David Gibbins, archeolog podmorski, absolwent Cambridge i autorytet w zakresie badań starożytnych wraków, opublikował właśnie jedno z lepszych syntetycznych opracowań na temat najnowszych hipotez i znalezisk archeologicznych w basenie Morza Śródziemnego, które zdarzyło mi się czytać. Szkoda tylko, że ten naprawdę pasjonujący i – bez żadnej ironii – świetny artykuł liczy sobie zaledwie dziewięć stron, i dodany jest, jako odautorskie posłowie, do schematycznej i słabej książki sensacyjnej pod tytułem Atlantyda.
Główni bohaterowie Atlantydy pracują w IMU – Międzynarodowym Muzeum Morskim, wymyślonym, a może raczej – wymarzonym przez autora. Bo IMU dysponuje gigantycznymi funduszami, fantastycznie wyposażonymi jednostkami pływającymi, najnowocześniejszym sprzętem badawczym. Dlatego też epokowe odkrycia sypią się jak z rękawa, a ugruntowana wiedza o najstarszych kulturach Europy wywracana jest do góry nogami parę razy w ciągu sezonu. IMU ma zresztą nieokreślone powiązania z wywiadem morskim, a wysportowani nurkowie-archeolodzy i rosyjska piękność w bikini mają okazję wziąć także udział w przygodzie przypominającej wczesne filmy z Bondem, tylko bez ich lekkości i finezji – a przy okazji popisać się pozaarcheologicznymi umiejętnościami. Szkoda tylko, że czytelnikowi pozostaje wrażenie, że dowodzenie prawdziwości fundamentalnych hipotez historycznych jest proste i łatwe jak śledztwo w serialu „Kryminalni”. W odpowiedzi na wątpliwość miły kolega natychmiast wykopie właściwy kawałek papirusu i już po paru dniach
przedstawi swoje odkrycie na międzynarodowej konferencji, do klucza znalezionego w Morzu Śródziemnym znajdą się drzwi nad Morzem Czarnym (i otworzą bez zgrzytu...). Zdyszany czytelnik zostaje zasypany odpowiedziami zanim zdąży zadać jakiekolwiek pytanie.
Mam nadzieję, że ogromna popularność Atlantydy nie odda Davidowi Gibbinsowi niedźwiedziej przysługi i nie zacznie on teraz masowo produkować sensacyjnej łatwizny w śródziemnomorskich dekoracjach. Posłowie do Atlantydy jest materiałem - ba, nawet konspektem – pasjonującej książki popularnonaukowej na miarę Cerama. I tę bardzo chciałabym kiedyś przeczytać.