Niezależni dziennikarze uciekają z Rosji. "Nasze bezpieczeństwo może być zagrożone"
Dziennikarze i dziennikarki uciekają z Rosji, ostatnie wolne redakcje zamykają działalność. Knebel Kremla wobec mediów nie podających rządowej propagandy jest coraz bardziej szczelny.
W ostatnich dniach władze w Moskwie zatykają ostatnie, nieliczne już, kanały, którymi tamtejsze społeczeństwo może się dowiedzieć, co dzieje się w Ukrainie, brutalnie atakowanej przez wojska rosyjskie. W błyskawicznym tempie wprowadzane są w życie drastyczne ograniczenia formalne, zamykane są kolejne redakcje, a sami dziennikarze wyjeżdżają z kraju.
- Mogę potwierdzić, że sporo dziennikarzy i dziennikarek opuściło w ostatnich dniach Rosję - mówi Masza Makarowa z telewizji Biełsat. - Świadczą o tym chociażby ich wpisy w mediach społecznościowych i informacje, które docierają do nas nieformalnymi kanałami.
Zobacz wideo: Prawda ukrywana przed Putinem? Ekspert o "tragicznych wydarzeniach"
Mówcie o ludziach zabitych w Charkowie
Dwa najważniejsze nazwiska, które przewijają się w doniesieniach medialnych o eksodusie dziennikarzy z Moskwy to Maria Baronova i Tikhon Dzyadko. Są z zupełnie innych obozów: on pracował w niezależnej telewizji Dożd, ona - w reżimowej Russia Today, co jest najlepszym dowodem, jak silna jest dziś w Rosji presja na środowisko dziennikarskie.
Baronova opublikowała w ostatnich godzinach w swoich mediach społecznościowych kilka postów wyraźnie wskazujących na to, że musiała zmienić miejsce pobytu. W nocy z czwartku na piątek pod prywatnym zdjęciem z kilkuletnim dzieckiem, napisała "mieliśmy kiedyś wspaniałe życie". Ale oprócz osobistych tonów, nie przestaje być zaangażowaną aktywistką.
W innym poście, który ujrzał światło dzienne w czwartkowy poranek, apelowała do rosyjskiego społeczeństwa: "chodźcie po swoim mieście, mówcie wszystkim o tym, co się dzieje w Charkowie, opowiadajcie o dzieciach ukrywających się w piwnicach, o zabitych zwykłych ludziach: urzędniczkach i taksówkarzach".
Bezpieczeństwo może być zagrożone
Dzyadko w ostatnich dniach publikował sporo materiałów w jednoznaczny sposób zaprzeczających oficjalnej kremlowskiej propagandzie. Na jego profilu można znaleźć np. film, na którym widać cywilnych mieszkańców jednego z ukraińskich miast, protestujących na ulicy przeciwko wkroczeniu rosyjskich wojsk i krzyczących w stronę żołnierzy: "okupanci". - A minister Ławrow mówi o "wyzwalaniu Ukrainy z opresji" - skomentował gorzko Dzyadko.
Ostatni wpis dziennikarza, upubliczniony w czwartek, nie pozostawia wątpliwości co do jego poczynań. "Chciałbym wyjaśnić wszystkie wątpliwości: rzeczywiście, podjąłem decyzję o opuszczeniu Rosji na jakiś czas". Dalej pisze o tym, że "nielegalne zamknięcie telewizji, zablokowanie jej mediów społecznościowych i groźby wobec osób z nią związanych sprawiają, że nasze bezpieczeństwo może być zagrożone".
Wirtualna Polska próbowała się skontaktować z obojgiem dziennikarzy, żeby dowiedzieć się czegoś o ich aktualnej sytuacji i miejscu pobytu, ale nie odpowiadali na pytania. Osoby, które ich znają sugerują, że komunikaty w ich mediach społecznościowych wciąż powinny być wiarygodne.
Do wczoraj Armenia, dziś Turcja
Dokąd wyjeżdżają rosyjscy dziennikarze i dziennikarki? Polska wydaje się dość oczywistym celem - to w tej chwili jeden z najbliższych Rosji pod względem geograficznym kraj, w którym można głośno mówić o rosyjskiej agresji na Ukrainę.
- Rzeczywiście, jest dziś w Polsce kilka osób z rosyjskiego środowiska dziennikarskiego - potwierdza Masza Makarowa. - Ale to raczej ci, którzy dotarli tu wcześniej. Dziś rosyjska opozycja udaje się raczej do krajów, które nie zamknęły jeszcze swojej przestrzeni powietrznej i lotnisk przed rosyjskimi samolotami.
Makarowa wskazuje przede wszystkim na Turcję. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie Stambuł jest najczęściej wybieranym lotniskiem przez tych, którzy chcą uciec dziś z Rosji.
- Do niedawna "popularnym" miejscem była też Armenia - dodaje Makarowa. - Ale w czwartek, tak jak inne kraje, zamknęła się na ruch lotniczy z Rosji. Na pokładzie ostatniego samolotu, który leciał z Moskwy do Erywania było kilkoro dziennikarzy. Niestety, decyzja Armenii weszła w życie już podczas lotu i samolot został zawrócony do Rosji: wylądował na Kaukazie, a potem dotarł do Moskwy. To smutny przykład tego, że sankcje wobec Rosji dotykają także tych, którzy głośno protestują przeciwko jej polityce.
Wezwanie do działań ekstremistycznych
Ucieczka niezależnych dziennikarzy z Rosji wiąże się z gwałtownymi i daleko idącymi działaniami władz w ostatnich dniach, wymierzonymi w resztki mediów nie kontrolowanych przez Kreml i nie przekazujących generowanej tam propagandy.
Kluczowe znaczenie mają tu nowe przepisy, uchwalone w błyskawicznym tempie, które paraliżują działania wolnych mediów. Według ustawy, która jest właśnie na ostatnich etapach procesu legislacyjnego i ma zacząć obowiązywać jeszcze w weekend, już choćby za samo określenie w materiale prasowym tego, co dzieje się w Ukrainie określeniem "wojna", będzie można trafić do więzienia na 15 lat.
Władze zaczęły atakować niezależne media jeszcze przed wejściem w życie przepisów. Dotyczyło to głównie telewizji Dożd i rozgłośni radiowej Echo Moskwy. Pierwsze dalekosiężne działania miały miejsce w środę, 2 marca. Prokuratura Generalna zażądała wtedy od Roskomnadzoru, instytucji regulującej działanie mediów w Rosji, ograniczenia im możliwości działania.
Jako powody podane zostało m.in: "zamieszczanie treści zawierających wezwania do działań ekstremistycznych i przemocy", "celowe rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na temat działań rosyjskich wojsk na Ukrainie" czy wzywanie społeczeństwa do nielegalnych akcji protestu, a nawet obalenia porządku konstytucyjnego. Prokuratura zażądała natychmiastowego zaprzestania takich działań pod groźbą potężnych sankcji karnych, a nawet zamknięcia obu redakcji.
Do listy mediów poddawanych silnym naciskom ze strony władz dodawane są kolejne. Kilka godzin temu swoją działalność zawiesiła pod naporem władz popularna strona informacyjna znak.com. Silnej presji poddawana jest także lokalna, ale znana w całej Rosji TV2 z Tomska.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski