Trwa ładowanie...

"Pani ma na pewno wesoło w domu". Barbara Stuhr wyznaje: "Obaj chowali się w jaskini"

Nieśmiały, skryty i małomówny. Będąc dzieckiem zamykał się w pokoju i milczał. Raz zapomniał odezwać się do matki przez 4 dni. Barbara Stuhr wyznała, że nawet teraz, po 30 latach, syn wciąż zapomina zadzwonić lub napisać.

"Pani ma na pewno wesoło w domu". Barbara Stuhr wyznaje: "Obaj chowali się w jaskini"Źródło: Materiały prasowe
d2pciwv
d2pciwv

"Stuhrmówka. A imię jego czterdzieści i cztery" to wywiad-rzeka z Maciejem Stuhrem. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebis publikujemy rozdział: "Barbara Stuhr".

ZOBACZ TEŻ: program Tłit z Maciejem Stuhrem

Kiedy Maciek się urodził, wydawało mi się, że ma najpiękniejszą główkę na świecie, że w ogóle jest śliczny, cudowny i wspaniały, a on miał ogromnego guza, mąż się śmiał, że większego niż głowę. Zresztą uwiecznił to na czarno-białym zdjęciu. Guz po kilku dniach zniknął, a zdjęcie ma już czterdzieści lat.

Muszę powiedzieć, że Maciek był nadzwyczajnym dzieckiem. Jedyna jego wada - był straszliwym niejadkiem. Miał 2, może 3 latka kiedy zaczęliśmy jeździć do mojej mamy do Bielska-Białej, 100 km małym fiatem. Przed podróżą zawsze go karmiłam, co trwało godzinami, więc wsadzając mu ostatni kęs do buzi, mówiłam z ulgą: "No dobra, to już możemy jechać".

d2pciwv

Kiedy w Bielsku wyciągałam Maciusia z samochodu, wciąż miał policzek wypchany tym ostatnim kawałkiem bułki. Za to nie wiedziałam co to są kolki, co to znaczy, że dziecko nie potrafi przespać całej nocy. O godzinie 19:30 kładłam go do łóżeczka i zaczynała się wszechnica telewizyjna czyli dziennik i film, mój jedyny czas dla siebie. Maciuś grzecznie spał.

Przychodziłam do jego pokoju rano, po godzinie siódmej, był zasikany po pachy, ale cichutko się bawił czekając aż przyjdę. Był absolutnie wyjątkowym dzieckiem. I muszę przyznać, że zostało mu to na bardzo długo. Był dzieckiem, które nie sprawiało nam żadnych trosk ani kłopotów. Oboje z mężem zastanawialiśmy się nawet, co to za dziwna młodzież, wyjątkowe pokolenie, bo przecież jak ma się 15 lat wszystko jest na nie, więc dlaczego on się nie buntuje? A nasz syn po prostu się nie buntował.

Paradoksalnie zupełnie inaczej było z Marianną, która jest od Maćka 7 lat młodsza. Ona pokazywała rogi od początku, wystarczyło, że człowiek nie zwracał na nią uwagi dłużej niż pięć minut, a przylatywała i mówiła: "No, patrz się na mnie”.

East News
Źródło: East News, fot: Adam Staskiewicz/East News

Maciek jest jaskiniowcem. Jak jego ojciec. Ludzie, którzy ich nie znają, mówią: "Pani ma na pewno wesoło w domu”.

d2pciwv

Nie wiedzą, że obaj się chowają, każdy w swojej jaskini, bo tam czują się najbezpieczniej. Ci, którzy ich kochają wiedzą, że oni tego potrzebują i najszczęśliwsi są wtedy, jak się nie odzywają i mają smutną minę. Co wcale nie oznacza, że są smutni.

Pamiętam eksperyment, który zrobiłam w szkole podstawowej. Maciek moje pytania: co w szkole, co słychać, co robiłeś - zawsze kwitował wzruszeniem ramion i mruknięciem: "A, nic”. Niczego nie można było się dowiedzieć. Od rodziców Michała, jego najlepszego przyjaciela wiedziałam, że obaj są kochliwi, ale Maciek nie wypowiedział ani słowa na temat żadnej z dziewczyn.

Pewnego razu postanowiłam sprawdzić, czy mój synek w ogóle się do mnie odezwie, jeśli ja pierwsza go nie zaczepię. Myślałam, że cisza będzie trwała dzień, a trwała cztery dni, jeśli nie dłużej. Widział, że jestem w domu, miał poczucie bezpieczeństwa, czuł się zaopiekowany, dostał wszystko, czego pragnął i to mu wystarczało. Nie potrzebował słów. W końcu przyszedł i wyartykułował jakieś pytanie, tylko dlatego, że zależało mu na konkretnej rzeczy.

d2pciwv

Zapytałam go wtedy: "Maciuś, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nie odezwałeś się do mnie od kilku dni?” On w ogóle tego nie zauważył. Był rozbrajająco szczerze zdziwiony.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Jako dziecko cierpiał na reumatyzm dziecięcy. Dziś podobno w ogóle się tego nie leczy, ale wtedy stosowano zastrzyki z penicyliny, które po pierwsze były bardzo bolesne, po drugie był z nimi kłopot, kiedy się wyjeżdżało, ponieważ żaden lekarz, który nie znał Maćka, nie odważył się wykonać zastrzyku bez zrobienia próby uczuleniowej, która była dotkliwie nieprzyjemna.

d2pciwv

Sama dość wcześnie zaczęłam flirtować z tzw. medycyną niekonwencjonalną, a ponieważ nie podobało mi się, że muszę dziecko szpikować antybiotykami, zaczęłam mu robić masaż leczniczy. Zaopatrzyłam się w taki przyrząd dentystyczny z kulką na końcu i spędzałam dużo czasu masując go w miejscach, w których stosuje się akupunkturę. Naciskając te punkty łaskotałam go przy okazji, co on uwielbiał i nazywał kizianiem.

Pomyślałam, że te sesje dawały mu poczucie bliskości i ciepła, więc nie musiał mówić. Byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że w szkole, wśród kolegów był postrzegany jako gadatliwy, dowcipny i rozbrykany chłopiec. Trudno było rozgryźć, co mu się podoba i co chciałby w życiu robić. Bardzo długo martwiłam się o niego. Kiedy zaczął być trochę bardziej świadomy, od razu zadeklarował, że nie będzie robił tego co tata, co było zabawne, ponieważ robił dokładnie to samo. Całe jego dzieciństwo to kulisy Starego Teatru.

W tamtych czasach nie było zbyt wiele atrakcji dla najmłodszych, wśród przyjaciół mieliśmy dyżury rodzicielskie i pewnego dnia poszłam z grupką dzieci do Teatru Słowackiego na spektakl o Kopciuszku. Koleżanki Maćka śmiały się, klaskały, podskakiwały z zachwytu, a Maciek siedział jak mumia.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Zapytałam: "Maciusiu, to co, idziemy do domu?”. Pokręcił odmownie głową i mruknął: "Y-ym". Połknął bakcyla, ale nie potrafiłam z całą pewnością stwierdzić, czy rzeczywiście marzy o aktorstwie.

d2pciwv

Wszyscy znajomi mówią, że Maciek ma niezwykły dar parodystyczny. W domu nigdy tych talentów nie odkrywał. Myślę, że po prostu gdzieś to wyćwiczył. I to świetnie. Mój mąż, który również ma talent w tej dziedzinie, uważa, że Maciek jest od niego o wiele lepszy. Mówi, że już nie stanąłby obok syna na estradzie.

Maciek bardzo szybko wyprowadził się z domu. Ogromnie to przeżyłam. Zmienił się ustrój, mój mąż odzyskał część kamienicy po ojcu i nagle okazało się, że możemy dostać miniaturowe mieszkanie: dwa malutkie pokoiki z aneksem kuchennym. Wyposażyliśmy je i oddaliśmy Maćkowi, który właśnie zaczął studia.

