Wydawnictwo zdecydowało się na podzielenie ostatniego tomu trylogii Złotoskóry na dwie części. Wzburzyło to czytelników, ale ten zabieg wydał mi się być nader intrygujący. Na nasze czytelnicze szczęście nie trzeba było długo czekać na drugą część tomu. A może jednak szkoda? Szkoda, że to już koniec? Tym bardziej, że część pierwszą, przerwano w jak najlepszym, dla naszej wyobraźni, tajemniczym momencie. Pośród lodów, tuż obok smoka, którego głowa powinna leżeć pod stopami narczeski, co utrwaliłoby nie tylko związek jej i księcia Szczerego, ale przede wszystkim pokój pomiędzy Wyspami Zewnętrznymi a Królestwem Sześciu Księstw. W obliczu lodu, teraz strasznie zwolniłam czytanie, jakby ten sam lód, więżący bohaterów, powoli wtapiał w ich historię i mnie. Uświadomiłam sobie, że to koniec. Koniec i Złotoskórego, ale też i Skrytobójcy. Że wszystko ma się wyjaśnić. I potem, nie będzie już nic... Ale jak powiedział, a raczej napisał, Andrzej Sapkowski: „Coś się kończy, coś się zaczyna...” Tylko co? Co tym razem?
Na razie mam przed sobą historię o smoku uwięzionym w lodowym potrzasku, o Lodowej, Białej Pani, która okazuje się być tą jedyną i słuszną, oraz o rozstaniach, które bolą najbardziej. Tutaj nie ma już miejsca na sentymenty. Robin Hobb zbiera swoich bohaterów i pozwala im samym, dopisać ostatnie wersy. Po kolei, każdemu, w końcu na to zasłużyli. Niektórym przyjdzie napisać naprawdę ostatnie słowa w ich życiu. A dla czytelników nadejdzie czas smutku, nostalgii i pożegnań. Nawet tych najbardziej dziwnych, fascynujących. Ale też ten świat, który prawdopodobnie nigdy już nie wpuści nas w swoją przyszłość, także coś zyska. Coś niewyobrażalnie istotnego i pięknego, co niegdyś było dane wyłącznie Najstarszym. Zdarzy się niestety także tak, iż ci, którym ufaliśmy, zawiodą, okaże się, że naprawdę nikomu nie można wierzyć.
Trylogia Złotoskóry to historia fantasy pełna pasji. Na pewno powieść, do której jeszcze kiedyś powrócę. Do tej skomplikowanej historii, do cudownie wyrysowanego świata, jakby wraz z wyobraźnią pisarza, do pracy zaprzężono zarazem historyków, jak i etnografów czy antropologów kultury. Z jednej strony to piękna opowieść o przeznaczeniu, o wyborach i ich konsekwencjach, ale także o świecie, który determinuje pewne zachowania. Jest tu miejsce dla smoków oraz Mocy i Rozumienia, lecz przede wszystkim jest to opowieść historyczna, w której istotne są jednostki. Opowieść dworska, w której każdy znajdzie swego ukochanego bohatera. Czy będzie to Błazen, Bastard, czy też Ślepun, niezależnie od sytuacji, każdy odnajdzie tu coś dla siebie. I choć nie ma tu zbyt wiele miejsca na wielkie bitwy, raczej prym wiedzie pomysłowość i intryga, dobro świata i wzajemne zrozumienie, a sama magia jest dosyć ukryta, to jednak jest to wspaniałe i barwne fantasy. Takie, którego po prostu nie warto ominąć.