Panie, Panowie. Jeśli nie pamiętacie z własnego doświadczenia, jak wyglądała sytuacja polityczna w Polsce i krajach ościennych, zwanych Układem Warszawskim, to w zasadzie niewiele z tej książki zrozumiecie. Nie ja ustalam zasady, a potencjalne pretensje uprzejmie proszę zgłaszać bezpośrednio do autora.
Rzecz się dzieje trochę dzisiaj, trochę pod koniec lat 80., bynajmniej nie w Polsce, chociaż nasz kraj jest tu obecny poprzez dostępność radiową w postaci Listy Przebojów Programu Trzeciego. To z tej stacji pochodzą ciekawe kawałki punkowe, to stąd jest Moskwa i Die Toten Hosen. Te zespoły w czasie kultowej już listy usłyszy Nancy. Bohaterów jest dwoje – Nancy ma lat naście, mieszka w ówczesnej Czechosłowacji, niedaleko granicy niemieckiej i regularnie prowadzi pamiętnik zbuntowanej nastolatki, zafascynowanej muzyką punk. On to Ole, który współcześnie przeżywa kryzys wieku średniego, ma byłą żonę, córkę, która go szczerze nienawidzi i pub, w którym wolno palić, a dzieci mają tam wstęp wzbroniony. Ole mieszka w Niemczech, a ściślej w byłym NRD, w mieście, gdzie Polacy kopią tunel, to znaczy są pracownikami budowlanymi. We wspomnianych latach 80. Ole miał zespół, grał punka i wierzył w ideały. Do czasu. Coś idzie nie po myśli, coś się sypie, wracają wspomnienia i marzenia o czasach, gdy było inaczej i miało
się mniej lat. Bo teraz – teraz są Helsinki.
Ta książka to ciekawostka z punktu widzenia Polaków, którym się wydaje, że tylko oni mieli ciężko w latach 80. Tu się pojawiają różne wiadomości – w czeskiej części Czechosłowacji jest mięso, ale nie ma papieru toaletowego, a podobno dokładnie odwrotnie było w Polsce. W radiu mówili. W polskim, więc na pewno prawda. Dzięki Nancy możemy - z perspektywy lat - podziwiać czasy, gdy wszystko było inne, niekoniecznie prostsze, a muzyka miała ambicje zmieniać rzeczywistość. Okazuje się, że takie ambicje były bliskie większości młodych ludzi, mieszkający w krajach uzależnionych od wpływów Związku Radzieckiego. Podobne pragnienia ma polski czytelnik oraz niemieccy i czescy bohaterowie. Wszyscy zaś przeżywają gorzkie rozczarowanie współczesnością. (To na pewno kryzys wieku średniego – powiedzą niektórzy.)
Z przyjemnością czyta się o tym, że nie tylko w Polsce robi się nie do końca przemyślane inwestycje, a decyzja administracyjna jednego urzędnika zmienia życie kilkunastu osób. I jest też lokal, gdzie można palić, pić i przeklinać, a czasami oglądać soft porno z lat 30., bez obawy, że będzie się zaatakowanym przez krzyczące i biegające dziecko. Marzenie wielu, chociaż oficjalnie rodzice nie zabierają dzieci do miejsc, gdzie podaje się alkohol. Sam Ole wymyślił ten lokal, w którym można pić tylko kilka rodzajów piwa i zjeść solankę (zupę, nie roztwór soli). Gdzieś głęboko w nim pozostają jego marzenia, jakieś nie do końca załatwione sprawy i przyjaciel, od lat ten sam, od lat taki sam naiwny marzyciel.
Urodzonym i wychowanym przed 1989 pozostają marzenia. I Helsinki.