Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:00

Operacja Cień

Operacja CieńŹródło: Inne
d4d63ym
d4d63ym

My name is Arbogast. Dawid Arbogast.
Ten przystojny mężczyzna jest Polakiem, tak ma przynajmniej napisane w jednym z paszportów. Syn Angielki i Polaka. Wysportowany, podróżnik i bibliofil. Nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, że właśnie w tej chwili, gdy w starożytnej, tajemniczej i magicznej Jerozolimie spotyka powalającą Marię, jego własne życie, życie wędrowca, staje na głowie. Podobnie jak jego mieszkanie, które właśnie badawczo i skrupulatnie, przeszukują polskie służby bezpieczeństwa.

Początkowo taki bohater wyraźnie przypada nam do gustu. Aż żałujemy go, taki z niego biedny autostopowicz. Pracujący w księgarni. Taki grzeczny i dobrze wychowany. I ta Maria, tworzyli by taką ładną parę. Wszystko jednak do czasu. Bo z twarzy Davida opadają kolejne maski. A wraz z nimi rośnie pogłowie trupów. I wszystko tylko po to, by stworzyć nowe życie. Niestety nie tak, jak Bóg przykazał, ale tak, jak tylko potrafią ludzie. Dla autora, Dawid to genialny bohater. Nie myśli za wiele, popełnia błędy. Czego chcieć więcej? Tylko czy ktoś poinformował obiekt badań, że ten jest badany, zgodnie z naukowym kodeksem... oj, chyba komuś to umknęło.

Ta książka to nie tyle pokręcony reportaż, jak w końcu się domyślamy, ale raczej zapis życia, które nagle staje się z szemrzącego strumienia, grzmiącym wodospadem. Niezwykła opowieść sensacyjna, ale też i zapis ostrzegawczy. W końcu tak naprawdę nigdy nie wiemy, co może się nam przydarzyć. Książka niosąca nadzieję, że może to życie, które teraz przypomina brnięcie w mulistej, ale znanej toni, nie będzie takie obrzydliwie zwyczajne i nudne już do końca przeznaczonych nam dni. Przede wszystkim jednak, jest to zabawna, intrygująca, i napisana swobodnym językiem powieść, rozgrywająca się gdzieś między Izraelem, Egiptem, Grecją, Turcją a Polską. Rozgrywająca się, i opływająca w wyraźnie szalone myśli. Mieszającą agentów izraelskich służb wywiadu, Anglików i Greków, Cyganów, Syryjczyków. Dorzucająca na dokładkę profesora tajemnej wiedzy o nadzwyczajnie niskim wzroście, do tego jeszcze staromodnego hrabię, a dla równego rachunku policjantów z Krakowa, zwyczajnie nadzwyczajnych członków sekty i przeróżne służby
bezpieczeństwa. Nie zapominając o handlarzach bronią, bo w końcu trupów ci u nas dostatek, a jakoś „robić” ich trzeba.

Najdziwniejsze jest jednak to, iż wszyscy tu pasują. Nawet skaczące diabły i Zwierciadła Zbawienia. Wszystko tylko dlatego, że autor, w tej roli Irek Grin, potrafi jedno. Świetnie pisać, wciągać w historię, emanować entuzjazmem, zachwycać i nie dawać pewności, jak to wszystko się skończy. To jest lekka lektura, ale nie napisana od tak, bez konceptu, raczej z pomysłem, który wciąż się udoskonalał. Książka przerażająco świeża. Sensacyjna i poplątana. „No wreszcie coś się dzieje.” Przeczytałam ją szybko i możecie mi wierzyć, że nie była to „droga przez mękę”, raczej szaleńcze zaskoczenie. Nie myślałam, że ktoś umie jeszcze tak pisać. Splatać kilka rodzajów literackich, bawić się konwencjami, po prostu, ofiarować świetną zabawę. I historię, której koniec jest „nieostateczny”. To jedyna rzecz, której możemy być pewni.

d4d63ym
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4d63ym