Nie tylko słoneczniki. Van Gogh w nowym wydaniu
Od dobrych kilku lat sztuka wysoka przedziera się z muzeów i galerii sztuki do bardziej nietypowych przestrzeni. Na ekranach kin można oglądać pokazy malarstwa okraszone wykładem lektora, jak i wziąć udział w multimedialnych projekcjach. Taką okazję daje wystawa Van Gogh Multi-Sensory Exhibition w gdańskim Amber Expo. Tylko czy jest warta swojej ceny?
Niektórzy pewnie będą się zastanawiać nad sensem takiego rodzaju obcowania ze sztuką. W końcu na miejscu nie zobaczymy oryginalnych prac holenderskiego mistrza, a jedynie multimedialny pokaz i polskie reprodukcje jego dzieł, stworzone głównie przez malarki, które współpracowały przy powstawaniu nominowanego do Oscara filmu Doroty Kobieli "Twój Vincent". Jednak takie rozwiązanie ma pewne zalety.
Częsty bywalcy wystaw nieraz narzekają na ich przeładowanie treścią. Jeśli zobaczenie wyselekcjonowanej twórczości artystów zajmuje kilka godzin, nie ma się co dziwić. W przypadku Van Gogh Multi-Sensory Exhibition otrzymujemy stacjonarną wystawę replik kilku najbardziej rozpoznawalnych obrazów malarza wraz z opisami objaśniającymi, jak zaprezentowany styl miał się do ówczesnego okresu w życiu Holendra. Oprócz tego część hali została przeznaczona na multimedialny pokaz dzieł mistrza, podczas którego przy dźwiękach muzyki i wstawek lektora można w pełni zanurzyć się w historii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Projekcja multimedialna na wystawie van Gogha w Amber Expo
Choć mogłoby się wydawać, że wszyscy wiedzą o problemach psychicznych artysty, które doprowadziły go do pobytu w szpitalu psychiatrycznym po tym, jak obciął sobie lewe ucho, chronologiczne zestawienie informacji na temat malarza z jego pracami pozwala uporządkować wiedzę. Zwłaszcza, że słynący z użycia intensywnych barw Van Gogh, na początku swojej drogi malował portrety, pejzaże i martwą naturę w stonowanych barwach (np. "Jedzący kartofle"), z kolei obrazy uchodzące za jego największe arcydzieła (np. "Gwiaździsta noc", "Słoneczniki" czy "Irysy") powstawały w okresie jego pobytu w Arles i w szpitalu w Saint-Remy, gdy zmagał się z uzależnieniem od alkoholu, manią i halucynacjami.
Jedyny szkopuł animowanej prezentacji polegał na tym, że podczas prezentowania natury oczami Van Gogha niekiedy zestawiano je z realnymi nagraniami traw czy krajobrazów. Z jednej strony dawało to możliwość oceny, jak wiernie malarz odwzorowywał rzeczywistość, z drugiej odwracało uwagę od sztuki. Tym bardziej raziła niekonsekwencja takiego zabiegu, który w trakcie półgodzinnej projekcji zastosowano bodajże trzy razy.
Niektórych może rozczarować fakt, że na wystawie znalazły się też obrazy stylizowane na van Gogha, a obrazujące… Gdańsk nad Motławą czy wizerunek Macieja Stuhra z filmu "Twój Vincent". Jedną z autorek replik na gdańskiej wystawie jest Daria Solar, której prace polecą na Księżyc. Malarka bierze udział w projekcie "The Lunar Codex", w ramach którego cztery jej obrazy wraz z kolekcją innych dzieł sztuki, w tym muzyki i literatury, polecą z misją "Astrobotic Friffin 2023/2024" na pokładzie łazika NASA i zostaną przetransportowane przez SpaceX na Księżycowy Biegun Południowy.
Całą gdańską wystawę można zobaczyć w około godzinę. Chętnych nie brakuje, zwłaszcza w okresie ferii zimowych (można oglądać ją do 12 marca) na wystawie było sporo dorosłych z dziećmi. Nie jest to jednak tania zabawa. Wstęp na Van Gogh Multi-Sensory Exhibition w tygodniu kosztuje 60 zł, a w weekendy i święta 70 zł (bilet rodzinny dla 4 osób to odpowiednio 150 i 180 zł). To dość sporo w porównaniu do cen biletów w galeriach sztuki czy muzeach, zwłaszcza w czasach szalejącej inflacji, kiedy to Polacy najczęściej obcinają wydatki na rozrywkę i kulturę.
Czy wystawa jest warta tej ceny? Kwestia dyskusyjna. Osoby dobrze zaznajomione z twórczością van Gogha raczej nie odnajdą na niej nic nowego, jednak ci, którzy rzadziej obcują z malarstwem, albo chcą wprowadzić dzieci w świat sztuki, powinni uznać to za ciekawą propozycję. Pokaz multimedialny znacznie uatrakcyjnia odbiór, mimo że tradycyjni koneserzy sztuki uznają taki sposób kontemplowania malarstwa za bluźnierstwo.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski