Musiały minąć wieki, aby Egmont w końcu zdecydował się na wydanie samodzielnej serii o przygodach Barry’ego Allena. Zanim „Cała naprzód” trafiła do rąk polskich czytelników, Najszybszego Człowieka na Ziemi mogliśmy podziwiać m.in. na kartach „Ligi Sprawiedliwości”, „Kryzysu tożsamości” czy w serialu Warner Bros. Cierpliwość jednak się opłaciła – pierwszy tom „Flasha” to obok „Shazama!” i „Batmana” Scotta Snydera zdecydowanie najciekawszy tytuł, jaki ukazał się u nas w ramach Nowego DC.
Początki bohatera sięgają 1940 roku (zaledwie kilka miesięcy po debiucie Batmana) i komiksu autorstwa Gardnera Foxa i Harry'ego Lamperta. Pierwszym Flashem był przemieszczający się z niewyobrażalną prędkością Jay Garrick, noszący hełm z charakterystycznymi skrzydełkami. Przez następne 70 lat na kartach zeszytów oficyny przewijały się kolejne inkarnacje Szkarłatnego Sprintera. Cykl utalentowanego duetu Francis Manapul i Brian Buccellato koncentruje się na ostatnim wcieleniu Flasha – Barrym Allenie, nieśmiałym naukowcu laboratorium policyjnego Central City, który analogicznie do swojego pierwowzoru zyskuje zadziwiające umiejętności w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Na szczęście „Cała naprzód”, której pierwsza część ukazała się we wrześniu 2011 roku, nie jest konwencjonalną genezą. Allena poznajemy pięć lat od feralnego zdarzenia z udziałem chemikaliów i błyskawicy. Jest on więc w pełni ukształtowaną, świadomą swoich mocy postacią, a wszelkie dookreślające go informacje autorzy scenariusza mimochodem wplatają w
snutą przez siebie opowieść.
Choć Flash kojarzy się przede wszystkim z „Ligą Sprawiedliwości”, a więc niezobowiązującą lekturą nastawioną głównie na bezrefleksyjne mordobicie, to „Cała naprzód” reprezentuje inne spojrzenie na konserwatywny gatunek. Na 192 stronach Manapul i Buccallato proponują błyskotliwe połączenie szpiegowskiego thrillera z motywami „poważnego” science fiction, opierającego się na podróżach w czasie i klonowaniu. Scenarzyści nie rezygnują przy tym z pełnych rozmachu scen akcji z udziałem odzianych w trykoty przebierańców, jednak szczęśliwie dla czytelnika nie są one pretekstowymi zapychaczami kolejnych kadrów. Podobnie jak w przywołanym na wstępie „Shazamie!” również tu szczególnie duży nacisk położono na psychologiczną wiarygodność głównego bohatera – przejmującego się losem bliskich, targanego rozterkami i zmagającego z się piętnem odpowiedzialności za niezwykły dar, który – jak zwykle bywa w takich wypadkach – niewłaściwie użyty może stanowić śmiertelne zagrożenie.
Ze świetnie opowiedzianą, trzymającą w napięciu historią jak mało kiedy współgra warstwa formalna. Autorem ilustracji jest współtwórca scenariusza, Francis Manapul. Jego obfita w detale, pogodna, cartoonowa kreska zaskakująco licuje z superbohatersą konwencją, choć w kontekście jednego, dość makabrycznego wątku może wywołać u czytelnika lekki dysonans. Talent i wyobraźnia filipińsko-kanadyjskiego artysty ujawnia się przede wszystkim w momentach, kiedy Flash wykorzystuje Moc Prędkości, przemieszczając się w czasie i przestrzeni. Manapul nie boi się dynamicznego, często awangardowego kadrowania, złożonych planów i zabaw perspektywą. Tym sposobem w zderzeniu z kolorami autorstwa Iana Herringa i wspierającego go także na tym polu Buccallato powstał porywający graficznie album, który z czystym sumieniem można polecić nie tylko miłośnikom facetów w śmiesznych strojach.