Terroryści, za którymi stoi armia napędzana energią gamma to nie jedyne zmartwienie Thunderblots. Członkowie „parszywej piątki” muszą się bowiem mierzyć z wewnętrznymi konfliktami, podszytymi tajemnicami i nieufnością. Utrzymanie równowagi pomiędzy pięcioma tak silnymi osobowościami to niełatwe zadanie i nigdy nie wiadomo, czy który z nich w końcu nie przekroczy granicy.
„Czerwony postrach” kontynuuje wątek przedstawiony w tomie „Bez pardonu”, w którym generał Thaddeus „Thunderbolt” Ross vel Czerwony Hulk zgromadził najbardziej zabójczych i wysoce nieprzewidywalnych zabijaków: Punishera, Elektrę, Deadpoola i Venoma. Z pomocą takiej ekipy Rossowi udało się zażegnać niebezpieczeństwo na pewnej wyspie, a przy okazji załatwić kilka własnych interesów, o których członkowie Thunderbolts nie musieli wiedzieć.
W „Czerwonym postrachu” napięcie wynikające z nieufności w gronie bohaterów sięga zenitu. Towarzysze broni nie wierzą swojemu dowódcy, który prowadzi za ich plecami jakąś tajną operację, traktując ich jak niezbędne narzędzia, a nie jak ludzi gotowych oddać życie za drugiego członka ekipy. Na dodatek tarcia pomiędzy Punisherem, Deadpoolem, Elektrą i Venomem stale przybierają na sile. I mimo że ważną częścią historii jest wątek romansowy, to szybko przekonujemy się, że pozytywne uczucia tracą na znaczeniu w obliczu intryg, tajemnic i kłamstw.
Scenarzyści Daniel Way (zeszyty 7-11) i Charles Soule (zeszyt 12) nakreślili bardzo negatywną wizję relacji w szeregach Thunderbolts. W tej grupie z pewnością nie można mówić o przyjaźni, a raczej o łączeniu sił z myślą o osiągnięciu wspólnego celu. Wielopłaszczyznowy scenariusz zakłada przy tym, że każdy z bohaterów ma własne motywacje, tajemnice z przeszłości i interesy do załatwienia, przez co towarzysze broni walczący z globalnym terroryzmem mogą po chwili stanąć po dwóch stronach barykady. Najlepiej pokazuje to wątek Elektry i dochodzenie przeprowadzone przez Punishera. W „Czerwonym postrachu” te dwie postacie wyraźnie dominują, choć scenarzyści kładą równie duży nacisk na główny wątek Czerwonego Hulka, który odpowiada za całe zamieszanie. Deadpoola i Venoma jest jakby mniej, jednak obaj panowie mają swoje pięć minut, które nie tylko urozmaicają fabułę, ale przede wszystkim mówią czytelnikowi coś nowego o tych postaciach.
Za oprawę graficzną większości tomu odpowiada Phil Noto. Steve Dillon tym razem narysował tylko ostatni zeszyt, przy czym prace Noto nie różnią się drastycznie od charakterystycznego stylu Dillona. Miłośnicy odważnej, zaskakującej kreski będą zawiedzeni, gdyż prace obu panów są stonowane, bardzo czytelne i na swój sposób oszczędne (domena Dillona).
„Czerwonym postrachu” odrzucał mnie momentami chaotyczną narracją i częstym skakaniem po linii czasowej, jednak finał dobrze podsumował rozpisane wątki. Dużą zaletą „Thunderbolts” są wyraziści bohaterowie i nieprzewidywalne relacje, których próżno szukać u X-Menów czy Avengersów. Po 12 zeszytach składających się na dwa tomy czytelnik nadal ma przed sobą wiele tajemnic do odkrycia. I z pewnością niejeden zwrot akcji do prześledzenia.