Lek na całe zło
O tym, że * Irena Tuwim*, późniejsza tłumaczka m.in. "Kubusia Puchatka" i Julian byli rodzeństwem zżytym - wiadomo. Młodsza o sześć lat od brata Irena pisała o nim: "Julek w magiczny sposób był ( i miał już zostać do końca życia) panaceum na wszystkie nieszczęścia".
Rodzeństwo uciekało w świat fantazji, bo w domu atmosfera była najczęściej ciężka: "Mama przebąkiwała czasami o jakiejś cichej tragedii swego życia, a ojciec coraz bardziej zamykał się w swoim świecie, do którego młodsza o szesnaście lat żona nie miała wstępu. Ona miała do niego pretensje, że zbyt mało angażuje się w wychowanie i kształcenie dzieci, on do niej, że nawet w domu nie może mieć spokoju. Ona, wielbicielka poezji, sama też próbowała coś napisać, on pogardliwie nazywał to memuarami.
Tuwim napisze po latach, że w dniu ślubu dla ojca skończyło się wszystko, co było w jego życiu istotne. A nie zaczęło się nic, co uznałby za dość ważne, by mogło mu to zastąpić. Narastały wzajemne żale i pretensje, rosła obcość".