Czy dwie ”aborcjonistki z nożem” rzeczywiście przyszły do gdańskiego kościoła? Dotarliśmy do obu stron konfliktu. Ich słowa pokazują niezwykle silną emocję tkwiącą w Polakach. Wzajemną nieufność.
Dwa kompletnie różne zdarzenia. Tak mogłoby się wydawać z relacji dwóch kobiet i księdza. Ale to była jedna sytuacja. Kto zawinił? Ocenę zostawiamy czytelnikom. Pokazujemy do czego mogą doprowadzić politycy i media, szczując dwie zwaśnione Polski na siebie.
W tej sytuacji spotkali się ludzie nie znający nawzajem swoich zamiarów. Założyli, że zamiary drugiej strony są złe. Iskrą było nieporozumienie.
Najpierw fakty
Piątek, 30 października. Wewnątrz i na zewnątrz kościoła Chrystusa Zbawiciela w Gdańsku dochodzi do przepychanek. Na dostępnym w sieci nagraniu widać kilku mężczyzn, którzy siłą wyrzucają krzyczącą kobietę z kościoła. Ona się broni, oni używają wobec niej przemocy. Później ona ich obraża, przeklina.
Telewizja TVP Info: ”Kobiety wtargnęły do kościoła. Jedna wyciągnęła nóż”.
Fronda: ”Aborcjonistki wtargnęły do kościoła. Jedna z nich wyjęła nóż”.
Portal Misyjne.pl: ”Aktywistka z nożem wtargnęła do kościoła”.
Najwyższy Czas: "Agresywni barbarzyńcy z nożem próbowali zakłócić nabożeństwo. Kolejny atak na kościół w Gdańsku".
Stefczyk. Info: "Bulwersujące sceny! Dwie agresywne kobiety wtargnęły do kościoła, jedna z nich trzymała nóż".
Portal TVP Info informuje:
"W piątek wieczorem podczas nabożeństwa młode kobiety chciały przed kościołem postawić znicze. Od kilku dni przeciwnicy wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji między innymi w ten sposób akcentują swój sprzeciw wobec orzeczenia. Zostały przegonione przez jednego z mężczyzn. Jednak po chwili wtargnęły do świątyni. Uczestnicy trwającego nabożeństwa wyprowadzili siłą kobiety z kościoła. Podczas szarpaniny jedna z kobiet uderzyła interweniującego mężczyznę telefonem komórkowym w głowę. Już przed kościołem awanturujące się i przeklinające kobiety zadzwoniły na policję, mówiąc, że jakoby to one są atakowane przez grupę około 20 osób. Jedna z nich zaczęła kopać stojących mężczyzn, a następnie wyciągnęła nóż".
Na filmie słychać, jak ksiądz mówi do kobiet: - Szczęść Boże, namierzyłem panie przed kościołem, akurat przechodziłem. Przyszły pod kościół, chciały znicze stawiać, więc je przegoniłem.
Młoda kobieta krzyczy: "Odp.. się od nas! Nie idę stąd, bo czekam na policję. Proszę się do mnie nie zbliżać i mnie nie atakować. Wypier…!"
Inni mówią: "Ty tu przyszłaś. Jadaczki pozamykać! Szatan [nieczytelne] Szacunku trochę, to jest kapłan. Człowieka trzy razy uderzyłaś komórką".
Co naprawdę stało się przed kościołem i w kościele w Gdańsku-Osowej w piątek, 30 października, wieczorem. Dotarliśmy do kluczowych uczestników. Mamy ich relacje. Są podobne, ale w kilku miejscach sprzeczne. Obie strony poprosiły o anonimowość. Prośbę uszanowaliśmy dla dobra bohaterów.
WERSJA KSIĘDZA Z PARAFII CHRYSTUSA ZBAWICIELA
Akurat chowałem samochód do garażu na plebanii, gdy zobaczyłem dwie kobiety. Okrążały kościół. Z ciekawości poszedłem zobaczyć, co robią. Udałem się za nimi, bo jedna z nich niosła w plecaku transparent i niosła ze sobą dwa znicze. One przystanęły pod kościołem i chciały to tam zostawić. Nie pamiętam, czy zostawiły te znicze. Przystanęły i chyba te znicze odkładały.
Nie wiedziałem, o co im chodzi, ale je ubiegłem i zacząłem nagrywać telefonem. Nie wiedziałem, czego tak naprawdę chcą, jakie mają zamiary. Mówiłem, żeby się liczyły z tym, że będą nagrane i ja to wykorzystam.
