"Niedźwiedź" powstał na fali popularności "Osiedla Swobody" , słynnego komiksu Michała Śledzińskiego, którego zbiorcze wydanie doczekało się właśnie trzeciego wznowienia. I jest, przynajmniej w pewnym stopniu, odcinaniem kuponów. O ile legendarna seria "Produktu" chwytała bowiem jakąś prawdę epoki i pod płaszczykiem zgrywy przemycała nieco wnikliwych obserwacji, o tyle "Niedźwiedź" to już czysta zgrywa. Kilka dowcipów z dawnych lat, które opowiadane w 2014 roku wciąż wprawdzie śmieszą, ale nie uwodzą.
Zawsze dziwiła mnie popularność Niedźwiedzia. Spośród wszystkich bohaterów "Osiedla Swobody" zapijaczony olbrzym, co potrafi przywalić, wydawał mi się postacią najbardziej nijaką, rażąco jednowymiarową. Śledziński nie poświęcał mu tyle uwagi co pozostałym "chłopakom z Osiedla".Brakowało mu osobowości, nie wiązała się z nim żadna tajemnica. Zamiast tego autor zadowalał się karykaturalnym przerysowaniem, czyniąc z Niedźwiedzia błazna opowiadającego w kółko ten sam dowcip. Nie inaczej jest w osobnym albumie poświęconym olbrzymowi w czapce.
W napisanych przez Śledzińskiego, a narysowanych (świetnie!) przez Kamila "Kurta" Kochańskiego nowelkach czuć oddech starego, dobrego "Osiedla Swobody" i blokowisk przełomu lat 90. i 00. Zupełnie, jakby nic się od tamtego czasu nie zmieniło, a Śledziu i Kurt wciąż walczyli o polski komiks sklejając pierwsze numery "Produktu".Znajdziemy tu więc kilka pijacko-punkowy dowcipów ("Wyburzanie", której dwaj bohaterowie nazywają się Iron i Maiden), bijatyki ze skinheadami ("Kalkulator", "Altana") i osiedlowe legendy miejskie ("Krwe, pot, streetball", "Mareczek"). Niedźwiedź wciąż zmagać się będzie z bezrobociem ("Wyburzanie" i "Mareczek"), a etos dzielnicowego wojownika nie pozwoli mu zostawić na pastwę skinów dwójki lewicowych demonstrantów ("Altana").
Najbardziej interesująca jest nowelka zamykająca tom - "Altana". To jedna z dwóch, obok "Kalkulatora", nowych opowieści, publikowanych premierowo 10 lat po upadku "Produktu". Niedźwiedź, niegdysiejszy heros Osiedla Swoboda, jest tu upadłym pijaczkiem, sypiającym w opuszczonej altance na miejskich działkach. O dniach chwały przypomina sobie, gdy do jego schronienia trafia dwójka młodych lewaków, uczestników demonstracji rozbitej przez narodowców. Niedźwiedź wprawdzie im pomoże, a cała bandę skinów obije, ale nim do tego dojdzie odmówi jakiegokolwiek zaangażowania i wyśmieje górnolotne hasła. "Sprowadzasz idee do poziomu anegdot" - usłyszy od młodego ideowca. "Za dekadę zmieni ci się chemia w mózgu, inaczej na rzeczy zerkniesz" - odpowie.
"Altanę" zamyka sentymentalna scena na ławce przed blokiem. Jakby wprost wyjęta z komiksów publikowanych na łamach "Ślizgu", albo hiphopowych teledysków z końca lat 90. Oto chłopaki ze swobodnej paczki wciąż trzymają się razem. Palą skręty i gadają o życiu. Ganiaj za skinheadami i bronią rewiru. Ale są coraz starsi, a świat idzie do przodu, mimo iż Niedźwiedź wykpiwa "srajfony z internetami" i wciąż korzysta ze starego Sony Ericcsona. Role, które sobie wybrali coraz mniej do nich pasują. Widać to po Sowie machającym swojej ciężarnej żonie i proszącym kumpli, by "nie dali się jakoś zbyt głupio zabić".
Czytelnik wie, że Niedźwiedź oczywiście zignoruje tę radę. Osobiście obawiam się jednak, że osiedlową legendą pozostanie już tych, którzy go wcześniej znali. Nowe przygody Niedźwiedzia nie porwą tysięcy czytelników, tak jak porywały kilkanaście lat temu.