Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:01

Ot, kataklizm – siła wyższa

Ot, kataklizm – siła wyższaŹródło: Inne
d2fp7g7
d2fp7g7

Na wszystko jest odpowiednia pora, dlatego nie nosimy wełnianych czapek uszatek upalnym latem i nie biegamy w cekinowym bikini zimą (tu nie mowie tu o tych sinych morsach, co to pławią się w Bałtyku w styczniu upierając, że i owszem całkiem ciepła woda). Mam wrażenie, iż podobnie dzieje się jeśli chodzi o książki. Nie wierzycie? Kto mi tu podważa teorie, niech sam spróbuje zakopać się na plaży z siedmioma tomami Prousta, albo dymiąc i skwiercząc od olejku do opalania poddać się magii Czarodziejskiej góry Manna.

I co? Da radę?
Nie sądzę.

Jesienne, spokojne i mądre pozycje wieją byle dalej od naszych tłustych palców i nakremowanych body. Od cycków podskakujących w kolorowych strojach i rozwrzeszczanych letnich bulwarów. Byle dalej.
- Poczytajcie se Grochole – wydają się wrzeszczeć - albo „Vivy” czy inne „Twoje Style”, co to owinąć w nie bez żalu na koniec dnia resztki z kurczaka pieczonego można.

Podobnie wiały ode mnie cały lipiec i sierpień strasząc niemiłosiernie i zniechęcając Statek z papieru Scotta Spencera.

d2fp7g7

- Aaaaaa będziesz nas czytać? - pytały mnąc się i przewracając na półce – Weź? Nie żartuj! Nie dość, że polecają nas w jakiś marnych pisemkach, to na dodatek mamy taka kretyńsko czerwoną okładkę.
- Aaaaaaa będziesz nas czytać? Nie żartuj - wykręcały się wypadając w ręki – przecież mamy jakaś taka chorą narrację. Podjęły się roboty przeogromnej, bo zrazić mnie trudno. Faktycznie jednak, po jakimś czasie i narracja, i okładka, i chyba nawet format książki jakoś kompletnie mi nie pasował. A to nie mieściła mi się w torebce, a to zapomniałam jej zabrać na wyjazd albo... Dopiero we wrześniu, kiedy już trochę zsiniały mi stopy w sandałach i skończył się zestaw czytelniczo-kolejkowy, jadąc do roboty, przypadkiem znalazłam ją w torbie. Przysięgam na szanel nie pakowałam jej - uwierzcie.
- Ożżżż kurde, to ta chała – zaklęłam szpetnie.

Nie potrafię jednak jechać i nie czytać, dlatego wywracając gałami i ciężko wzdychając zaczęłam przewracać strony gdzieś przy stacji Gdynia Wzgórze Maksymiliana.
I.....
To już Gdańsk? O matko, chce jechać dalej!!! Najlepiej do Zakopanego, żeby mieć czas na skończenie książki. I jeszcze tak mogło by zacząć padać, i poproszę do zestawu liście masowo wirujące na wietrze, bo....

Statek z papieru to smutna i porywająca opowieść o ludziach. O związkach i o miłości. O układach granych na trzy. Spokojnie na dwieście sposobów mogła by się stać banalna. Historia ta jest taka jakaś powszednia. Jakimś cudem jednak czyta się ja swobodnie, lekko wzdychając i trochę zamyślając. To prawda, wiemy jak się skończy już na samym początku, bo takie historie zazwyczaj nie maja prawa skończyć się inaczej – krytykujemy głośno głównych bohaterów, po cichu zaś przyznając się samym przed sobą, że przecież i nam gdzieś, kiedyś podobnie życie się plątało. To opowieść o lęku i strachu przed samotnością, i tą, którą przezywamy obok drugiej osoby, ale także tą, na którą skazujemy się sami, układając życie powszednie w równiutkich ponumerowanych pudełkach. O tym, że namiętność niszczy choć płonie pięknie. Z kolei wyrzekając się jej niszczącej siły gubimy kolor i sens. Stajemy się szarzy – czy powinniśmy?

Czy można przekreślać wszystko dla paru minut kiedy eksplodujemy tysiącem barw i milionem uczuć? Kto da nam gwarancję, że akurat tym razem, ta chwila nie mogłaby trwać dłużej? Może uda nam się zmienić wynik tego równania... Postacie w powieści Scotta Spencera niszczą i kaleczą się nawzajem. Czasem po cichu, czasem za obopólnym przyzwoleniem. Kłócą się i okłamują. Oszukują. Brakuje tu jednak przesadnych opisów, egzaltowanych scen, nienaturalnych wyznań i górnolotnych omdleń. To nie nieme kino lat 20-tych – to zwykłe miasto, zwykły los, zwykli ludzie. Układy, jakich miliard. Na każdym kroku kalka. Takie kalki znajdziemy obok siebie. Sami wiemy jak to się kończy. Nuda prawda?

d2fp7g7

O czym tu pisać... Może o tym, jak pewnego dnia pogoda uwięzi w domach ludzi fundując im mały koniec świata. Śnieżyca. Przerazi mieszkańców spokojnego miasteczka roztrzaskując drzewa, odcinając prąd i wodę. Niektórym nie pozwoli wrócić do domów, niektórym nie pozwali z nich wyjść. Niby przypadkiem połączy ich w pary, zupełnie nie zastanawiając się czy i kiedykolwiek sami zdecydowali by się na takie spotkania. Ot, kataklizm – siła wyższa. Pękają bariery bezpieczeństwa i normalności, do jakiej przyzwyczaja nas wygodne życie. Z podobną siłą tego dnia w naszych bohaterach pęka ich własna, wewnętrzna bariera. Granica uczuć tego, co się powinno, bezpiecznej rezygnacji i wygodnej maski, którą zwykli nakładać. Nagle i z hukiem rusza lawina, nie można już się wycofać, nie można zapomnieć o tym, co się zaczęło.

A potem?
Potem pogoda się uspakaja, do domów dociera prąd. Odśnieżone drogi pozwalają wrócić tam skąd wyjechaliśmy. Dojechać tam dokąd zmierzamy. Wszystko wraca do normy. Wszystko oprócz życia. Ono już nigdy nie będzie takie samo. Może być gorzej. A może tylko lepiej? Jedno jest pewne - trzeba będzie ponieść konsekwencje czynów. I tak się dzieje...
Spokojnie powoli katastrofa pochłania kolejne życia, kolejne uczucia, kolejne układy. Rodząc nowe, może lepsze, a może nic już nie będzie takie samo. Za oknem wiatr i trochę przymarzają nam stopy. Odrobinę siecze deszcze. Statek z papieru, dziwne losy, szczypta analogii i odrobina prawdy o nas samych. Wszystko lekko, bez umoralniających wykładów o naturze rzeczy. Ot, życie. Ot, jesień. Ja nie mówię, że wiem, co dobre, a co złe. Pan autor nie mówi, że on wie – ot, napisał książkę o życiu. Prawdziwą i dobrą jakąś na taką jesienną...

d2fp7g7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2fp7g7

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj