Po udrękach związanych z lekturą * Udręki* Lauren Kate perspektywa obcowania z kolejnym paranormalnym romansem anielskim wywoływała u mnie nerwową wysypkę. Zwłaszcza, że Blask wyszedł spod pióra osiemnastolatki. Jednak w ramach specyficznego gatunku Adornetto wypada nienajgorzej, zostawiając dokonania starszej koleżanki po fachu daleko w tyle.
Pierwszym pozytywnym wyróżnikiem historii o trójce aniołów (a dokładniej archaniele, serafinie i młodej anielicy), wysłanych z nie do końca sprecyzowaną misją do amerykańskiego miasteczka Venus Cove, jest styl, zaskakująco dojrzały i płynny. Trudno mi ocenić, jak wielka tu zasługa tłumaczki, Beaty Góralskiej-Glumy, jednak nie ulega wątpliwości, że sama struktura narracji jest dużo bardziej złożona niż w pisanych prostym, przywodzącym na myśl internetowe fanfiction językiem bestsellerach Lauren Kate czy Cassandry Clare .
Kolejnym pozytywnym wyróżnikiem Blasku jest konsekwentne podkreślanie odmienności aniołów. Chyba po raz pierwszy w tego typu powieści odróżnia je od śmiertelników coś więcej niż skrzydła i niezwykłe moce. Główna bohaterka, młoda anielica Bethany, musi naprawdę poznać świat, który jawi się jej miejscem skomplikowanym i zaskakującym nie mniej niż wymagająca okiełznania zagadkowa maszyneria, jaką stanowi przybrane na potrzeby misji ludzkie ciało. Nie rozumie wielu rzeczy oczywistych dla swoich kolegów ze szkoły, choć posiada całą wiedzę z podręczników, a jeśli tylko zechce, może z dziecinną łatwością opanować każdą ludzką umiejętność. Mnóstwo codziennych drobiazgów nie tylko ją zaskakuje, ale wręcz przeraża. Archanioł Gabriel i będąca serafinem Ivy przerastają swoją młodszą siostrę nie tylko rangą w niebieskiej hierarchii, ale także doświadczeniem w ziemskich sprawach. Jednak w odróżnieniu od Beth nie angażują się w życie w Venus Cove na poziomie emocjonalnym, tęskniąc nieustannie za niebem i skupiając
się na zadaniu, którym jest nawracanie mieszkańców miasteczka na ścieżkę dobra i równoważenie działań wysłanników zła.
Im bardziej Bethany zakochuje się w Xavierze, obowiązkowo przystojnym, prawym i pobożnym przewodniczącym szkolnego samorządu, tym bardziej powieść wpada w schematyczne koleiny, ale nawet na tym etapie nie jest tak sztampowa jak wiele podobnych tytułów. Samo odwrócenie ról, i uczynienie chłopaka śmiertelnikiem, działa już w pewnym stopniu odświeżająco, a dodać do tego należy fakt, że nieoczekiwanie on wykazuje dużo więcej rozsądku i dystansu wobec łączącego go z wysłanniczką niebios uczucia niż ona. Nie da się jednak ukryć, że nie sposób uniknąć obowiązkowych romantycznych opisów spod znaku „miłość zamiast tlenu” i wzajemnych zachwytów zakochanych swoją aparycją. Mam świadomość, że dla fanów gatunku nie będzie to przeszkodą, raczej zachętą. Gorzej młoda autorka radzi sobie z opisem „drugiej strony barykady”, czyli poczynań Złego – tu już całkowicie popada w sztampę, a rozwój wypadków jest oczywisty.
Nie ma co liczyć na szeroką galerię charakterów, postaci drugoplanowe potraktowane zostały ściśle zadaniowo, ale uczucia głównych bohaterów przedstawiono na tyle zgrabnie, że mniej razi banalność opowiadanej historii. Pozytywnie zaskakuje dbałość autorki o zachowanie logiki, nawet na poziomie drobnych szczegółów, czym twórcy paranormalnych romansów zazwyczaj się nie kłopoczą.
Muszę też wspomnieć o stronie wydawniczej – Blask jest pierwszą pozycją z wydawnictwa Bukowy Las, z którą miałam styczność i wyróżnia się pozytywnie od strony technicznej. Zarówno redaktor, jak i korektor bardzo skrupulatnie pracowali z tekstem, literówki praktycznie nie uświadczysz, co tym bardziej zasługuje na podkreślenie, że zdarza się coraz rzadziej. Prawidłowość jest raczej odwrotna. Podsumowując, choć Blask nie olśniewa oryginalnością, w swojej kategorii zaskakuje pozytywnie.