Pretekstowa historia i niezapadająca w pamięć oprawa graficzna nie jest największym problemem drugiego tomu „Wolverine i X-Men”. O wiele bardziej drażnią wahania nastrojów i stanie okrakiem pomiędzy luźną atmosferą a próbą poważniejszego podejścia do przeszłości i charakteru wybranych mutantów.
W „Szkole przetrwania” obserwujemy Wolverine'a, dyrektora Wyższej Szkoły im. Jean Grey, wyruszającego z grupką podopiecznych do Savage Landu. Poznani w poprzednim tomie Eye-boy, Glob, Kid Omega, Genesis, Shark-girl, Sprite, Broo i Oya będą się tam musieli nauczyć współpracy, by w jednym kawałku dotrzeć do wyznaczonego celu, po drodze omijając prehistoryczne zagrożenia. Szybko wychodzi na jaw, że dinozaury to nie jedyne „atrakcje” czekające na młodych mutantów, a cała historia błyskawicznie nabiera tempa, wrzucając na scenę kolejnych, niespodziewanych przeciwników.
Scenarzyście Jasonowi Aaronowi nie sposób odmówić fantazji i rozmachu, chociaż z drugiej strony w jego narrację bardzo szybko wkrada się chaos, który w połączeniu z przegadanymi, niezbyt wyrazistymi kadrami nie zachęca do dalszej lektury. Aaron snuje swoją opowieść, skacząc pomiędzy nieistotnymi wątkami, by umieścić w centrum historię zakorzenioną w przeszłości Logana. Przez kilkanaście stron czułem się, jakbym czytał „Wolverine: Origin”, i chociaż motyw walki z Psem Loganem wydawał się ciekawy, to w praktyce skończyło się na mało porywającym wątku przykrytym masą niepotrzebnych dialogów.
Poprzedni tom „Wolverine i X-Men” nie zachwycał, jednak doceniłem go za masę przekomicznych scenek, nadających lekki ton całej serii. W „Szkole przetrwania” Aaron stara się nawiązać do tej stylistyki, jednak robi to o wiele rzadziej, poświęcając większą uwagę tytułowemu mutantowi i jego mrocznej przeszłości. Taka mieszanka sprawia, że cały tom nie jest ani fajną komedią (na to liczyłem), ani sensownym rozwinięciem postaci Wolverine'a w kontekście origin story.
Graficznie „Szkoła przetrwania” prezentuje się bardzo przeciętnie, a dobór kolorów w niektórych planszach woła o pomstę do nieba. Wykorzystanie ograniczonej palety barw sprawdza się w akwarelowej retrospekcji, jednak „współczesne” rysunki cierpią, kiedy kolorysta decyduje się na przewagę brązów i czerwieni, tworząc mało wyraziste, męczące kadry.
Po lekturze tomu "Cyrk przybył do miasta" spodziewałem się, że seria rozwinie skrzydła w "Szkole przetrwania" i wróci na właściwy tor. Niestety drugi tom nie spełnił moich oczekiwań i jeszcze bardziej oddalił się od komediowego charakteru. Młodzi mutanci starają się, jak mogą, by komiks zachował luźną atmosferę, jednak przegrywają w pojedynku ze scenarzystą, który za wszelką cenę chciał wyciągnąć na wierzch brudy z przeszłości Logana.