Wariatki, szalone, nie pasujące do rzeczywistości, umysłowe mutantki... to one zmieniły świat. Jeszcze sto lat temu, na Uniwersytecie Wrocławskim nie studiowała żadna kobieta. Teraz, często jest ich więcej, niż mężczyzn. Dlaczego? Bo postanowiły spełnić marzenia. Swoje własne. I tym samym utorować drogę innym. Teraz już o nich nie pamiętamy. Bo i po co? Tak naprawdę wszystko nam wolno. Tylko nie na wszystko nas stać. A początki były takie...
Henryk i Rozalia przenoszą się ze wsi do Paryża. Wraz z nimi, w istocie bez większego ich udziału, do Paryża zawitają i ich dzieci, bliźnięta: Julia i Patryk. Dzieci, które postanowiły żyć inaczej, niż wymyślili sobie rodzice. Ona pragnie zdobyć wiedzę, ale dziewczynki nie chodzą jeszcze do liceum, on chce tylko rysować, ale chłopcy muszą uczyć się greki i łaciny. Ona chce zostać nauczycielką literatury, ale „nauczycielki zostają starymi pannami”, a jej matka uważa to za koszmar. On może udawać, ale ona...
W dziwny sposób, to właśnie to dziecko Rozalii nie chce pasować do epoki. Wydaje jej się, że może mieć i dom, rodzinę, męża i być nauczycielką. Julia widzi możliwość by to pogodzić i zdobywa upragnioną wiedzę. I nie zważa na przekleństwo, „nieszczęście, które przynoszą ze sobą na świat” kobiety z tej rodziny. Za to, czym określa to jej matka, Rozalia. Ile było w historii takich „wariatek”? Prawdopodobnie wiele, ale większość z nich pozostawiła po sobie tylko dzieła. Nie tylko Julia, Eleonora, Oliwia, Flora i mała Konstancja, bohaterki tej opowieści. Nie tylko one żyły w kłamstwie, zasłaniały się grą pozorów, by spełniać marzenia i tworzyć. Ale to o nich jest ta książka. O kobietach XX wieku, które zmieniły świat.
Wariatki, to historia, która pozwoli nam uwierzyć, że można. Czy feministyczna? Tak. Bo opowiadająca o kobietach. W takim stopniu jest ona feministyczna. Mówi o kobietach, które odważyły się powiedzieć: mam marzenie. I starać się do niego dążyć. Ale nie „po trupach”. Nie za wszelką cenę. I bez względu na czas. Bo w tej książce czas wyznacza tylko historia swoimi wydarzeniami. Oraz rodzące się dzieci. Bo one muszą być, by „szaleństwo” mogło dalej istnieć i rozwijać się. Zresztą te wariatki, to przede wszystkim kobiety. Kochające, matki, babki, skarbnice wiedzy i powierniczki. Kobiety. Słabe istoty, które postanowiły zdobyć to, co jest zakazane. Zdobyć to też dla innych. Książka jest ciekawą sagą. Zgrabnym i płynnym zapisem matrylinearnym. Opowieścią o darze, który przekazywany był tylko kobietom. O darze samostanowienia o sobie. O darze, który dawał odwagę, by żyć zgodnie z najgłębszymi pragnieniami.