Poznajcie Rincewinda (o ile dotąd nie mieliście okazji). Niezwykła z niego postać. Właściwie to nawet można powiedzieć, że wyjątkowa. Poliglota - umie błagać o litość w kilkunastu językach. Ceniący spokój, wprost uwielbiający nudę, której tak wielu z nas całkiem nierozsądnie stara się uniknąć.
Na swoje nieszczęście, Rincewind jest ponadto magiem. W dodatku jedynym w swoim rodzaju. W bardzo teoretycznym znaczeniu tego słowa. No bo, spójrzmy prawdzie w oczy: co to za mag, który nie umie rzucić żadnego zaklęcia? To jak łucznik, który nie jest w stanie naciągnąć cięciwy. Słowo nieudacznik pasuje do Rincewinda jak ulał.
Jednak to pochopna ocena i to z gruntu błędna. Rincewind, dzięki bogatemu doświadczeniu, zdobywanemu zawsze wbrew woli, doprowadził do perfekcji niezmiernie ważna umiejętność - zdolność przeżycia. Środek do osiągnięcia celu stanowi zwykle ucieczka, którą ów pseudomag może bez przesady uznać za swój odruch bezwarunkowy.
Nieomylny instynkt natychmiast podpowiedziałby Rincewindowi, że najgorsze przekleństwo używane w Imperium Agatejskim:
_****Obyś żył w ciekawych czasach!_**Obyś żył w ciekawych czasach!** jest znacznie groźniejsze, niż mogłoby się wydawać mniej doświadczonym tchórzom. Nasz mag bowiem nigdy nie szuka kłopotów - one same go znajdują. Tym razem jednak trochę im w tym dopomógł (no cóż, wszyscy popełniamy błędy).
Kapelusz jest dla każdego maga przedmiotem niezwykle cennym. To symbol przynależności do elitarnej kasty, czytelny dla wszystkich, którzy w jej obręb nie wchodzą (np. skrytobójców - upewnia ich, ze zlikwidowali właściwego klienta).
Rincewind postanowił dodatkowo oznaczyć swój kapelusz napisem "MAGGUS" - zapewne w ramach akcji ratowania własnego skurczonego ego. Co dało efekt zbliżony do "masła maślanego". I wplątało go: niespodzianka!... w kłopoty.
A konkretniej w skomplikowaną misję obalania reżimu, dyktatora etc. - słowem: złych i silnych. Proroctwo głosi, że Wielki Mag przybędzie i wyzwoli lud Imperium z pomocą mitycznej Czerwonej Armii oraz oddziałów rewolucyjnych rozwijających "podziemną" działalność pod tą samą, uświęconą mocą legendy, nazwą.
W państwie, w którym nie wolno posiadać broni, działalność owa ogranicza się do rozlepiania niezbyt radykalnych ulotek i śpiewania pieśni bojowych - nie ma nic wspólnego z czynną walką.
Przed naszym magiem niełatwe zadanie, tym bardziej, że spotka starych (zarówno w bardzo dosłownym, jak i metaforycznym znaczeniu) przyjaciół, którzy, mimo niezaprzeczalnie dobrych intencji, raczej mu przeszkodzą niż pomogą.
Świadomość, że jest się pionkiem na planszy bogów, a w dodatku ulubionym pionkiem jednej z bogiń, nie ułatwia życia. Ale, jeśli się dobrze zastanowić, nieświadomość w tej kwestii jest jeszcze gorsza.
Trochę pomaga, jeśli mamy jakąś dewizę czy mantrę na trudne chwile: na przykład taką, jak najmniej zdolny uczeń Niewidocznego Uniwersytetu: KTO WCZEŚNIE SIĘ Z ŁÓŻKA ZBIERA, TEN WCZEŚNIE UMIERA... Nie zawierając szczególnego ładunku moralnego, pozwala ona przynajmniej poleniuchować z czystym sumieniem.
Lekkie, humorystyczne książki Pratchetta, ze znakomitym wyczuciem dowcipu językowego przetłumaczone przez Piotra Cholewę, pomiędzy wierszami podejmują ważne zagadnienia, w tym przypadku: wpływ władzy totalitarnej na społeczeństwo. Jego Świat Dysku, mimo że opiera się na grzbietach czterech słoni, stojących z kolei na skorupie ogromnego gwiezdnego żółwia, tylko pozornie różni się od trzeciej planety od słońca.
W rzeczywistości jego mieszkańcy, choć nie zawsze są nimi ludzie czy choćby małpy człekokształtne, maja charaktery i problemy podobne do tych, które są nieodłącznymi składnikami naszej szarej codzienności.
Ciekawe czasy polecam wszystkim, bo któż nie lubi poczytać o kimś, kto jest większym niezdarą i pechowcem od niego, a mimo to może od czasu do czasu liczyć na uśmiech losu?