Kulisy radzieckiej napaści na Polskę przez dziesiątki lat były gorliwie przemilczane, zaś jeśli w ogóle wspominało się o 17 września, to raczej w kontekście bratniej pomocy czy zabezpieczania zachodnich granic ZSRR przed nazistowskim najeźdźcą. Obecnie, kiedy dotychczasowy porządek legł w gruzach, dostęp do informacji stał się łatwiejszy, choć nadal wyłuskanie czegokolwiek z przepastnych archiwów Kremla zazwyczaj kończy się porażką lub najwyżej zdawkową odpowiedzią. Na podstawie dostępnych dokumentów wojskowych i materiałów operacyjnych Armii Czerwonej można już jednak wyciągnąć liczne wnioski, dzięki czemu na rynku ukazuje się coraz więcej rzetelnych prac traktujących o agresji ZSRR na nasz kraj. Jednym z autorów zajmujących się m.in. problematyką 17 września jest prof. Czesław Grzelak, autor znakomitej pracy Kresy w czerwieni. Agresja Związku Radzieckiego na Polskę w 1939 r. W latach 1993–1996 próbował on z moskiewskich dokumentów wyłowić jak najwięcej informacji dotyczących ówczesnych wydarzeń – jak
sam twierdzi, jedynie działania wojskowe można odtworzyć stosunkowo dobrze, rozwiązanie innych problemów napotyka zaś znaczne trudności.
Obrońcy Kresów Wschodnich podjęli się zadania praktycznie niewykonalnego, z góry skazanego na porażkę. Alianci zaniechali ofensywy przeciw Niemcom, zaś od wschodu nadciągały radzieckie siły zbrojne, by zagarnąć tereny przyznane na mocy tajnego protokołu dodatkowego paktu Ribbentrop-Mołotow. Ponieważ wojsko polskie związane było walką na froncie przeciwniemieckim, nowy agresor miał bez żadnych problemów wykonać swoje zadanie, jednak dzięki współpracy ludności cywilnej z żołnierzami udało się stawić mu zacięty opór. Obrońcy Kresów Północno-Wschodnich odziani byli w różne mundury – prócz tych wojskowych, pojawiały się mundurki gimnazjalne, kolejowe, pocztowe, zaś obok hełmów i rogatywek widać było studenckie czapki. Ich właściciele postanowili złożyć daninę krwi, swojego młodego, nierzadko dopiero rozpoczynającego się życia, na ołtarzu Ojczyzny, w beznadziejnym, rozpaczliwym boju. To im właśnie poświęcona jest praca prof. Grzelaka Wilno-Grodno-Kodziowce 1939. W pierwszych rozdziałach autor opisuje początek
współpracy wojskowej pomiędzy Związkiem Radzieckim a Niemcami, kulisy podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow oraz przygotowania do agresji na Polskę. Bardzo ciekawym załącznikiem jest tu tłumaczony tekst dyrektywy dla wojsk Frontu Białoruskiego (BSOW) z 14 września 1939 r. Grzelak dokładnie nakreśla plany uderzenia oraz przedstawia szczegółowy wykaz pojazdów bojowych wchodzących w skład BSOW. Charakteryzuje również siły, które miały bronić Kresów oraz zwraca szczególną uwagę na walory strategiczne tamtejszych terenów. W kolejnych rozdziałach ukazuje uderzenie wojsk radzieckich, próbę obrony Wilna, heroiczny bój o Grodno, walki w rejonie Kodziowców oraz wycofanie do Puszczy Augustowskiej i przejście oddziałów do partyzantki.
Największe wrażenie zrobiły na mnie opisy ciężkich, krwawych walk o Grodno, podczas których czołgi BSOW usiłowano powstrzymać m.in. butelkami z benzyną. Autor zamieścił tutaj wstrząsający fragment wspomnień traktujący o uwolnieniu ciężko rannego chłopca rozkrzyżowanego na radzieckim czołgu. Kiedy czytałem o sowietach traktujących obrońców Grodna jak żywe tarcze, przypomniało mnie się oblężenie Głogowa przez wojska Henryka V i dzieci głogowian przywiązane do niemieckich maszyn oblężniczych. Widocznie przez te 830 lat niewiele się zmieniło, zaś okrutny mord na schwytanych obrońcach Grodna był ponurym preludium ludobójstwa w Katyniu, Miednoje, na przedmieściach Charkowa i innych stalinowskich miejscach kaźni. O ile nie do końca wykorzystano możliwości defensywne w Wilnie, tak w Grodnie heroizm obrońców, ich dojrzałość, poświęcenie, wytrwałość, związanie walką znacznych sił radzieckich i krwawa ofiara spowodowały, że gen. Sikorski nazwał ich „nowymi Orlętami”. Bój pod Kodziowcami był zaś przykładem ważkiego
połączenia bardzo wysokiego morale, esprit de corps i znakomicie opanowanego rzemiosła wojskowego.
Opisy autora są wzbogacane relacjami uczestników ówczesnych wydarzeń. Oddanie głosu owym świadkom było znakomitym pomysłem pana Grzelaka, bowiem ich barwne, ciekawe wspomnienia wydatnie ożywiły dość suchy styl profesora. Jego książka zawiera dwie wkładki ze zdjęciami, cztery mapy: walki o Wilno, Grodno, Kodziowce oraz operacje we wschodniej części Puszczy Augustowskiej, wykaz skrótów i bibliografię. Składa się ona z szesnastu pozycji, autorem pięciu z nich jest Czesław Grzelak, zaś trzy opracował. Niezbyt imponująca różnorodność źródeł świadczy o tym, iż problematyka 17 września jest nadal niewystarczająco poznana i należy tę białą kartę za wszelką cenę wypełnić maksymalnie wykorzystując dostępne dokumenty i czekać, aż ewentualne zabiegi dyplomatyczne pozwolą na ujawnienie kolejnych archiwów. Jeszcze zbyt wiele aspektów radzieckiej agresji wymaga naświetlenia, zatem zarówno każda praca pana Grzelaka, jak i inne pozycje traktujące o 17 września są cennym materiałem ukazującym kulisy krwawych wydarzeń, jakie
rozegrały się na Kresach Wschodnich. Może dzięki nim kiedyś doczekamy się czasów, w których napaść ZSRR będzie tak samo dokładnie poznana, jak agresja niemiecka? Pozostaje nam zatem szukać na półkach księgarskich kolejnych pozycji i czytać, poznawać dzieje dzielnych obrońców Kresów – myślę, że jesteśmy to winni choćby tym nowym Orlętom Anno Domini 1939.