Kupiec korzenny Salim chichotał nad pucharem wina, choć nikt nie siedział przy jego boku i nikt nie opowiedział żadnego dowcipu. Ktoś mógłby pomyśleć, że to za sprawą trunku, lecz starszy mężczyzna opróżnił dopiero jedną trzecią dzbana.
W Rozbitej Amforze było tego wieczora cicho i spokojnie. Nie zjawili się żadni żołnierze, szlachetni świętowali w swoich domach, a rzemieślnikom i pastuchom w trakcie poprzednich dni skończyły się pieniądze. Niewielu więc siedziało w przytulnym wnętrzu.
Od pobliskiego stolika wstał mężczyzna w białym turbanie, z długą, czarną brodą. Przysiadł się do Salima i rzekł:
– Chwała Najwyższemu!
– Wieczna chwała. Kim jesteście, panie?
– Na imię mam Lasham i handluję bydłem.
– Ja zwę się Salim. Prowadzę sklep z przyprawami. W czym ci mogę pomóc, Lashamie?
– Powiedz, przyjacielu, co cię tak śmieszy. Może i ja zażyję trochę radości, bo pusto tu dzisiaj i cicho, a moi towarzysze się nie zjawili.
– Śmieję się z tego, jak nasz najmądrzejszy pan Zerakhim urządził tych dumnych kapłanów. Słyszałeś może dzisiejsze kazanie?
– Niestety nie dane mi było – rzekł czarnobrody. – Gdy miałem już wyjść, bacharnica zaczęła się cielić. Musiałem zostać ze służbą przy porodzie.
– Zatem opowiem ci wszystko, przyjacielu, bo szkoda, żebyś stracił tak wyborną historię. Wiesz zapewne, że poprzednia przypowieść rozzłościła licznych Duzzahów?
Mężczyzna skinął głową.
– Wszyscy spodziewali się – kontynuował Salim – że prorok, za sprawą ich protestów, przygotuje na dzisiaj mniej uszczypliwą historię. Tymczasem utarł im nosa, że hej! Oczywiście boję się powtarzać jego opowieść, bo w moich ustach z pewnością zabrzmi gorzej, jednak zrobię to dla ciebie.
Lasham uśmiechnął się, nalał sobie wina i dał znak, że słucha.
– Prorok rzekł dziś do tłumów: Był sobie dawno temu pewien klasztor, gdzie kapłani mieszkali samotnie z dala od świata, by zażywać spokoju i kontemplować Księgę. Całe dnie spędzali na rozmowach z Bogiem. Pewnego wieczoru młody Duzzah odczuł nowe wrażenia podczas głębokiej modlitwy. Było to coś ciepłego i... futrzanego. Spojrzał w dół i zobaczył kota, który leżał na jego skrzyżowanych nogach. Kot przekręcił się i potarł głową o kolano Duzzaha głośno mrucząc. Kapłan delikatnie odsunął zwierzę i powrócił do modlitwy. Niezrażony kot podszedł wtedy do następnego modlącego się.
– Bez względu na to, jak wiele drzwi i okien zamknęli kapłani, kot zawsze znalazł sposób, aby wejść do sali modlitewnej. Po miesiącu tych zuchwałości Duzzahowie mieli już dość. Chcieli pozbyć się zwierzęcia, lecz głęboka wiara zabraniała im krzywdzić je w jakikolwiek sposób lub wyganiać z klasztoru na dzikie pustkowie. Nałożyli więc kotu pięknie haftowaną obrożę i przywiązali go długą smyczą do kolumny w świątyni. Dali mu jedwabną poduszkę i każdego dnia karmili go, głaskali i bawili się z nim. Kot był bardzo zadowolony z nowego układu.
– Kilka lat później stary mistrz świątyni zmarł. Na jego miejsce został mianowany Duzzah z innego klasztoru i życie dalej toczyło się spokojnym rytmem. Nowy mistrz zauważył, że czarny kot był zawsze przywiązany do północnej kolumny świątyni, otoczony wybornymi ofiarami i siedział na ozdobnie haftowanej poduszce. Nie chcąc wyglądać na ignoranta, nie pytał o powód jego obecności, przypuszczając, że jest to tradycja klasztoru.
– Kiedy kot umarł, Duzzah nakazał więc znaleźć na jego miejsce innego czarnego kota i umieścić go z pełnymi honorami na miejscu poprzednika. Po pewnym czasie wymarli kapłani, którzy wiedzieli, dlaczego pierwszy kot był przywiązany do kolumny. Następne pokolenie mnichów nie znało przyczyny tego szczególnego traktowania. Jednak tradycja wiązania kota żyła nadal i za każdym razem, gdy poprzednie zwierzę zdychało, kupowano nowe.
– Po stu latach pierwszą obrożę zaczęto czcić jako relikt. Po dwustu latach mędrcy napisali wiele książek z komentarzami na temat duchowego znaczenia wiązania czarnego kota do północnej kolumny. Po trzystu latach powstały legendy o cudownych uzdrowieniach za sprawą świętego kota. Do klasztoru przybywali pielgrzymi, by kupować ozdoby z wizerunkiem zwierzęcia. Gdy po czterystu latach ktoś napisał, że zwierzę wcale nie jest święte, a źródło całej tradycji mogło być prozaiczne, wyklęto go i pobito, a cały nakład bluźnierczej księgi spalono.
Tutaj Salim znów zachichotał tak mocno, że aż pociekły mu z oczu łzy. Lasham powiedział:
– To dobra i mądra historia, lecz czy naprawdę tak śmieszna?
– Śmieszne jest to, przyjacielu, z jakim sprytem prorok zwiódł Duzzahów. Jego przypowieść bowiem nie godzi wprost w Księgę, lecz subtelnie pokazuje, jak ślepi potrafią być kapłani i jak pozbawione sensu i światła Najwyższego mogą być zwyczaje, którym się oddają.
– Co masz na myśli, przyjacielu? – Czarnobrody zmarszczył czoło.
– Nie udawaj, że nie wiesz, Lashamie. Czy księga w którymkolwiek miejscu mówi, że kobieta powinna być palona za cudzołóstwo? Czy gdziekolwiek nakazuje, by pościć przez siedemdziesiąt dni w roku? Wiem, że jestem tylko kupcem i nie do mnie należy badanie Księgi, lecz jej słowa w tych tematach wskazują jedynie, że cudzołóstwo jest grzechem, a post zbliża do Boga. Cała reszta została wymyślona przez Duzzahów, wiele lat temu. Kto wie, czy Najwyższy zgadza się z tymi zwyczajami?
Lasham opróżnił kielich i pokiwał głową.
– Racja, przyjacielu – powiedział. – Bardzo chętnie zostałbym tu i porozmawiał dłużej, lecz muszę wrócić do domu, sprawdzić, czy służba odpowiednio zajęła się cielętami.
– Żegnaj więc, w imię proroka! Oby twoje stado rosło i przyniosło ci bogactwo.
– Ty również żegnaj, Salimie! Dziękuję za dobre słowa.
To mówiąc, Lasham wstał, poprawił turban i opuścił tawernę. Ruszył prosto do swojego domu, by napisać donos na Salima, korzennego kupca. Zgodnie z rozkazem Duzzaha Vezamara od dziś należało powiadamiać Pałac Sprawiedliwych o każdym złamaniu praw Księgi. Nieszczęsny kupczyna naruszył je w co najmniej trzech miejscach.