosiła dzieci w paczkach, wywoziła ukryte w karetce pogotowia, przeprowadzała przejściem w gmachu sądów na Lesznie. Nie było jednej drogi ani jednej sprawdzonej trasy. Czasami można było skorzystać z tramwaju i zdać się na pomoc wtajemniczonego motorniczego, często trzeba należało dziecko uśpić, by nie płakało po drodze.
Irena Sendlerowa ocaliła życie 2500 żydowskich dzieci. Sama jednak nigdy nie uważała się za bohaterkę .
Na terenie getta Irena nosiła opaskę z gwiazdą, nie chciała wyróżniać się w tłumie. Działała szybko i skutecznie tuż pod samym nosem Niemców. Udało jej się wyprowadzić 2500 dzieci. Imiona i nazwiska dzieci oraz adresy kryjówek po aryjskiej stronie zapisywała na karteczkach. W ten sposób stworzyła pokaźną kartotekę, którą przechowywała we własnym mieszkaniu. Była świadoma, że każdego dnia może przyjść po nią gestapo.
Tak zresztą się stało, na szczęście w czasie przeszukiwania mieszkania nie znaleźli ani kartoteki, ani dokumentów obciążających. Irena trafiła do więzienia na Pawiaku, przyjaciele z Żegoty pomogli jej wydostać się na wolność. Sendlerowa nigdy nie uważała siebie za bohaterkę, mówiła, że po prostu czyniła ludzką powinność.
Elżbieta Zawacka ”Zo”. Jedyna cichociemna
Pod pseudonimem Elisabeth Watson odbyła w środku wojny niebezpieczną podróż przez pół Europy. Jako emisariuszka Komendanta Głównego AK Stefana Roweckiego wyruszyła przez Niemcy, Francję, Andorę, Hiszpanię i Gibraltar do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. To właśnie ”Zo” upominała się w Londynie, by nadać kobietom status żołnierzy.
Elżbieta Zawacka była jedyną kobietą w szeregach cichociemnych. Na zdjęciu jej pomnik w krakowskim Parku Jordana.
Sama była jedyną kobietą wśród słynnych cichociemnych, uważanych za elitę Polski Walczącej, polskich żołnierzy wyszkolonych w Wielkiej Brytanii przeznaczonych do zadań specjalnych. Wielokrotnie przekraczała granice kraju, przenosząc rozkazy, mikrofilmy, meldunki, pieniądze. Tajne informacje ukrywała w trzonku klucza lub zapalniczce. Czasami jechała w przedziale pasażerskim, udając Niemkę, czasem pokonywała długą trasę ukryta w tendrze parowozu (zbiorniku na wodę). Brnęła w śniegu przez przełęcze Pirejenów i skakała na spadochronie.
W Polsce gestapo deptało jej po piętach, cudem uniknęła aresztowania, wyskakując z pędzącego pociągu. Podczas feralnej podróży z Krakowa do Warszawy była obserwowana przez niemieckich informatorów, śledzili ją, bo mieli nadzieję, że doprowadzi ich do władz AK. ”Zo” udało się ich zmylić, wyskoczyła z pociągu, gdy Niemcy myśleli, że jest w toalecie.
By oszukać wroga, Zawacka wymyślała zresztą różne fortele, w tramwaju wsiadała do wagonów ”Nur für Deutsche” i beztrosko udawała Niemkę. Gdy musiała przewieźć przez granicę większą sumę pieniędzy, kupiła najtańszą, podniszczoną walizkę, jej dno wykleiła studolarowymi banknotami i na tę warstwę, przykleiła papier.
Aby zmylić Niemców Zawacka często jeździła tramwajami ”Nur für Deutsche”.
Jak sama przyznawała po latach, najbardziej bała się psów. Niemcy wykorzystywali zwierzęta w czasie obławy lub szczuli nimi aresztowanych w czasie przesłuchania. Wiele kobiet z AK zostało rozszarpanych przez psy. Strach nie paraliżował jej przed wykonaniem kolejnej niebezpiecznej misji. Jan Nowak-Jeziorański mówił, że ”Zo” nawet w środowisku konspiracyjnym, gdzie przestrzegano anonimowości, była legendą. Elżbieta Zawacka była jedną z dwóch kobiet-generałów w Polsce.
Wanda Traczyk-Stawska. Pączek na barykadzie
W czasie powstania warszawskiego Wandę Traczyk ”Pączek” przydzielono do oddziału dyspozycyjnego generała Antoniego ”Montera” Chruściela. Została łączniczką i strzelcem, chociaż początkowo była przeznaczona do redakcji ”Biuletynu Informacyjnego”, gdzie zajmowała się parzeniem kawy. Nie mogła znieść bezczynności, więc postarała się o przeniesienie. Otrzymała własną Błyskawicę, czyli karabin rodzimej produkcji, i była traktowana tak samo jak mężczyźni. Kobiety w powstaniu pełniły przeważnie rolę sanitariuszek lub łączniczek, niewiele z nich walczyło z bronią w ręku.
Wanda prowadziła rozpoznania, osłaniała atakujących kolegów, strzelając do wroga. Była odważna i rwała się do walki, ale dowódca przestrzegał ją przed niepotrzebną brawurą. ”Monter” kierował oddział Wandy, tam gdzie właśnie załamywało się natarcie. Po walce o Kościół Świętego Krzyża Wandę odznaczono Krzyżem Walecznych. Chociaż należy do grupy najodważniejszych kobiet okupowanej Polski, Wanda Traczyk -Stawska nie lubi mówić o swoim bohaterstwie. O jej wyczynach możemy się dowiedzieć z relacji kolegów-powstańców.
”Pączka” wspomina wielokrotnie między innymi Janusz Rola-Szadowski w książce ”Z błyskawicą na tygrysy”: ”Niemiec wleciał do sieni – Pączek ostrożnie podchodzi, peem gotowy – doskakuje do drzwi bierze go na cel – zacięcie! To jest błyskawica. A ten już wali w nią granatem. Ona ma jeszcze trzy sekundy czasu, cofa się, w korytarzu granat wybucha, czarny dym…” Instynkt uratował Wandę wielokrotnie w czasie walk.
Basia Matys. Bombowa dziewczyna
19-letnia Basia Matys, której historie opisuje Łukasz Modelski w książce ”Dziewczyny wojenne” przysięgę składała w starej kamienicy na ulicy Kruczej. Atmosfera była uroczysta – na stole krzyż i świece. Przysięgę odbierała doktor Zofia Franio, organizatorka kobiecych patroli minerskich. To właśnie tam miała trafić Basia. Szybko zaczęła regularne szkolenia, w ramach których uczyła się strzelania, budowy i rozmieszczania ładunków wybuchowych czy unieszkodliwiania min. Poza tym zajmowała się też przenoszeniem dokumentów, ładunków i składników do produkcji materiałów wybuchowych. Koledzy z konspiracji nazywali ją i koleżanki z jej oddziału minerskiego ”Bombami”.
Pewnego dnia, gdy Basia przewoziła tramwajem wielką paczkę, w której schowała dwa rzędy butelek zapalających, Niemcy zorganizowali łapankę. Pomógł jej wówczas granatowy policjant, który domyślił się, że dziewczyna przewozi coś o wiele bardziej niebezpiecznego niż, jak twierdziła, ocet. Gdyby butelki się rozbiły, nastąpiłby natychmiast wybuch i zginęliby wszyscy. W czasie powstania ”bomby” szybko zdobyły szacunek żołnierzy.
W trakcie Powstania Basia Matys brała udział między innymi w zdobywaniu budynku PAST-y.
Na początku walk montowały granaty, które powstańcy rzucali na czołgi nacierające na Wojskowe Zakłady Wydawnicze. Udało się zatrzymać niemieckie natarcie. Basia wraz z kilkoma koleżankami trafiła do oddziału osłonowego WZW w dyspozycji Antoniego Chruściela ”Montera”. Dziewczyny brały udział w akcjach saperskich, między innymi w pierwszym ataku na budynek PAST-y.
Musiały założyć minę burzącą w ścianie budynku przylegającego do PAST-y. W powstaniu Basia brała też udział w przenoszeniu magazynów broni tuż pod nosem Niemców i udzielała się jako sanitariuszka: wyciągała rannym kolegom odłamki pocisków. Oddział minerski składał się bowiem z dyplomowanych pielęgniarek.
*Małgorzata Brzezińska *- dziennikarka, absolwentka Instytutu Dziennikarstwa UW. Zafascynowana dwudziestoleciem międzywojennym, a szczególnie ówczesną sceną kabaretową. Miłośniczka historycznych filmów dokumentalnych oraz spacerów miejskich śladami przedwojennej Warszawy.
Historia kobiet, które nie pozwoliły, aby wojna zniszczyła ich marzenia w książce Łukasza Modelskiego pt. ”Dziewczyny wojenne”. Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy.
Jeżeli zainteresował Cię ten artykuł. Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najtragiczniejszych weselach w okupowanej Polsce