Blisko ćwierć wieku trwa w Polsce budowa demokracji. Bronisław Wildstein, dziennikarz, pisarz i działacz społeczny, obserwuje i komentuje bieżącą politykę, a w książkach w różnej formie – publicystycznej, a czasem fabularnej – opisuje patologie systemu, który powstał na gruzach realnego socjalizmu. Książka Demokracja limitowana, czyli dlaczego nie lubię III RP w klarowny sposób przedstawia poglądy autora na rzeczywistość społeczną, polityczną, gospodarczą, a nade wszystko kulturalną. Najkrócej rzecz ujmując, Wildstein ubiera się w szaty Katona i krytykuje ustrój Polski z pozycji republikańskich.
Grzech główny i założycielski III RP ujawnił autor w tytule książki. Aby demokracja mogła sprawnie działać, nie wystarczą same procedury i prawo. Wildstein, cytując obficie starożytnych filozofów (głównie Arystotelesa), przekonuje, że system nasz z demokracją wiele wspólnego nie ma z kilku powodów. Głównym jest oddzielenie się warstwy rządzącej od reszty narodu; elity ciążą ku obcej metropolii jaką jest Bruksela, nie bardzo rozumiejąc i chcąc zrozumieć tej części Polski, która wybiera tu i teraz. Poczucie wyższości, maskujące plebejskie pochodzenie, pogarda i małpowanie zachodnich idei, z których większość kulturowo do nas nie przystaje, odmienność celów i postaw powoduje, że demokracja nie bardzo chce działać. Katastrofą, według Wildsteina, jest odrzucenie przez elity polskich tradycji: republikanizmu, katolicyzmu, patriotyzmu, skołtunienie postaw tych, którzy powinni być wzorem. Tymczasem u aspirujących do kooptacji do elit władzy ceni się cechy zgoła przeciwne etosowi społecznemu czy państwowemu: skrajny
indywidualizm, cwaniactwo, relatywizm moralny, pogardę dla dobra wspólnego. Wildstein zwraca uwagę na kryzys etosu obywatelskiego, brak zachęty do działań na rzecz budowy kapitału społecznego, apatię czy wręcz abulię społeczną. Przepaść pomiędzy narodem a elitami jest w tej chwili prawie tak duża, jak w czasach komunizmu.
Poszukując przyczyn takiego stanu rzeczy, autor wskazuje głównie na zmiany kulturalne. Drenaż społeczny i prymitywizm komunizmu zostaje przypudrowany imitacją ideologii zachodnich oraz inwazją popkultury i kontrkultury, opanowującą coraz większą przestrzeń sfery ludzkiej wyobraźni i działań, jest podglebiem dla zagłady cywilizacji europejskiej. Proces ten postępuje szczególnie szybko w Polsce, gdzie komunizm wysadził większość bezpieczników tradycyjnego konserwatyzmu, zaciekłego wroga postaw dzieci rewolucji ’68 roku. Wildstein zwraca uwagę też na zagładę współczesnej humanistyki, która w procesie dekonstrukcji zdołała zniszczyć aparat pojęciowy języka, tradycyjne postawy oraz narzucić gorset poprawności politycznej, de facto zabijając demokratyczną dysputę. Bardzo ciekawym spostrzeżeniem autora jest obserwowany zamach kultury na polityczność – zawężeń akceptowalnych postaw w ramach poprawności politycznej silnie ogranicza zdolność zbiorowości do definiowania celów i wprowadzania ich w życie. Inwazja
wszelkiej maści mniejszości na kulturę natychmiast przekłada się na zmniejszenie przestrzeni dyskusji oraz polityki, która pod presją musi akceptować tę zmianę, często przekuwając ją na odpowiednie kodyfikacje prawne.
Upadek tradycji jest jedną z największych tragedii współczesności. Wildstein zauważa, że indywidualizację, atomizację i rozpad form życia zbiorowego z rodziną na czele można jeszcze odwrócić, jednak na razie odpowiedzią na to jest próba zastąpienia społecznych zasad prawem. Parlamenty krajowe oraz prawodawcy Unii Europejskiej próbują w przepisach zamknąć całe bogactwo ludzkich działań i relacji, co prowadzi do inflacji prawa, w rezultacie bezprawia, gdyż tak skomplikowane systemy przestają spełniać swą podstawową rolę, czyli obronę słabszego przed siłą bogatszego i bardziej wpływowego. Drugim ubocznym produktem tego zjawiska jest biurokratyzacja: coraz więcej działań poddanych zostaje kontroli, co wymaga odpowiedniego aparatu. W warunkach niezbyt bogatego kraju, jakim jest Polska, staje się to wielkim ciężarem dla systemu fiskalnego. Trendy europejskie, grzechy demokracji liberalnej oraz ideowo dominującej kontrkultury w szybkim tempie przeszczepiane są nad Wisłą – autor ze smutkiem konstatuje, że gubi się w
ten sposób polskie, bogate tradycje ustrojowe.
Mankamentem książki jest jej układ. Stanowi bowiem Wildsteinowe silva rerum, rozważania nad poważnymi tektonicznymi ruchami kulturalnymi, ideowymi i politycznymi przeplata dość małostkowymi rozprawkami czy ogranymi przykładami, dodającymi dramatyzmu i nośnymi publicystycznie, ale póki co niereprezentatywnymi. Uspójnienie, rezygnacja z wielu powtórzeń, jednym słowem głębsza redakcja wzmocniłyby przekaz.
Wildsteina warto czytać, bo jego obserwacje, konstatacje i intuicje wypływają ze szczerej troski o przyszłość cywilizacji europejskiej oraz Polskę jako kraju poddanego eksperymentowi budowy demokracji bez tradycji i etosu (co według autora jest niemożliwe i sprowadza ustrój do fasady, za którą mamy do czynienia z oligarchią niebezpiecznie podobną do wschodnich satrapii Putina i Łukaszenki). Myśli zawarte w Demokracji limitowanej są paliwem ideowym dla tych Polaków, którzy identyfikują się bardziej z nurtem konserwatywnym, republikańskim, propaństwowym, częściowo też liberalnym i narodowym, zatem niezależnie od prywatnych poglądów warto skonfrontować się z troską, którą przejawia Bronisław Wildstein.