Gdy zajrzycie na stronę serwisu książkowego Wirtualnej Polski poświęconą książce Małgorzaty Wardy Ominąć Paryż znajdziecie jedno prawdziwe i trafiające w sedno zdanie (a raczej pytanie) odnoszące się do niej: ”Chcesz poznać (…) jej ledwo uchwytny, ledwo wyczuwalny sens?”. Tak to właśnie z tą książką jest. Już chociażby z powodu dużej ilości głównych (i zbyt do siebie podobnych) bohaterek trzeba czasu i nie lada wysiłku, by w końcu połapać się, kto jest kim i znaleźć sens tej całej pogmatwanej historii. Joasia, która nie może pogodzić się z niewyjaśnionym zniknięciem siostry, Basia, która przeprowadza się do obcego miasta do faceta, którego podobno kocha, Aneta przygotowująca się do ślubu, malarka Magda, która jest o krok od zdradzenia swojego męża, no i wreszcie Nina, która nie jest narratorką powieści, jak pozostałe bohaterki, ale jej ekscentryczna postać łączy wszystkie dziewczyny. Każda z historii opowiadanych przez wyżej wymienione kobiety miała być pewnie w zamyśle autorki inna, ale to chyba nie
do końca się udało – zarówno język bohaterek, jak i sposób formułowania przez nie myśli jest łudząco podobny.
Ponadto, wbrew zapowiedziom, książka Małgorzaty Wardy nie jest niestety ani piękną historią o przyjaźni, ani frapującą opowieść o miłości. Najważniejsze w życiu każdej z kobiet są bowiem jej własne myśli, odczucia i pragnienia, a przyjaciółki są tylko tłem wszystkich najważniejszych wydarzeń w ich życiu, wątek wzajemnych więzów z dzieciństwa pojawia się przelotnie i nie jest na tyle istotny w życiu kobiet, by można było użyć określenia „przyjaźń”. Obiecywanej frapującej miłości też ze świecą szukać na kartach tej powieści. Dwie bohaterki zdradzają swoich partnerów, ale ich fascynacje nowymi związkami kończą się równie szybko, jak się zaczęły, zaś miłość Anety do jej przyszłego męża jest całkiem niewidoczna i przytłoczona przygotowaniami do uroczystości, w której największą rolę odgrywa strój, rodzina i wesele.
Całość wydaje się być zbiorem zbyt chaotycznie opowiedzianych i nie do końca nieprzemyślanych historii, z których każda mogłaby stanowić materiał na odrębną książkę, a razem sprawiają wrażenie zbyt ciasno zapakowanej walizki – za dużo ludzi i zdarzeń na zbyt małej powierzchni. Wszystkie bohaterki pragną ciekawszego życia, prawdziwych uczuć, niezapomnianych przygód, a gdy wreszcie mają szansę coś odmienić, wycofują się, rezygnując z marzeń i być może ze szczęścia. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że jest to niestety jedna z tych książek, które zostają w pamięci tylko do momentu zamknięcia ostatniej strony – ani nie wzrusza, ani nie bawi, ani nie zmusza do przemyśleń. A nie tego w literaturze szukam.