Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:08

Niewolnicy są wśród nas?

Niewolnicy są wśród nas?Źródło: Inne
d4bwe8a
d4bwe8a

Wyzysk? Bezwzględna eksploatacja? Prawie każdy mieszkaniec cywilizowanego świata zachodniego odruchowo skojarzy te pojęcia z językiem marksistowskiej propagandy i wykrzyknie: nie, to nie u nas! Niewolnictwo? Ależ to relikt zamierzchłej przeszłości, w Europie ostatecznie pożegnany z chwilą zniesienia pańszczyzny, w Stanach za czasów wojny secesyjnej (choć i dziś można wśród rodaków Lincolna znaleźć takiego, który w prywatnej rozmowie stwierdzi, że system ten wcale nie był pozbawiony zasadności...)! Przecież powszechnie wiadomo, że w bogatych krajach z wysoko rozwiniętą gospodarką wolnorynkową każdy obywatel jest panem samego siebie, kowalem swojego losu etc. – toteż tylko od niego zależy, jak pokieruje swoim życiem. Jasne, że bez pracy nie ma kołaczy, ale jeśli będzie sumiennie i wydajnie pracował, a zarobionych funduszy nie zmarnotrawi, lecz będzie gromadził ziarnko do ziarnka, niechybnie zbierze się miarka pozwalająca mu na godziwe życie, a może i na awans w hierarchii społecznej.

Do jakiego stopnia te obiegowe przekonania są prawdą – przynajmniej w odniesieniu do realiów amerykańskich – postanowiła sprawdzić autorka książki, „w cywilu” wzięta dziennikarka, wcielając się na pewien czas w bezrobotną gospodynię domową po rozwodzie, która musi zapewnić sobie środki do życia. Nie ograniczała się przy tym do rozglądania się za zajęciem w najbliższej okolicy miejsca zamieszkania, lecz wykazała się chwalebną amerykańską mobilnością, przemieszczając się od stanu do stanu i równocześnie z pracą poszukując tymczasowej kwatery. Oczywiście, zwiększyło to jej szanse na znalezienie pracy, przynajmniej w porównaniu z Polką w analogicznym wieku (tj. po czterdziestce) i sytuacji. Niekoniecznie natomiast, jak się okazało, pracy zapewniającej tzw. minimum socjalne...

Relacja z perypetii Barbary, próbującej zarobić na skromne życie i opłacenie wynajętego pokoju kolejno jako kelnerka (a zarazem pomoc kuchenna) w sieci fast-food, pokojowa w hotelu, pomoc dietetyczki (czyli skrzyżowanie salowej i podkuchennej) w domu opieki społecznej, sprzątaczka w firmie oferującej kompleksowe sprzątanie mieszkań, pracownica zajmująca się porządkowaniem towaru na półkach hipermarketu, żywcem przypomina Orwellowską odyseję bezrobotnego sprzed ponad pół wieku – „Na dnie w Paryżu i w Londynie”. Różnice tkwią głównie w szczegółach technicznych: Barbara, w odróżnieniu do George’a, ma do dyspozycji nie jedną czy dwie, ale dziesiątki gazet z ofertami pracy (przynajmniej teoretycznie – bo w praktyce, gdyby nie zabrane z domu fundusze „na rozruch”, nie stać by jej było pewnie na kupno ani jednej...), może poruszać się na większe odległości przy pomocy wypożyczonego samochodu (którego jakość najlepiej określa nazwa firmy „Rent-a-Wreck”, czyli „Wynajmij wraka”), może korzystać z telefonu (co nie
przeszkadza w tym, że i tak większość spraw związanych z wynajmem mieszkania czy otrzymaniem pomocy socjalnej musi załatwić osobiście), a standard zamieszkiwanych przez nią lokali jest o tyle wyższy, że w pościeli nie grasuje robactwo... Ale już opis warunków panujących w restauracyjnej kuchni wykazuje uderzające wręcz podobieństwo, podobnie jak przyjęte w każdym z kolejnych miejsc pracy standardy traktowania pracowników zajmujących niższe szczeble w hierarchii. Kierownik oddziału pomiata kierownikiem zmiany, kierownik zmiany – „liderem” określonego zespołu, a ten – szeregowym najemnikiem. Wszyscy zaś oni dla klientów - którym niejednokrotnie muszą dogadzać z narażeniem własnego zdrowia (jak pracownice „The Maids”, zmuszane w ramach „usług sprzątających” do wielogodzinnego pełzania na kolanach i dźwigania ciężarów przekraczających ich fizyczne możliwości) - i dla zarządu przedsiębiorstwa są osobami drugiej czy trzeciej kategorii, zasługującymi na uwagę chyba tylko wtedy, gdy trzeba im wytknąć prawdziwe
lub rzekome uchybienia. Owszem, czasem nawet nadaje im się zaszczytne miano „wspólnika firmy”, wiążące się z wątpliwym przywilejem wysiadywania na integracyjnych meetingach, podczas których złotouści menedżerowie bredzą o wspólnym dziele prowadzącym do sukcesu i zachęcają tłum wyrobników do radosnego skandowania haseł reklamowych – ale nie idzie to w parze z jakimikolwiek działaniami na rzecz bezpieczeństwa socjalnego, a tym bardziej komfortu pracowników.
Barbara ma ze sobą pewną sumę pieniędzy, która pozwala jej przetrwać „chude dni”, i ma dobre ubezpieczenie zdrowotne, które w razie poważnej choroby mogłaby wykorzystać, czasowo porzucając swój status „człowieka z nizin” – ale większość jej współpracowników z „Hearthside” czy „The Maids” nie ma i tego, bo przychody osiągane z pracy nie starczają ani na zrobienie minimalnych choćby oszczędności, ani na opłacenie składek ubezpieczeniowych. Więc, jak Holly, chronicznie nie dojadają, albo jak sama Barbara, próbują wiązać koniec z końcem, pracując na półtora czy dwóch etatach; głodni i przemęczeni, w końcu stają się mniej wydajni, i albo sami nie wytrzymują tempa, albo zostają zwolnieni.

