Do darmowej, największej na świecie internetowej biblioteki Google Book Search trafią na razie tylko książki wydane w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Australii - głosi nowa wersja umowy Google z wydawcami, przedstawiona 13 listopada w Sądzie Federalnym USA. Nowa wersja umowy to efekt m.in. protestów wydawców z Europy, którzy obawiali się naruszania przez internetowego giganta ich praw autorskich.
- Otrzymałem właśnie wiadomość, że wszystko wskazuje na to, iż ta nowa ugoda zostanie zarejestrowana przez sąd. Nie trzeba chyba dodawać, że to wielkie zwycięstwo prawa autorskiego - napisał na stronie internetowej Polskiej Izby Książki jej prezes Piotr Marciszuk.
Google próbuje stworzyć największą na świecie elektroniczną bibliotekę. Gdyby projekt Google Book Search został zrealizowany, każdy użytkownik internetu miałby swobodny dostęp do treści wszystkich opublikowanych kiedykolwiek książek.
Do końca tego przedsięwzięcia jest jeszcze bardzo daleko, na razie w sieci dostępnych jest około miliona tytułów tzw. domeny publicznej, czyli książek nie objętych już prawami autorskimi (wygasają one po 70 latach od śmierci autora), jak Iliada , dramaty Szekspira , dzieła Mickiewicza . Te książki skanowane są w ramach tzw. programu bibliotecznego, prowadzonego przez Google we współpracy z 30 największymi bibliotekami na świecie, m.in. oksfordzką i harwardzką.
Osobną sprawą jest projekt skanowania książek, co do których obowiązują jeszcze prawa autorskie, a które znajdują się w amerykańskich bibliotekach. Wizja darmowego księgozbioru, która wprawia w zachwyt czytelników, przeraża właścicieli praw autorskich - wydawców i autorów.
Projekt Google Book Search działa od 2004 roku, a już w 2005 r. organizacje reprezentujące pisarzy i wydawców oskarżyły Google o naruszanie praw autorskich. Jesienią 2008 roku Google i amerykańskie stowarzyszenia wydawców podpisały umowę, w myśl której posiadacz praw do książki udostępnionej w Google Book Search otrzyma od Google 63 proc. wpływów z wykorzystania tytułu. Zyski pochodzić będą z reklam.
Umowa z 2008 roku nie została dotąd zatwierdzona przez sąd, ale od razu zaczęła wywoływać kontrowersje. Federacja Wydawców Europejskich (FEP) podeszła do niej nieufnie. Sprzeciw budził m.in. fakt, że Google postawiły świat wydawców wobec faktów dokonanych - od 2004 roku zeskanowały ponad 7 mln książek z kilku bibliotek amerykańskich, w tym około milion tytułów podlegających ochronie prawa autorskiego, nie pytając posiadaczy praw autorskich o zgodę. Wśród zeskanowanych tytułów były również książki europejskich wydawców.
Umowa zawarta między Google a amerykańskimi wydawcami wymaga też dokładnego określenia, czy dana książka jest obecna na rynku, czy też jej nakład został już wyczerpany. W pierwszym wypadku Google nie mają prawa jej digitalizować. Jeżeli jednak książki nie ma już na rynku, Google chcą prawa do sprzedaży licencjonowanego dostępu do niej, a także sprzedawania jej jako e-booka. Tymczasem w Europie tylko Niemcy i Francja mają aktualne bazy wszystkich tytułów dostępnych na ich rynku. W pozostałych krajach, także w Polsce, określenie, czy nakład został już wyczerpany, czy też jest jeszcze w sprzedaży, jest bardzo trudne.
Federacja Wydawców Europejskich już w czerwcu określiła swoje stanowisko - jest zdecydowanie przeciw rozszerzaniu ugody amerykańskich wydawców z Google na teren Europy.Nowy projekt ugody z wydawcami przedstawiony 13 listopada przez Google bierze pod uwagę te właśnie ustalenia. Umowa nie została jeszcze ostatecznie zatwierdzona przez sąd, co ma nastąpić pod koniec 2009 roku. Google deklaruje, że będzie pracowało nad rozszerzeniem Google Book Search na pozostałe kraje świata, zawierając umowy z poszczególnymi wydawcami.