Miałem podstawę, bo takie rzeczy pod kościołami ostatnio się dzieją. Wiedziałem, że to jest element strajku czy protestu. W Katedrze Oliwskiej dzień wcześniej mężczyźni też się zgromadzili na modlitwie przed kościołem, żeby nie dopuścić protestujących do kościoła. [chodzi o narodowców i kibiców Lechii Gdańsk, którzy "bronili" katedry – red.]
One zaczęły mi grozić gazem pieprzowym. Po groźbie użycia gazu zadzwoniłem na policję. Wtedy w moim kierunku poleciały wyzwiska. Nie chcę ich powtarzać. Sprawa o zniesławienie jest już na policji. Mam filmik, gdzie używają niecenzuralnych i zniesławiających słów w moim kierunku. Powiedziały, że idą się schować do kościoła, ogrzać się. Ja powiedziałem, że w środku jest nabożeństwo i żeby go nie zakłócały. Ale one powiedziały, że idą. Weszły do przedsionka. Tam dalej była pyskówka do mnie.
Nabożeństwo się skończyło, parafianie zaczęli wychodzić. Słyszeli, że coś się dzieje w przedsionku. Była prośba do tych kobiet, żeby opuściły kościół. I ja o to prosiłem i parafianie. Wtedy ze strony tych kobiet pojawiły się wyzwiska, krzyki. Było bardzo dużo agresji, szarpanie naszych parafian. 80-letnia kobieta została popchnięta, upadła na ziemię. Były też wielokrotne groźby z ich strony: "spalę ten kościół".
Nóż nie był wyciągnięty w kościele, tylko dopiero na zewnątrz. Mam to na jednym z filmików. Jedna z kobiet dzwoni do mamy i mówi, że ma ten nożyk, który dostała wcześniej.
Ona schowała się później w jednym z zaułków, załamań, plecami do ściany kościoła. Sama weszła w ten róg. Nikt do niej nie podchodził. Może dla niej to było miejsce bezpieczne? Nikt jej nie atakował, były rozmowy uspokajające, a mimo wszystko zaczęła kopać kamieniami w naszym kierunku. Nie musiała się niczego obawiać. Osoby stały przed nią, ale nikt nie stworzył żadnego muru wokół niej.
One twierdzą, że tylko przechodziły obok kościoła, aczkolwiek to, że niosły te znicze i to, że miały transparent w plecaku to znaczy, że chciały to zostawić pod kościołem. Nikt nie wie, jak by się to zakończyło, gdybym ja się tam nie pojawił. Może by weszły do kościoła i zaczęły robić awanturę? A może by tylko to zostawiły i poszły do domu? Wyszło jak wyszło. Z ich strony pobicie, popchnięcie, groźby i zniesławienie.
Ten transparent przez cały czas ta kobieta miała w plecaku. Podejrzewam, że miała inny zamiar, ale sprawa potoczyła się inaczej, więc go nie wyciągnęła.
Każdy ma prawo protestować, ale ja jako ksiądz, czy wierni, mamy prawo bronić swoich wartości. Ja nie potępiam, ani nie komentuję ich światopoglądu. Ale jako ksiądz nie mogłem nie zainterweniować, nawet jeśli by chodziło tylko o ustawienie zniczy. Wiedząc, że aktualnie wiąże się to z atakiem na kościół czy na wiarę, chciałem zainterweniować, wiedząc, jaki ma to cel. Dla mnie było logiczne, że nie chodzi o zwykłe postawienie znicza pod kościołem. Logiczne, że one chcą coś pod kościołem zrobić w ramach trwającego protestu.
Na mszy w niedzielę powiedziałem parafianom, że przepraszam osobiście za słowa dotyczące rodziców tej dziewczyny. Tam padły słowa: "Mamusia się starała, żeby tak wychować". Tego się osobiście wstydzę, to było nieodpowiednie i za to te panie przeproszę. Wybory dzieci nie mogą być zrzucane na wychowanie przez rodziców. Ale to były emocje.
Incydent jest zgłoszony na policję, sprawa trwa. Modlimy się za te kobiety.
WERSJA JEDNEJ Z KOBIET
Mam 25 lat. Skończyłam studia. Nie interesowałam się wcześniej polityką. Nie drążyłam tematu. W tym konkretnym przypadku nie protestowałam pod kościołem, nie wyciągnęłam kartonów z hasłami, nie użyłam noża, nie jestem żadną działaczką polityczną.
