Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:01

O archeologach słów kilka

O archeologach słów kilkaŹródło: Inne
d9qyf19
d9qyf19

Poznajcie tych, którzy swoje życie poświęcili, by pozwolić wam poznać tajemnice przeszłości. „Życie archeologa zwykle wyobrażamy sobie jako romantyczne i pełne przygód...” Pamiętam pielgrzymki na tereny naszych wykopalisk. Zwyczajowo zwiedzione widokiem kilkunastu osób babrających się w błocie tłumy, wprowadzały w nasz milczący, wypełniony stukotem szpadli rytm, straszliwe zamieszanie. Pragnęli odkryć na miarę Indiany Jonesa, a w zamian ujrzeli archeologów roztkliwiającymi się nad drobinkami ceramiki, czy też ułamkami paciorków. Gdy tylko prowadzący prace profesor, nie opacznie wcześniej nadmienił o możliwości zobaczenia osady, budynków z zamierzchłych dla nich czasów, słyszeliśmy często: „A gdzie są dachy?”. Jakoś koliste zaciemnienia, nazywające się u nas dołami posłupowymi, nie były w stanie ich przekonać. Zawsze odchodzili zawiedzeni. Nawet jeżeli plądrowali butami nasze cmentarzyska.

Tak bogate w szczątki zmarłych, prawie święte, przynajmniej dla nas. Prawda jest taka, że z wykopalisk nie przywozimy ton złota. I zbyt często słyszymy, siedząc w dole: „Spójrz dziecko, jak się nie będziesz uczył, tak właśnie skończysz...”. Czy jest to dziwne? Nie w większych miastach. Tutaj mieszkańcy nas znają. Rozpoznają po brudnych butach i zestawach rysunków, na brudnych, poplamionych płachtach papieru. Ale i tak mają nas za nic. Jakoś nie pasujemy im do odkrywców grobowca Tutenchamona. Raczej uważają nas za wariatów.

Naprawdę większość z odkrywców jest dzisiaj zapomniana. Niektórzy dogorywają pośród kurzu w bibliotekach i piwnicach uniwersytetów, czy instytutów. Inni odeszli od nas już na zawsze, a wspominamy ich tylko wtedy, gdy musimy przeczytać ich sprawozdania. Tych zwykłych, codziennych profesorów, których znaleziska, czy też przemyślenia, wprowadziły spore zamieszanie w archeologii, a o których nikt nic nie wie. Tych słynnych... o nich też często zapominamy, albo i oni sami pozwalają przytłumić się blaskowi rozchodzącemu się od ich znaleziska. A przecież ciągle rodzą się nowi, następcy. Tacy sami, jak ci sprzed dwustu lat. Szaleni, widzący tylko zaprzeszła historię.

Tak dziwnie nic się nie zmieniło. Nadal mamy ich, pragnących wiedzy, spragnionych rozwiązań, ale i plączących się pośród zwyczajności ich własnego życia; i dlatego dobrze, że czasem znajdzie się ktoś, kto pragnie im przypomnieć, tych, którzy odeszli. „Belzoni z pewnością nie był geniuszem jak Champollion, ale był bystry i pewny siebie, jak Schliemann i potrafił zręcznie wykorzystywać każdą sytuację...” Oto opowieść o ludziach, którzy poddali się czasom.

d9qyf19

Ukształtowanym przez moment, przez sto lat, w ciągu których tak naprawdę narodziła się archeologia. Wcześniejsze odkrycia, czy też wycieczki, jakoś dość szybko odeszły w zapomnienie. Teraz ludzie pragnęli skarbów. Złota, ciał ludzi, którzy już odeszli, pełnych magii wiecznego życia. Nagle świat ogarnęła fala odkrywców. I pragnienia by mieć jak najwięcej. Państwa walczyły ze sobą o skarby ukryte w ziemi, zapominając o tych, którzy je tam pozostawili. Torowali sobie drogę do skarbów młotem i dynamitem, by tylko posiadać przeszłość. Dopiero kolejny wiek przyniósł uporządkowanie. Ale na razie archeologiem był każdy. Wystarczyło, że chciał. Nie musiał wiele wiedzieć. Dlatego byli nimi i tłumacze, i zwykli handlowcy, siłacze, cyrkowcy i zwykli pasjonaci.

W kolejności chronologicznej, autor przedstawił losy czternastu odkrywców z XIX i początku XX wieku. Między innymi Belzoniego, Schliemana, Budge’a i Evansa. Umiejętnie wprowadził nas nie tylko w losy ich odkryć, ale także nakreślił ich osobowości, ukazał drogę i to „coś”, co pchnęło ich do pragnienia wiedzy, lub posiadania. Wraz z nimi poznajemy ich rodziny, nie zawsze dzielące z nimi pasje, ich światy, ich samych i dokonania, które stoją gdzieś z boku, jakby w końcu chciały same przedstawić ludzi, którzy pozwoliły im znowu zabłysnąć po wielu latach.

„Znam ludzi, o których tu jest mowa...” pisze autor, ale też zastrzega się, iż jego wybór jest subiektywny. Chociaż tak naprawdę niepotrzebnie. W końcu nie miał na celu wyliczyć wszystkich odkrywców, stworzyć leksykonu. Zresztą byłoby to naprawdę bezcelowe. Vandenberg zdołał przedstawić typy naukowców: szaleńców, siłaczy, złodziei i tych prawdziwych, uporządkowanych archeologów. Tych, którzy stracili życie w pogoni za kolejnym odkryciem i tych, którzy oddali wszystko, by doznać poznania. Ludzi, którzy mieli swoje rodziny, i dla których rodziną były zabytki. Szaleńców, dzięki którym my wiemy więcej.

„Nie można jednak przy tym zapominać, że archeologia to przede wszystkim ciężka praca – najpierw umysłowa, badanie naukowe, a potem praca fizyczna, wysiłek podejmowany nierzadko w trudnych warunkach.” Dlatego bardzo właściwe okazało się umieszczenie w książce, poza rycinami samych odkrywców, niewielkich, ale wystarczających tablic chronologicznych. Pomocnych, bo tak naprawdę, archeologia, to świat najbardziej brudnych detektywów.

d9qyf19
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d9qyf19