Rozczulające było to, że Maciek wcale nie chciał tak szybko się wyprowadzać, ale mój mąż w sposób dość bezceremonialny pytał: "Maciek, to kiedy się wynosisz?”. Serce mi krwawiło, że ojciec jest taki bezwzględny.

d2pciwv

Wiedziałam, że ma rację, że Maciek musi nauczyć się samodzielnego życia, ale nie ukrywam, że dla mnie to rozstanie było bardzo trudne. Dostał od nas małą pensję miesięczną i przykazanie, że jeśli zabraknie mu pieniędzy, to w domu zawsze czeka na niego pełna lodówka.

Mało kto w wieku 19 lat dysponował własnym mieszkaniem, ale Maciek był szalenie odpowiedzialny.

Kiedy w końcu zamieszkał sam na tym Podgórzu, pojawiała się dziewczyna. Któregoś dnia Maciek przyszedł do mnie ogromnie zawstydzony, z czerwonymi uszami i zapytał: "Mamo czy bylibyście z tatą przeciwni temu, żeby Agnieszka ze mną zamieszkała?”.

Wiedział, że nie robiliśmy mu żadnych kontroli, ale z szacunku dla dziewczyny i dla nas miał odwagę poprosić nas o zgodę. Pamiętam, jak mu odpowiedziałam:

"Maciusiu, skończyłeś 18 lat, to jest twoje mieszkanie i twoja sprawa. Rób, co chcesz. Miej tylko na uwadze ewentualne konsekwencje”.

Zawsze był taki uczciwy, porządny i przywiązany do wartości. Moje dzieci tak były wychowane, jedno i drugie, że zawodowo wszystko muszą osiągnąć same, bo tata czy mama niczego im nie załatwi. Może dlatego tak wyraźnie pamiętam pewien epizod z pierwszej klasy liceum. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia ze zjawiskiem: "nauczyciel się uwziął”.

W moich oczach wina zawsze była po stronie leniwego ucznia albo jego nadpobudliwych rodziców, ale w tym przypadku, jak twierdził zaniepokojony wychowawca Maćka, coś było nie w porządku w relacjach Maćka z nauczycielką matematyki.

Zaczęło się od tego, że przez kilka miesięcy Maciek faktycznie w ogóle nie uczył się tej matematyki, ale gdy dotarło do niego, że jest na poważnie zagrożony, stanął na uszach i uczył się od rana do wieczora. W każdym razie na wywiadówce rozmawiałam z tą nauczycielką, która powiedziała:

"Proszę się nie niepokoić, jak Maciek nadal będzie miał kłopoty z matematyką, to ja państwa zawiadomię”.

Któregoś dnia odbieram telefon od zdenerwowanego wychowawcy, że właśnie na radzie pedagogicznej owa matematyczka oświadczyła, że nie przepuści Maćka do następnej klasy. To była pierwsza klasa liceum, byłam przerażona, przecież w tym wieku można dziecku zwichnąć psychikę na parę lat. Wtedy pierwszy raz w życiu Maciek przyszedł do mnie, przytulił się i rozpłakał.

07-03-2016 Warszawa
Orly 2016
foto: Daniel Wysocki/ONS East News
07-03-2016 Warszawa Orly 2016 foto: Daniel Wysocki/ONS Źródło: East News

Poczułam, że jest mi go ogromnie żal, że stało się co niedobrego i muszę go wspierać. Złapałam za telefon, zadzwoniłam do męża, który miał nagranie w Warszawie i mówię:

"Słuchaj, musisz natychmiast przyjechać do Krakowa, pójść do dyrektora szkoły i zapytać, czy on z ręka na sercu uważa, że nasze dziecko powinno powtarzać klasę, skoro z innych przedmiotów ma z góry na dół same piątki i czwórki? Jeżeli on tak nie uważa, to poproś o zorganizowanie egzaminu komisyjnego u innego, bezstronnego matematyka”.

A mąż na to: "Ale ja mam nagranie w telewizji”. "Nic mnie to nie obchodzi. Chcesz, żeby dziecku zmarnowano 5 lat życia? Chcesz mu zniszczyć psychikę, to sobie nagrywaj”. Mąż przyjechał tego samego dnia. Jeden jedyny raz.

Nie należymy do osób, które zasypują się pochwałami. Zawsze najpierw się mówi: podoba mi się to, to i tamto, ale bez ozdobników typu: o Jezu, ale jesteś boski. Same konkrety.

A później wylicza się, co jest niefajne, co można lepiej zrobić i tych uwag zawsze było kilka razy więcej. Nie chodzi o niszczącą krytykę, tylko o uwagi, które pozwolą się rozwijać. Maciek jest przyzwyczajony, uodporniony i potrafi z tego korzystać.

Ale zauważyliśmy z mężem, że tak naprawdę jego pokolenie jak i to młodsze trudno znosi jakąkolwiek krytykę.

Jeden ze studentów mojego męża powiedział kiedyś do niego: "Wie pan co, panie profesorze, kolejnej krytyki już nie zniosę”. "No i co pan wtedy zrobi?” "Przepiszę się na inne zajęcia”. U nas w domu zdanie: "zrobiłeś coś dobrze” jest najwyższym rodzajem pochwały.

Gdybym miała dzisiejszą wiedzą dorosłej pani, która przeczytała wiele mądrych książek o psychologii dziecka i wychowaniu, wychowywała bym go inaczej. Sądzę, że dzięki temu miałby w życiu trochę mniej kłopotów. Maciek nigdy nie potrafił upomnieć się o swoje.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Ani jako dziecko, ani jak młody człowiek nigdy nie tupnął nogą, nie burzył się, nie podnosił buntu, nie potrafił wejść w jakikolwiek konflikt. Był cudownie grzeczny, co dla mnie było szalenie wygodne, więc nie zastanawiałam się nad konsekwencjami i niestety dzisiaj to on płaci za to rachunki. Żałuję, że nie potrafiłam nauczyć syna głośnego mówienia, co jemu się podoba i co on by chciał.

Zawsze myślał o tym, co ta druga osoba czuje i nie chciał jej w żaden sposób skrzywdzić ani zranić. Był tak łagodny, w jakiś sposób delikatny szczególnie do bardzo bliskich ludzi, że wolał się wycofać, niż sprowokować awanturę czy kłótnię. Niestety w dorosłym życiu to jest niebezpieczna cecha, bo czasami ten tłumiony żal, niewypowiedziane pretensje w końcu wybuchają z gwałtowną siłą.

Myślę, że to jest moja wina, jako rodzica, że nie umiałam tego dostrzec i w porę temu zapobiec. Czasami mam do siebie pretensje.

Maciek wciąż jest szalenie zamknięty w sobie, w ogóle się nie zwierza, coś go musi straszliwe zaboleć, żeby cokolwiek z siebie wydusił. Pocieszanie go, wspieranie, pomaganie jest trudne, bo choć widzę, czuję albo zwyczajnie domyślam się, że coś go dręczy, on nic nie mówi. Nie mogę posadzić go na siłę na krześle naprzeciwko i zmusić do zwierzeń, bo jest już dużym chłopcem i miałabym poczucie, że włażę mu z buciorami w życie. Ale czasami chciałabym go przytulić i pokiziać, jak wtedy kiedy był malutki i to uwielbiał.

Często do niego mówię: "Maciusiu, ja cię proszę, wyślij mi jednego SMS-a "dzień dobry,hej, wszystko ok". Nie. Cisza. Milczy przez dwa tygodnie, a potem nagle dostaję cudowny bukiet kwiatów. Ale się nie odezwie. Zdarza się, że piszę do niego maila i myślę sobie, że zanim go skasuje, może przeczyta dwa razy i zadzwoni. Chciałabym, żeby zawsze czuł moje wsparcie.

Od ostatnich 3-4 lat, 23 czerwca, w Maćka urodziny sama kupuję sobie kwiaty. Uznałam, że to jest również moje święto: "To ja cię wtedy urodziłam” – mówię mu ze śmiechem. Niesamowicie zawsze w niego wierzyłam. Jestem z niego bardzo dumna.

d2pciwv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2pciwv