Są tacy, którzy zaczynają czytać książki od początku, od obejrzenia okładki, poznania imienia autora, tytułu, mozolnie brną przez historię, ślepi na to, co ich naprawdę czeka. Są tacy, którzy na chybił trafił lub na ulubionej liczbie, otwierają tom i zaczynają lekturę. Ale są też i tacy, którzy zaczynają od końca, i jeżeli on przypadnie im do gustu, wracają do nieznanego przecież początku. Pośród nich są i ci ludzie, którzy wielbią tylko jednego autora, albo jeden rodzaj literatury, oraz tacy, którzy pozwalają sobie na szaleństwo. Na Ellinga trafiłem przez przypadek, wprost od tyłu, czyli przez film. Film „Elling”, reżyserowany przez Pettera Naessa, w 2002 roku okazał się być najlepszym dziełem na XVIII Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym. Zdobył nagrodę publiczności oraz nominację do Oscara. Opowiadał o dwójce pacjentów szpitala psychiatrycznego, którzy wyruszają w tak naprawdę nieznany dla nich świat – świat zwykłych ludzi i codzienności. Otrzymują mieszkanie, szansę na życie, ale sami
muszą chcieć... Film został nakręcony na podstawie książki autorstwa Ingvara Ambjornsena, kolejnego pisarza skandynawskiego, który wkracza na nasze półki, zdobywcy około dwudziestu nagród literackich, autora sztuk teatralnych. Co zaskakujące, obejmuje on aż trzy części przygód Ellinga: Elling. Mamusin synek, Elling. Na śmierć i życie oraz Elling. Kochaj mnie jutro. Miejmy tylko nadzieję, że wydawcy nie pozostawią nas wyłącznie z początkiem tego intrygującego, kosmicznego życia. Bo to autor dość specyficzny, zawsze ukazujący w swoich utworach ludzi, którzy mają problemy z adaptacją do codzienności. A wydawałoby się, że na tej idealnej Północy to niemożliwe. A jednak to właśnie tutaj narodził się Elling i Kjell.
Elling. Mamusin synek to opowieść przede wszystkim o przyjaźni, inności oraz przystosowywaniu się do świata. Przyjaźni dwóch mężczyzn. Elling jest człowiekiem, dla którego ludzie to nieobliczalna masa: „Wielogłowy potwór, który ci składa hołd w Palmową Niedzielę i przybija do krzyża w następny piątek.” Jego przyjaciel i partner w życiu, Kjell Bjarne, prawdziwy niedźwiedź, pragnący wyłącznie prostych przyjemności. Gdy dla pierwszego, pedanta i filozofa, każdy przedmiot, na który spogląda urasta do rangi przesłania, lub staje się odrębną opowieścią, tak Kjell jest wyłącznie misiowatym tłem, spokojnym i stałym, pewnym. Elling poetycki, liryczny, może zdolny kochać, w rzeczywistości jest brutalnym obrazem rzeczywistości, którą zna, bo o niej czytał. Socjaldemokrata zakochany w matce, lecz jednocześnie człowiek myśli, dbający o rodzinną ideologię, wieczny obserwator. Nie chce o sobie mówić, brakuje mu matki, targa nim wyobraźnia... Jest nieobliczalny. „Nie miałem już domu. Mój dom mi zabrano, a matka
umarła.”
A jednak udaje mu się żyć dalej. Poznajemy jego perypetie szpitalne, ciężką adaptację do życia, aż w końcu „związek” z Kjellem. Związek dwóch kontrastów. Fascynujący w swej umiejętności wzajemnego uzupełniania się. Symbiozę marzyciela i „półgłówka”. Przede wszystkim jest ta powieść pełna obrazów uciekającej od zwyczajności innych, wyobraźni. Ukształtowanej poprzez życie z matką, teraz, po tych kilkudziesięciu latach bycia wyłącznie „maminsynkiem”, samotnego w swej inności. Nie pragnącego innych ludzi, a jednak podświadomie do nich dążących. Przepełnionego seksualnością, tylko na poły świadomą. Człowieczeństwa barwnego, które samo tworzy swoje środowisko. Nie można nie zauważyć idealności leczenia psychiatrycznego w Norwegii. Ale to całkiem odmienna historia.