Nagle błysnęło i gdzieś niedaleko uderzył piorun. Rozejrzałem się wokoło ostrożnie. Lato, wyjątkowo gorące lato, czas upałów i burz. Spojrzałem drżąco i niepewnie na siebie. Na szczęście, odetchnąłem z ulgą, to nie we mnie uderzył. Mogłem więc spokojnie dokończyć lekturę książki Grzegorza Gortata. A jeśli to był dla mnie jakiś znak?!
Chyba za dużo stawiam pytań, zupełnie jak bohater tej książki. Może powinienem przyjmować rzeczy takimi jakie są. Co wyróżnia tę książkę na tle tylu innych bestsellerów, które opanowały rynek wydawniczy jak komary zbiorniki wody?
Pytanie zasadnicze, które nabiera jeszcze większej siły, gdy patrzysz jak stoi ona na księgarskiej półce w towarzystwie setek tytułów niecierpliwie czekających na czytelnika. Tak, chyba jakiś diabelski urok. "Genialne transponowanie religijnego uniwersalizmu do sfery indywidualnych doznań i doświadczeń".
Nie wiem, czy to klimat warszawskich salonów artystyczno-literackich, pseudointelektualnych wywodów głoszonych przez opiniotwórcze środowiska kulturalne, niezwykle barwne, pełne życia postacie czy świetnie opowiedziana historia Szekspira i jego mniej szczęśliwego konkurenta Kita Marlowe'a.
Historia Kita, która jest sama w sobie prawdziwym pisarskim majstersztykiem. To, co z pewnością życzliwie nastawiło mnie do tej książki o książce, to lekka mgiełka ironii unosząca się nad jej treścią i formą. Błyskotliwe myśli filuternie mrugające okiem spomiędzy szeregów zdań. Wyjątkowo zgrabne tytuły rozdziałów, będące same w sobie błyskiem literackiego talentu.
Książka bez nadmiaru powagi. Coś w tym jest, że książki o literatach są wtedy strawne, gdy nie są do końca ponuro poważne. "Niezwykłe, bardzo refleksyjne." Pogoń za sukcesem jako widomym wyrazem szczęścia, poszukiwanie spełnienia się w życiu i pracy, to wyzwania wobec których staje bohater - Julian Rotas.
Większości z nas, Czytelników, trudno będzie się z nim identyfikować. Iluż z nas bowiem pracuje w redakcji gazety pisząc o "przeterminowanych owocach w stołecznych supermarketach"? Ilu z nas pisze wieczorami książki i wiersze, i dręczy próbą ich publikacji zmęczonych życiem i czytaniem wypocin wydawców?! Mniemam, że niezbyt wielu, choć czuję swędzenie w prawej dłoni. To prawdopodobnie znaczy, że mogę się mylić.
Z drugiej strony, Rotas jest w jakiś sposób typowym obywatelem naszego pięknego kraju nad Wisłą - nieszczęśliwym, niespełnionym, niewysłuchanym, sfrustrowanym, wykorzystywanym i zapracowanym. I jeszcze nieszczęśliwie niezakochanym. A po zakochaniu się oczywiście nieszczęśliwie zakochanym.
Takim pechowcem, których wokół nas pełno jak much w środku lata, swoim nieszczęśliwym wyglądem bełtających nam wielkomiejski błękit nieba. Zarówno postać Juliana Rotasa jak i innych bohaterów tej książki jest jej podstawowym obok lekkiego, żywego języka, atutem.
Odmalowani ostrymi barwami, soczyście i kolorowo, ożywiają i urealniają wciągającą fabułę i wartką akcję. Minister kultury, niewiele rozumiejący, zadumany i mruczący “Niebywałe (...) Jakież to czytelne i proste”. Krytyk literacki Gibała, z charakterystycznie rozwiniętym obszarem mózgu odpowiadającym za werbalistykę stosowaną, "Ramy to analogia ludzkiej egzystencji".
Artysta-Mistrz, obcesowy i pewny siebie człowiek światowego sukcesu, działający w tak modnym dziś obszarze sztuki skandalizującej, w której procentowo więcej jest skandalu niż sztuki. W czasach i w warunkach, gdzie większe znaczenie niż treść dzieła ma jego umiejętna promocja.
Stary kawaler, profesor Henryk Brzóska, ekscentryczny badacz literatury, dla którego jedyną kobietą z którą rozmawia sam na sam jest Zuzia, jego kanarek. Człowiek będący żywą ilustracją myśli "mężczyzna bez kochanki gnuśnieje, a bez żony brudem zarasta".
I wreszcie Henryk Stockenhausen - inteligentny i elegancki, wpływowy i opiniotwórczy mecenas sztuki, protektor i patron, "specjalista od treningu osobowości i kształtowania wizerunku". Jak to na ogół w literaturze i filmie bywa, czarny charakter dźwigający na swoich niezbyt szerokich i silnych plecach, ciężar całej powieści.
"Tylko suche fakty, jak powiedział wielebny Ignatius, dorzucając chrustu pod inkwizycyjny stos." Diabeł, śmierć, zło, kariera, miłość, niespełnienie to nośne tematy literatury. W Patronie nie tworzą one jakiejś wyjątkowo wybuchowej mieszanki.
Wbrew pozorom to plus, maleją bowiem szanse trwałego okaleczenia czytelnika. Nie nazwałbym jednak, jak czyni to wydawca, tej powieści mroczną. Z pewnością jest niepokojąca, błyskotliwa i pobudzająca do myślenia.
Przeczytałem nie tylko bez bólu, ale i z przyjemnością. A w szarej rzeczywistości mojego mózgu na nowo zajaśniała ta nienowa, znana mi już przecież, niepokojąca myśl "Gdy los jedną ręką darowuje hojny prezent, to drugą wyciąga po zapłatę."