Wielu z was pewnie nie pamięta serii książeczek „Poczytaj mi mamo”. Ci, którzy jednak pamiętają, z wielką przyjemnością przyjęli akcję „Cała Polska czyta dzieciom”. Akcję, która podobno przyniosła świetne rezultaty. Nie tylko zapoznała dzieci (i wciąż zapoznaje) z literaturą, ale przede wszystkim zbliżyła do siebie rodziców i pociechy. Jednak co z nami, takimi trochę większymi? Czy nam nikt już nie poczyta? Okazuje się, iż czytanie „na głos” ma prawdziwie działanie terapeutyczne. Czytanie tuż przed snem, razem w łóżku, czytanie wieczorem, przy blasku kominka (może być podgrzewacz), czy też zwyczajnie, zamiast „wgapiania” się w telewizor, cudownie wpływa na związek. Nie tylko zbliża, nie tylko wzmacnia więź i poczucie bezpieczeństwa, ale dobroczynne działanie głosu ukochanej osoby łagodzi stres. Jednak co wybrać, żeby obydwie strony były zadowolone? Polecam książki Harry’ego Horse’a. Co prawda dedykowane dzieciom, ale jednak tak cudownie przewrotne, iż spodobać się mogą każdemu.
Ostatni poszukiwacze złota to, jeśli dobrze liczę, druga z serii opowiadającej o przygodach pewnego Dziadka i jego przyjaciółki, suczki Ru. Jak dotąd (spoglądam na dwa następujące po tym tomy) najdłuższa przygoda tego duetu. Pary nadzwyczajnej. Mężczyzny w wieku wybitnie fotelarsko-bamboszowym, któremu nie powinny w głowie rodzić się myśli o podróżach, oraz suczki o niewyparzonym języku, dosyć twardym charakterze i rasie nadzwyczaj nieokreślonej. Nasza para Nielotem, czyli „samolotem” o tajemniczej, lecz burzliwej przeszłości, właśnie podróżują do Sydney. Gniotą się w tym dziwnym obiekcie, by odnaleźć ponad osiemdziesięcioletniego brata Dziadka, który zbyt długo nie daje znaku życia. Jak zwykle w ich podróżach bywa, miejsce, do którego dotrą, nie do końca będzie tym, o którym myśleli. To co zobaczą, okaże się dosyć skomplikowane, a nad ich kruchym życiem, oczywiście zawiśnie niebezpieczeństwo. Wszystkiemu będzie towarzyszyć niepewność. Wtedy, gdy poznają kangury, oraz doznają przegrzania z powodu
chodzenia do góry nogami, czy też gdy zwyczajowy towarzysz ich podróż – wózek golfowy, nie wytrzyma trudów podróży.
Wszystkie książeczki tego autora to zbiory listów adresowanych do Dziecka. Jednak tym razem mamy do czynienia nie tylko ze sztuką epistolarną, ale i pamiętnikiem. W końcu poczta kangurowa to nie coś, na czym można polegać. Dlatego chcąc nie chcąc, Dziadek spisuje swoje przygody zarówno w kajecie oraz w listach. Spisuje wszystko badawczo, jak na statecznego pana przystało. Przekazuje wszelkie problemy i bolączki, ale i historie zabawne, pełne pomyłek. Świat, który przyszło mu oglądać, dziwnie pozbawiony został ludzi, ale nic nie szkodzi, gdyż ze zwierzakami można się dogadać, oczywiście jeżeli nie są wielbłądami. Okraszona milusimi rycinami, cudowna chwila wytchnienia, oto czym są opowieści Harry’ego Horse’a. Pozbawione przemocy, tak podobne do Kubusia Puchatka czy naszej krajowej Bromby. Odnajdujemy w nich tchnienie Myszy czy też tą zwykłą tęsknotę za przygodą, ale i listami. To cudowne chwile, które warto spędzić z kimś jeszcze, i poczytać mu... A czemu by nie?