Obudziła się jeszcze pijana. Ten poranek przelał czarę goryczy
"Obudziłam się po jednej z popijaw, kolejnej nieudanej próbie ucieczki. W ręku trzymałam ciągle szklankę. Wtedy padłam na podłogę i zaczęłam błagać Boga o pomoc" - pisze Holly Whitaker i opisuje niszczycielski alkoholizm, w który popadła. "Jak trzeźwiałam w kulturze picia" to wstrząsająca książka.
Miałam wtedy trzydzieści trzy lata i picie już dawno mną rządziło. Już nie chodziło o parę drinków wypitych w zaciszu domowym czy noc przebalowaną z dziewczynami lub o niedzielnego kaca czy całą resztę chlania, tak jak kiedy miałam dwadzieścia lat i wydawało mi się, że jeszcze nad wszystkim panuję. Piłam samotnie tuż po powrocie z imprez; częściej zdarzały mi się dni na kacu niż bez; ograniczenie się do jednej butelki to było zwycięstwo; fajrant o piątej nadchodził w ślimaczym tempie. No to zaczęłam wychodzić z pracy najpierw za piętnaście piąta, potem o wpół do piątej, a w końcu o czwartej.
W pewnym momencie, tak na wszelki wypadek, nosiłam w torebce "małpki" z alkoholem, jakie podają w samolocie. Czasami (zwłaszcza kiedy miałam pilny deadline) zamykałam się w domu na całe dni i piłam od samego rana, póki nie straciłam przytomności. I tak to się kręciło.
Zobacz: "Ukrywają małe buteleczki, wychodzą ukradkiem". Tak piją kobiety w Polsce
Praca i kariera osaczały mnie, nie mogłam od nich uciec, a jednocześnie – paradoksalnie – stanowiły dla mnie ucieczkę. Praca była jedynym miejscem na ziemi, gdzie wiedziałam, jak stawać się wartościowszą, pełniejszą wersją siebie, a zatem była główną siłą w moim życiu.
Kiedy skończyłam dwadzieścia lat, wiedziałam, jak na imprezach podpytywać ludzi, co robią, żeby się utrzymać i czekałam, aż oni spytają mnie o to samo. Stanowisko służbowe oraz rozmiar w talii XXS to jedyne naprawdę cenne dla mnie rzeczy, ponieważ tylko one miały wartość w życiu towarzyskim (jako waluta).
Mogłam ciężko harować, mogłam się głodzić... Czyż nie każda chciałaby potrafić to pogodzić? Zorientowałam się, że parę kieliszków wina – czasem więcej niż parę, czasami nawet cała butelka – pomagało mi osiągnąć te dwie rzeczy naraz.
Im bardziej starałam się być perfekcyjna – im więcej oczyszczających diet przeprowadzałam, im więcej motywujących książek kupowałam, budżetów tworzyłam, im więcej gadżetów kupowałam, żeby ukryć i zamaskować bałagan, jakim było moje życie – tym trudniej było mi to wszystko ogarnąć. Próby postawienia siebie do pionu wywoływały tylko więcej chaosu.
Chaos sprawiał jeszcze większy ból. Wtedy piłam więcej wina. I paliłam więcej trawki. I papierosów. I kupowałam więcej jedzenia. I więcej ubrań. Byłam potworem, który nie potrafił powstrzymać się przed konsumpcją. Myślałam, że dzięki temu stanę się bardziej ludzka.
Obudziłam się w moim apartamencie o regulowanym czynszu po jednej z popijaw, kolejnej nieudanej próbie ucieczki. Łóżko było bez pościeli. Materac – poplamiony jedzeniem, piciem i wymiocinami. Komputer włączony, telewizor też, torby ze śmieciami i kartony z resztkami jedzenia, puste butelki po piwie porozrzucane po całym mieszkaniu. Bolało mnie gardło od rzygania i głowa od kaca.
Jeszcze byłam pijana. Szklankę z jamesonem ciągle trzymałam w ręce. Nie pierwszy raz obudziłam się w takiej scenerii, ale po raz pierwszy nie potrafiłam udawać, że ze mną jest wszystko w porządku i że to normalny trzydziestokilkuletni pierdolnik, z którego wyrosłam. Właśnie wtedy padłam na podłogę i zaczęłam błagać Boga o pomoc.
Właśnie wtedy przestałam biec.
Właśnie wtedy ponownie nawiązałam kontakt wzrokowy ze sobą w lustrze.
Właśnie wtedy w końcu usłyszałam tę część siebie, którą starałam się uciszyć karierą, ciuchami, statusem, jedzeniem, piciem i narkotykami, tę część mnie, która krzyczała, że nie potrafi się ustatkować i nie da rady wytrwać w tej paranoi ani chwili dłużej.
Picie jest już tak zakorzenione w damskim kodzie, że już nawet przestaliśmy rozpoznawać, na ile nieskończonych sposobów wpływa na każde doznanie, a nawet przestaliśmy się zastanawiać nad kosztami wpływu alkoholu na życie.
Wina, wódki a nawet piwo to podstawowy dodatek do sukcesu kobiety. Dla matek – podstawowa demograficzna grupa docelowa – alkohol to nie tylko coś, co pasuje do przygotowania obiadu, lecz raczej niezbędny element dnia codziennego. Można znaleźć tysiące kartek okolicznościowych, memów, magnesików na lodówkę, T-shirtów z nadrukami czy też kombinezonów, które zachęcają nas do upijania się, ponieważ: "Tak, tak drogie dzieci, matkowanie zmusza nas do picia".
Książka Holly Whitaker "Na zdrowie! Jak trzeźwiałam w kulturze picia" ukazała się nakładem Wydawnictwa Kompania Mediowa.