Odpowiedź od nie bardzo świętego adresata
Zwyczajowo jest tak, iż na kilka dni (u bardziej zapobiegliwych nawet tygodni, czy też nawet miesięcy) przed świętami Bożego Narodzenia rodzą się listy. Listy pełne życzeń i marzeń, często szalonych, czasem ponadnaturalnych, w znacznej części wzruszających i jakże prostych. Jednak jeszcze częściej, pojawiają się listy, w których zawarto pragnienia niemożliwe do spełnienia, nawet dla Niego... Choć przecież On... potrafi chyba wszystko? On, czyli Święty Mikołaj. Jest to osobnik otrzymujący w okresie świątecznym najwięcej listów i kartek. Docierają one do Niego pocztą zwykłą (jakakolwiek by nie była), ale są także i te, które otrzymuje w sposób prawdziwie magiczny. Poprzez płomienie wrzucane do kominka, skrzydła anioła, które zbierają je z parapetów, czy też dłonie wróżek, które wyciągają je spod poduszek. A wszystkie mają na celu jedno – dotrzeć, przekazać prośby, wypełnić czyjeś marzenie...
Czy dostaliście kiedyś list od Świętego Mikołaja? Od niego samego? Napisany własnoręcznie, dostarczony błyskawicznie? Ja tak. Na Wielkanoc. Nie ma w tym nic dziwnego, gdy uświadomimy sobie jak wielu osobom Mikołaj z Rovaniemi musi odpowiedzieć. Bynajmniej nie był to zwykły, produkowany w fińskiej drukarni, kawałek kolorowego papieru. Pozbawiony duszy, dziwnie suchy, wyzbyty z uczuć... Ale był niegdyś (a może wciąż jest), pewien Mikołaj, który pisał do dzieci często i o różnych porach, a nazywał się John Ronald Reuel Tolkien.
Czwórka dzieci, John, Michael, Chrisptopher i Priscilla, otrzymywała listy od Mikołaja co święta. Listy pełne opowieści z zimnej krainy, gdzie poza Świętym mieszkały i gnomy i krasnale oraz bardzo inteligentny Niedźwiedź Polarny. Listy przychodziły nie zawsze w samą Wigilię, ale często i wiele dni wcześniej. W zależności od tego, co i kiedy napisały same dzieci. Zawsze zawierały przynajmniej kilka słów od Mikołaja lub Niedźwiedzia, rysunki, ale i opowieści o zabawnych przygodach. Pierwszy z nich przyszedł w1922 roku, gdy najstarszy z dzieci Tolkiena, John, miał trzy lata. Ostatni pojawił się w święta 1943 roku, i był adresowany już tylko do najmłodszej, Priscilli. Trójka chłopców wydawała się być już nazbyt „duża”, by słuchać opowieści z Domu na Skale, który stoi na Biegunie Północnym. Opowieści wspaniałych, które zachwycały możliwościami autora. Opowieści frywolnych, ale i często zabarwionych jego własnymi uczuciami, jego strachem związanym z kolejną wojną, oraz bajkową odpowiedzią na burzliwe czasy.
Zebrane przez Baillie Tolkien listy, to nie wszystkie opowieści z Bieguna Północnego, które otrzymały dzieci Tolkiena. Jednak dzięki niej my, otrzymaliśmy wspaniały przekrój przez ich historię. Poznajemy nie tylko słowa, ale mamy też sposobność zanurzenia się w cudownych obrazach. Poznania wspaniałych elementów dekoracyjnych, zabawnych historyjek obrazkowych, którymi Tolkien ozdabiał słowa, przydając im tym samym prawdziwości. Listy Świętego Mikołaja to w rzeczywistości kolejna powieść autora Hobbita czy też kultowego już teraz Władcy Pierścieni. Powieść, którą wielbiciele talentu autora, ale i zwyczajni wyznawcy Bożego Narodzenia i legend z nim związanych, powinni poznać. I zakochać się w niej. Bo inaczej nie można. Smutne, ale i wzruszające, zabawne, lecz przede wszystkim piękne. O różnej długości i różnej treści, prawdziwie niepowtarzalne... Listy od „świętego” serca.