Wałęsa. Ludzie. Epoka. to niepowtarzalna okazja przyjrzenia się fenomenowi. Można też powiedzieć, że to studium mechanizmu przypadków, niezwykłych splotów okoliczności, które czasem wynoszą jednostki wyżej niż ktokolwiek, na czele z nimi samymi, mógłby podejrzewać, że zajdą. Niewątpliwie jest w tym twierdzeniu ziarno prawdy, ale niezbyt duże. Bo jest to także opowieść o odwadze i konsekwencji. O głębokiej wierze w to, że ludziom należy się coś więcej i że warto o to zawalczyć. O dziwnej, niewytłumaczalnej racjonalnie charyzmie, która pozwoliła prostemu robotnikowi poprowadzić tłum takich jak on sam do zwycięstwa nad „niepokonanym”, które okazało się kolosem na glinianych nogach. Nie jest to jednak opowieść grana na jednej i tej samej panegiryczno-bałwochwalczej nucie. Jest w niej rozdział o ciężarze zwycięstwa, niszczącym wpływie władzy, rozłamie i osamotnieniu. O porażce. Samo życie. Bo też nie jest to nic innego, jak biografia człowieka, którego można oceniać rozmaicie, ale którego przełomowej roli w
najnowszej historii Polski nikt racjonalnie myślący nie zaneguje, Lecha Wałęsy.
Biografia niezwykła, bo silnie osadzona w tak zwanym „tle”. Pełna relacji świadków opisywanych wydarzeń (rekrutujących się zarówno z szeregów „walczących”, jak i „zwalczających”), nierzadko sprzecznych, zawsze intrygujących. Snuta swobodnym, lekkim językiem, wciągająca właśnie poprzez swój autentyzm, brak sztucznej pomnikowości i zbędnej emfazy. I, co bardzo ważne, bogato ilustrowana. Wspaniałe fotografie podobierano kierując się najwyraźniej kryterium ukazania jak najpełniejszego, wielowymiarowego obrazu. I tak obok Wałęsy-przywódcy, Wałęsy-polityka czy Wałęsy-negocjatora możemy podziwiać Wałęsę-ojca, Wałęsę-sportowca czy wreszcie Wałęsę-domatora w rozczulającym różowym pulowerku. Zamierzony efekt został osiągnięty.
Autorzy nie serwują gotowych wniosków, nie podsuwają czytelnikowi żadnych rozwiązań, nie ferują sądów. Starają się, i to im się chwali , przedstawić fakty możliwie najobiektywniej, najwyraźniej w nadziei, że to wystarczy, by skłonić odbiorcę do refleksji. Jakich? To chyba indywidualna kwestia, każdy musi przekonać się sam. Ja mogę tylko zaręczyć, że naprawdę warto.