W piątek, 30 października, z koleżanką miałyśmy jechać na protest do Gdyni. Jestem za pełnią praw dla kobiet.
Przygotowałyśmy wcześniej transparenty na kartonach. Schowałam te kartony do plecaka. Wystawały, ale hasła nie były widoczne i nie było wiadomo, co jest na nich napisane.
Byłam po ludzku głodna, więc poszłam z koleżanką do sklepu po czipsy. Sklep jest koło kościoła. Koleżanka zauważyła, że na przecenie są znicze. Powiedziała, że weźmiemy je ze sobą na strajk do Gdyni.
Wyszłyśmy ze sklepu, po drodze przechodziłyśmy obok kościoła. Jadłam czipsy, pod pachą miałam znicze, bo nie zmieściły się już do plecaka.
Koleżanka w pewnym momencie mówi: - A może byśmy postawiły znicz przy kościele? Na parkingu przed kościołem.
Ja na to: - No, nie wiem…
Nagle z domu parafialnego wyszedł jakiś mężczyzna. Dżinsy, adidasy, jakaś bluza dresowa. Nie wiedziałam, czy to ksiądz, czy kościelny, czy jakiś pracownik plebanii.
Szłyśmy, nie zatrzymywałyśmy się. Znicze miałam pod pachą. Mężczyzna podszedł do nas i powiedział, że to nie miejsce na strajk i mamy opuścić Dom Boży. Mówił, że jesteśmy złymi osobami, nie mamy prawa tu być, to nie nasze miejsce i że jesteśmy chore psychicznie.
Pytam go: - O co ci chodzi? Kim jesteś?
Pan wyjął telefon i zaczął nas nagrywać. Mówił: - Oto nagrywam dwie osoby, które strajkują w moim kościele.
Mnie to bardzo dotknęło. Nie jestem osobą praktykującą, ale czasem chodzę do kościoła i to był jedyny kościół, do którego przychodziłam i modliłam się. Tu miałam chrzest, tu były wydarzenia rodzinne. Nie miałam nigdy nic przeciw temu kościołowi.
Zdenerwowałam się. Ona nas nagrywał, więc ja też zaczęłam go nagrywać. On wezwał policję, ja także wezwałam policję.
Za co on wezwał policję? Bo przechodziłam ze zniczami i kartonami w plecaku przez parking przy kościele?
Nie noszę ze sobą gazu pieprzowego.
Powiedziałam mu: - Mam prawo przebywać w tym kościele, miałam tu chrzest, to jest również mój kościół.
Chciałam mu udowodnić, że mogę tam przebywać i że to też moje miejsce. Weszłyśmy do środka. Ten mężczyzna poszedł za nami do wnętrza kościoła. Stałyśmy w przedsionku, nie wchodziłam dalej. Okazało się, że kończy się właśnie nabożeństwo.
Ściszonym głosem powiedziałam temu mężczyźnie, że nie ma maseczki, więc ma opuścić to miejsce, a my tu sobie grzecznie poczekamy na policję. Wtedy przyszli inni, przyszedł też drugi ksiądz, który prowadził wcześniej mszę. Otoczyli nas. Była zwykła dyskusja. Niczego nie wyciągałam z plecaka.
Zbliżył się do mnie jakiś mężczyzna. Usłyszałam: "Dziewczyno, jesteś chora psychicznie, po co tu wchodzisz?" Był blisko mnie, nie zachował dystansu, miał twarz przy mojej twarzy. Zestresowałam się. Przestraszyłam. Zaczęłam przeklinać. Wiem, że to źle o mnie świadczy. Wynikało to z bezsilności. Nie mam w zwyczaju obrażać ludzi, których nie znam.
Jakiś mężczyzna zaatakował pierwszy. Szarpnął mnie. Próbowali mi wyrwać telefon, żebym nie nagrywała. Ten mężczyzna trzymał moją rękę, a inni też mnie trzymali - w pasie. Naruszyli moją nietykalność cielesną. Mam ślady na ciele, siniaki na rękach i udach. Jedyna wolna ręka, jaką miałam, to była ta z telefonem. Trzech albo czterech mężczyzn mnie trzyma - widać to wyraźnie na filmie.
Potem zepchnęli mnie ze schodów. Ktoś trzymał mnie za włosy. Koleżanka też została zepchnięta ze schodów. Ktoś jej zagroził, że jak się pojawi tu jeszcze raz, to ją zabije. Znów wezwałam policję.
Widziałam, że ci ludzie zaczynają się do mnie zbliżać. Dlatego zaczęłam kopać w ich stronę. To była samoobrona. Przeklinałam. Przekleństwa wynikały z mojej słabości i strachu. Jest mi wstyd, że tak przeklinałam, ponieważ tak na co dzień nie zwracam się do ludzi. Ale zostałam sprowokowana.
Wtedy też wyjęłam klucze z breloczkiem z kieszeni. To jest breloczek typu majsterkowicz. On nie zawiera noża. Tam jest np. mała tarka. Sięgnęłam po prostu po to, co miałam w kieszeni. Nie miałam długopisu, ołówka, patyka, miałam akurat klucze. Chciałam się bronić, bo czułam się zagrożona, a ci mężczyźni byli agresywni.
Oparłam się o ścianę kościoła, w rogu, żeby nie mieć nikogo za plecami. Mężczyźni i kobiety mnie otoczyli. Sugerowali, że jestem chora psychicznie. Kobiety zaczęły przede mną klęczeć, modlić się, że jestem opętaną przez szatana zagubioną owieczką. Koleżanka była sparaliżowana strachem, ja stawiałam opór. Byłam już kiedyś wcześniej zaatakowana i pobita, dlatego nauczyłam się stosować samoobronę. Radzę wszystkim kobietom to ćwiczyć. Potem przyjechał bliski mi człowiek. On też został otoczony. Była szarpanina, ale udało nam się wyrwać.
W sumie cały incydent mógł trwać od 20:30 do 21:10 - 40 minut. Wielokrotnie dzwoniłam na policję, nie przyjechała. Wróciłam do domu, otrzepałam się i od razu dobrowolnie zgłosiłam na policję.
Później ktoś opublikował film z zajścia na grupie Forum Osowa na Facebooku. Ktoś mnie zidentyfikował, podał moje nazwisko. W ciągu paru godzin zaczęły się wiadomości do mnie i do mojej rodziny. Zacytuję: "trzeba było jej wje...ać parę garści za kościołem, dać kopa w dupę do pobliskiego stawu, po cichu i pozamiatane".
Zostałam na forum internetowym nazwana prostytutką. Ktoś sugerował, że trzeba mnie było kopać w podbrzusze, wtedy nie będę mogła mieć dzieci. Zaczęły się oskarżenia, że byłam pod wpływem środków odurzających. Nie byłam naćpana, ani pod wpływem alkoholu. Nie jestem tak nieodpowiedzialna, aby samotnie prowadzić protest przed grupą kilkunastu mężczyzn. Gdybym wiedziała, że to tak się skończy, nawet nie przeszłabym koło tego kościoła. Szkoda narażać swoje zdrowie i życie dla ideologii. Nie ma sensu wystawiać się na pierwszy front. To jeszcze nie czas, byśmy musiały walczyć własną krwią.
Zaczęłam się niedawno spotykać z pewnym chłopakiem. Ale teraz przestał mi odpisywać. W sumie mu się nie dziwię, bo gdybym zobaczyła filmik, na którym on wymachuje czymś przed kościołem, również bym się przestraszyła. I właśnie tak myśli pewnie o mnie 80 procent Polaków. Walczę więc o swoje dobre imię.
W sumie nie mam żalu do tego księdza. Ale do jego parafii już nie wrócę. Pozwę trzech mężczyzn za naruszenie ciała i jednego za groźby słowne. Chciałabym przeprosić organizatorki Strajku Kobiet. Część osób myśli, że specjalnie zorganizowałam atak na kościół i że w złym świetle przedstawiłam kobiety. Nie działałam w imieniu Strajku Kobiet. Jeśli im zaszkodziłam, przepraszam. Biorę odpowiedzialność za moje zachowanie.
Gdańska policja prowadzi dwa odrębne postępowania. Jak poinformowała WP st. asp. Karina Kamińska, jedno zawiadomienie złożył ksiądz z Gdańska, który twierdzi, że usłyszał od kobiet groźby karalne. Drugie zawiadomienie złożyła jedna z kobiet. Twierdzi, że była popychana, szarpana, ciągnięta za ręce i zmuszona siłą do opuszczenia kościoła. Policja zabezpieczyła nagrania z różnych telefonów komórkowych. Materiały trafią do prokuratury.