Właściwie cały cykl „Boże Monarchie” mógłby się zakończyć czwartym tomem. Wszystko w nim zostało już powiedziane. Koła historii zatoczyły z trzaskiem pełny obrót... a jednak autor cyklu, Paul Kearney, zrobił coś, na co niewielu z pisarzy się porywa: postanowił opowiedzieć historię do końca. Zmierzyć się ze stworzonymi przez siebie mitami, które gładko wtopiły się w całą historię. Oddać cześć postaciom oraz światu, który sam powołał do życia. Ponieważ koło historii powróciło do początku swej drogi, tak i my, czytelnicy, tam powracamy. Znowu spotykamy dobrze znanych nam bohaterów. Hawkwooda, ale jakże zmienionego. Trudno w tym starym, zapijaczonym, biednym i opuszczonym mężczyźnie, odnaleźć znanego odkrywcę, tego przepełnionego honorem marynarza i dzielnego mężczyznę. Choć, czy do końca się zmienił? Może wciąż tli się w nim ta iskra, choć mówi: „Nie jestem już tym samym człowiekiem (...) Boję się morza.” W rzeczywistości nikt ani nic nie jest takie samo w tym świecie. Wykończony, zdradzony Hawkwood to cień
człowieka, co tu mówić o dawnym bohaterze. Cień człowieka, ale też cień, bez którego Hebrion nie może się obejść. Tym bardziej, że znowu zbliża się wojna. Powstaje zakon złożony ze Zmiennych – Psy Boże, lecz w rzeczywistości zagrożenie zbliża się ze wszystkich stron. Zło jak rak toczy środek tego świata, jak trujące opary, atakuje z zewnątrz... „Nikt nie uniknie skutków tej wojny i nikt nie będzie mógł jej zignorować.” Minęło co prawda kilkanaście lat, a jednak czujemy, jakby dopiero wczoraj flota szykowała się do wypłynięcia w nieznane. Dopiero co Hawkwood wybierał się, by uratować magię, a Jemilla rozpoczynała knuć swą intrygę. Tym razem jednak, jego flota czeka na rozkazy, ale nie będzie odkrywać innego świata, ma za zadanie tylko ochronić tę ziemię. Zwołano już pospolite ruszenie, wszyscy są gotowi, jednak nie zdają sobie sprawy z tego, z czym będą musieli się zmierzyć. Wiedzą, że z zachodu przybywa największe niebezpieczeństwo. Jednak czy dawni bohaterowie zdążą wytłumaczyć to młodym? Syn Jemilli,
małżonki lorda Murada, jedyny dziedzic tronu, jest w rzeczywistości dzieckiem Hawkwooda. Czy będzie potrafił stawić czoła odpowiedzialności? Corfe, teraz władca, także doczekał się potomstwa, podobnie jak ta, która była kiedyś jego małżonką. Czy wszyscy uświadomią sobie, że ich światowi, tak naprawdę najbardziej grozi trójca, złożona z Himeriusa, Aruana i Bardolina? Trójca wielkich, trójka magów, ale wspomagana zgrają odmieńców. Choć, może to też nieprawda? Może to los, czy też bóstwa postanowiły zmienić tory tego świata? Ostatni tom „Bożych Monarchii” to świetna opowieść o bitwie, w której ścierają się legendy z nową rzeczywistością. Tylko kto w rzeczywistości toczy wojnę? Kto jest wrogiem, a kto przyjacielem w tym bagnie polityki i donosów? Czy zachód to prawdziwy wróg, czy też ktoś pragnie jedynie odwrócić uwagę władców? Tak naprawdę w tej opowieści, choć brakuje miejsca na „I żyli długo i szczęśliwie”, to jednak wszyscy, zarazem wielbiciele walk, jak i politycznych intryg, maryniści, jak i ci spragnieni
magii, znajdą coś dla siebie. Choćby odpowiedź na pytanie, czy potwory mają sumienie? Bo w tej ostatniej z cyklu, skromnej, choć pełnej powieści fantasy, nagle pojawiają się pytania natury filozoficznej, na dodatek te, które tak nurtują współczesnych. Pytania, lecz czy odpowiedzi? „Kim właściwie jesteś? Istotą nowego rodzaju. Przyszłością. Ludzie przez stulecia marnowali siły na ciągłe, bezsensowne wojny...” Ludzie odwrócili się od pierwotnej magii, zatopili się w dążeniu do cywilizacji doskonałej... tylko po co? Czy to spodoba się bogom? A może jednak wszystko zależy tylko od ludzi? Od przekazywanej wiedzy, mądrości? Od miłości i oddania, honoru i poświęcenia, patriotyzmu i ukochania rodzonej ziemi? Czy uzyskamy odpowiedź na te pytania? A może autor postanowił, iż zostawi tylko furtkę dla naszej wyobraźni? Zgrabnie wstawioną w kłębek pytań, w obrazy, oraz spontaniczne wątki, lecz przede wszystkim w śmierć i narodziny. W człowieczeństwo, którego autor nigdy się nie wypierał, i o którym nie zapomina także
teraz. W świetnie, choć nieco chaotycznie wyrysowany świat „po przejściach”. W pełnię niedopowiedzeń, która mogłaby stać się podstawą potężnego tomu, a tak ofiaruje nam wyłącznie garść obrazów. Dla wielu może to być za mało, ale też dla wielu może stać się to początkiem.