Vincent van Gogh nie tylko wspaniale malował, ale też świetnie pisał. I wcale nie był tak bardzo szalony, niezrozumiany i biedny, jak głosi legenda.
Genialny artysta-szaleniec, niedoceniony za życia. Żył w nędzy, bez grosza przy duszy i obciął sobie ucho. Tak mniej więcej przedstawia się nasza potoczna wiedza o słynnym holenderskim malarzu. A przynajmniej takim ukazują go książki, filmy i anegdoty, których jest bohaterem. Wokół tego artysty wytworzył się trudny do przekreślenia mit oparty na zbeletryzowanej historii jego życia.
Listy w sieci
A jednak do tego mitu należy podchodzić ostrożnie. Pogłębione badania całego zbioru korespondencji Vincenta van Gogha – którą utrzymywał przede wszystkim ze swoim bratem Theo, ale również z innymi osobami, np. z Paulem Gauguinem – tworzą dużo bardziej zniuansowany obraz. Jak się okazuje, van Gogh nie był wcale aż tak bardzo biedny i szalony i w rzeczywistości cieszył się uznaniem już za życia, choć nie wśród szerokiej publiczności. Odznaczający się silną osobowością twórca w swych listach cudnie i interesująco opowiadał o tym, co go akurat zajmowało, i dlaczego malował określony temat w ten czy inny sposób.
Różne wydania jego listów, z których najwcześniejsze pisał w języku niderlandzkim, a inne po francusku, wciąż pozostawiają spory margines interpretacyjny.
Hans Masselink
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.