Odejść bez lęku

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Jeszcze nie tak dawno choroby nowotworowe były w literaturze tematem tabu. W ostatnich paru dekadach sytuacja się zmieniła i na półkach księgarskich pojawiły się liczne pozycje poruszające to zagadnienie - albo opisujące walkę z rakiem z perspektywy szczęśliwców, którym się powiodło („Mój powrót do życia” Armstronga, „Lewa, wspomnienie prawej” Kofty), albo dokumentujące niekorzystny przebieg choroby (wówczas zwykle uzupełniane i oddawane do druku przez bliskich zmarłego - jak „A Private Battle” Corneliusa Ryana i Kathryn Morgan Ryan, „Czasami wołam w niebo” Tamary Zwierzyńskiej-Matzke i Svena Matzke, „Chustka” Joanny Sałygi – lub w całości przez nich pisane, jak „Śmiertelni nieśmiertelni” Kena Wilbera czy „Ćwiczenia z utraty” Agaty Tuszyńskiej).

Lekarze statystycznie chorują na nowotwory równie często, jak reszta populacji, a znacznie lepiej orientują się w temacie. Ale chyba mniej są skłonni do chwytania w potrzebie za pióro, by podzielić się ze światem swoimi doświadczeniami i odpowiedzieć na pytania: czy łatwiej znosić ból, niesprawność, skutki uboczne działania leków, kiedy się dokładnie wie, co czym jest spowodowane? Czy, zdając sobie dokładnie sprawę z natury choroby i możliwości leczenia, podchodzi się do przyszłości bardziej optymistycznie, czy wręcz przeciwnie, bardziej pesymistycznie? Czy ma się pokusę pokierowania własnym leczeniem, czy też przyjmuje się z ulgą możliwość zdjęcia z siebie odpowiedzialności i oddania się w ręce innych specjalistów?

Spróbujmy te kwestie przeanalizować na przykładzie Paula Kalanithiego, amerykańskiego neurochirurga, który jako jeden z nielicznych lekarzy i pacjentów zarazem zdecydował się udokumentować swoje zmagania z nieuleczalną chorobą.

Kiedy cała historia się zaczyna, Paul ma niecałe trzydzieści sześć lat i właśnie kończy specjalizację z neurochirurgii (trochę późno, nawet jak na warunki amerykańskie, bo o studiach medycznych pomyślał dopiero po uzyskaniu magisterium z literatury angielskiej); jest dobry w swoim fachu i spodziewa się otrzymać posadę adiunkta na swojej macierzystej uczelni. Dopiero wtedy, będąc pewnym stabilnego zatrudnienia z dobrym wynagrodzeniem i nie musząc wszystkiego podporządkowywać tokowi edukacji, ma zamiar pomyśleć o powiększeniu rodziny. Na razie dokłada wszystkich sił, by sfinalizować to, co zaczął. I sądzi – przez ładnych kilka miesięcy – że coraz szybsza utrata wagi i coraz dotkliwsze bóle pleców to skutki przepracowania. Wiadomo, praca neurochirurga bywa wyjątkowo stresująca i wyczerpująca, operacje mózgu czy kręgosłupa potrafią trwać po kilkanaście godzin. Zdjęcie kręgosłupa nie wykazuje zmian, więc, uspokojony, ratuje się środkami przeciwbólowymi. Kiedy te przestają działać, a dodatkowo pojawiają się
kolejne dolegliwości, które udaremniają mu spędzenie kilkudniowego spotkania ze znajomymi, postanawia poddać się dokładniejszym badaniom. A te nie pozostawiają złudzeń: to nowotwór, i to z licznymi przerzutami. Ale przecież trzeba próbować – a równocześnie trzeba się zastanowić, co zrobić z życiem, które nagle zaczyna się toczyć zupełnie nie według dotychczasowego planu. Założyć, że wbrew typowym rokowaniom, o których koledzy-lekarze mówią nadzwyczaj powściągliwie, będzie można jeszcze przez kilka lat pracować, by jak najwięcej zaoszczędzić? Że się zdąży zaznać tak długo odkładanej radości rodzicielstwa? Ale jeśli nawet tak – czy nie jest egoizmem powołanie na świat dziecka, które najpewniej będzie znało ojca jedynie z fotografii? Paul i jego żona Lucy długo roztrząsają te kwestie, by ostatecznie podjąć decyzje takie, jakie by zapadły, gdyby choroba była przewlekła i dokuczliwa, ale potencjalnie niegroźna: tak, wróci do pracy, kiedy tylko poczuje się na siłach; tak, zostanie ojcem, choć będzie to sporo
kosztowało (dosłownie i w przenośni, bo w tej sytuacji „jedyną opcją wydawał się rozród wspomagany”). I jednym, i drugim niedługo będzie się cieszył; choroba znów da o sobie znać jeszcze przed narodzinami córki, a bardziej agresywne leczenie okaże się skuteczne tylko na krótko i w dodatku obarczone licznymi powikłaniami. Gdy już będzie ostatecznie wiadomo, że nie pozostało mu wiele czasu, zacznie spisywać swoje refleksje i wspomnienia, zdając sobie sprawę, że sam tej książki nie dokończy…

To nie jest taki drobiazgowy i systematyczny zapis wydarzeń, jak u Ryana (pisarz-dokumentalista, specjalizujący się w rekonstruowaniu wielkich wojennych kampanii, okazał się bezkonkurencyjny w relacjonowaniu własnej – daremnej – batalii o życie; polecałabym jego książkę wszystkim, którzy nie boją się zetknięcia z tą trudną tematyką, gdyby tylko została przetłumaczona na polski). Kalanithi nie spisuje metodycznie przebiegu i wyników wszystkich badań, nie cytuje dosłownie każdej rozmowy z kolegami-lekarzami, wybierając zamiast tego pogrążenie się w retrospekcjach; zajmują one równo połowę objętości tekstu napisanego przez samego autora i obejmują całą jego drogę do zawodu, od lat szkolnych po ostatnie etapy stażu specjalizacyjnego. Gdyby był okulistą czy dermatologiem, nie miałoby to takiego znaczenia, ale neurochirurgia należy do tych specjalności, w których szczególnie często staje się oko w oko ze śmiercią. Paul przypomina sobie sytuacje, gdy to on musiał rozmawiać z rodzinami ciężko, czasem nieuleczalnie
chorych pacjentów, dyskutować opcje ryzykownych zabiegów i szanse powrotu prawidłowej czynności mózgu. To doświadczenie sprawiło, że gdy on sam znalazł się w podobnej sytuacji, potrafi spojrzeć na kwestię własnego życia z dużo większym dystansem. Można się spierać, czy – jak głoszą napisy na okładce – jest to historia „niosąca nadzieję”, która „ogromnie inspiruje”: niełatwo czerpać inspirację z faktu, że młody człowiek w pełni sił twórczych odchodzi, nie zdążywszy nawet doczekać pierwszych kroków swego dziecka, a i nadziei w tym wszystkim tyle, co na lekarstwo. Można się zastanawiać, czy dziewczynka powołana na świat, by osłodzić umierającemu ojcu ostatnie miesiące życia, nie będzie czuła doń żalu za to, że z rozmysłem ją skazał na dorastanie bez jego wsparcia. Trudno natomiast odmówić tej opowieści siły przekonywania.

Tak - mówi zza grobu Kalanithi i potwierdza to jego żona, autorka wzruszającego epilogu - można pogodzić się ze śmiercią, można umierać świadomie, nie zgłaszając pretensji do Boga/losu ani ludzi; można swoim podejściem do własnego odchodzenia podtrzymać na duchu tych, których się opuszcza. I być może również tych, którym zostawiło się przesłanie w postaci takiej książki, choć oni jeszcze nie znają dnia ani godziny...

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]