To prawda, są wolni. Nikt nie zabrania im złożyć wypowiedzenia, zmienić zawodu i miejsca zamieszkania, wyjechać na drugi koniec kontynentu, podnosić kwalifikacji. Nikt i nic... prócz zasobów finansowych. Nim znajdą nową pracę, często zapożyczają się na tyle, że aby spłacić długi, znów muszą pracować za dwóch; cóż im zatem z gwarantowanej przez konstytucję wolności, skoro znaleźli się w trwałej niewoli ekonomicznej? Jak mówić o wychodzeniu z biedy? Nawet w drugim pokoleniu możliwości te są więcej niż ograniczone, bo ich dzieci (o ile je mają), ciągle zmieniające szkoły w następstwie migracji rodziców za pracą, pozbawione stymulacji intelektualnej w postaci książek czy zabawek edukacyjnych, często niedożywione – przynajmniej w sensie jakościowym (spójrzmy na skład otrzymanej przez Barbarę paczki żywnościowej!) - i równie często znerwicowane wskutek niezdrowej atmosfery w domu, tylko wyjątkowo wznoszą się ponad poziom, na którym tkwią ich rodzice. A czasem spadają jeszcze niżej, na samo dno, w bagno nałogów
i wykroczeń, skąd chyba już tylko cudem można się wydostać...

d4bwe8a

Obrazową i dramatyczną relację Barbary uzupełnia pozbawiona już emocji krytyczna analiza amerykańskiego rynku pracy i stosunku społeczeństwa do „pracujących ubogich”. Oczywiście, niechętni nazwą tę książkę socjalistyczną propagandą; nie dziwię się temu, bo to bardzo wygodne – znacznie wygodniejsze, niż zastanowienie się, czy i jak można ulżyć doli tych ludzi, którzy są takimi samymi ludźmi jak my, a jedyna różnica polega na tym, że na starcie znaleźli się w gorszej pozycji, niekoniecznie ze swej winy... I znacznie wygodniejsze, niż uprzytomnienie sobie, że pierwszym, kto nawoływał do równego traktowania ludzi, do poszanowania godności nawet najmniejszych i do rezygnacji z bogacenia się kosztem innych, nie był zaiste Marks ani Lenin, lecz ktoś, kto żył 2000 lat temu i komu dzisiaj większość zachodniego świata oddaje cześć jako Bogu (niekoniecznie zagłębiając się w tajniki jego nauczania...). Tym, którzy nie lubią wygodnego myślenia na skróty i lubią na każdą sprawę spojrzeć z różnych stron, polecam tę
książkę z pełnym przekonaniem.

d4bwe8a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4bwe8a

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj