Czasem warto wygrzebać z bibliotecznej półki powieść, która nie zagościła na listach bestsellerów, nie doczekała się medialnej kampanii reklamowej. Czasem należy uwierzyć, że wyeksploatowany do cna – zdawałoby się – motyw ktoś jeszcze potrafi rozwinąć w sposób nowy, świeży, zachwycający. Dowodem na to jest Pamiętnik. Fabuła początkowo jest tak prosta, jak tylko być może: para nastolatków spotyka się na wakacjach i zakochuje w sobie bez pamięci, ale w rozwijający się romans ingerują rodzice dziewczyny. Tylko dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności po kilkunastu latach dochodzi do spotkania – i oto odradza się uczucie, nigdy nie wygasłe, jedynie przytłumione, zepchnięte w podświadomość...
Kiedy sędziwa już Allie zapada na chorobę Alzheimera, Noah dzień po dniu, z benedyktyńską cierpliwością, odczytuje jej fragmenty pisanego przez lata dziennika, w którym uwiecznił dzieje swojej miłości. I staje się cud : po którejś z kolei partii lektury kobieta rozpoznaje męża i jeszcze raz powtarza wyznanie sprzed lat... Choć wydaje się, że „ w tym temacie” napisano już wszystko, i każda próba będzie tylko powtórką istniejących schematów, banalnym naśladownictwem – Sparksowi udało się stworzyć jedną z najpiękniejszych współczesnych powieści o miłości. O miłości, która potrafi przetrzymać upływ czasu, pokonać odległość i sprzeciw bliskich, wskrzesić choć na chwilę zamierający umysł – a to wszystko ukazane bez taniego sentymentalizmu, bez pustosłowia, bez epatowania cielesnością. Nie znaczy to, że jej w powieści nie ma; jest, bo jest przecież integralną częścią miłości, ale sprowadzona jest na właściwe sobie miejsce.
Nie na samym pożądaniu buduje się związek zdolny przetrwać lata, opierający się pokusom z zewnątrz, nie rozsypujący się w miarę brzydnięcia i słabnięcia ciał; do tego potrzebna jest przede wszystkim głęboka akceptacja drugiego człowieka – i przede wszystkim tę konieczność uświadamia nam opisana historia. Niezależnie od wymowy etycznej, główna scena erotyczna, bliska klimatem tej, którą ongiś Hemingway ubarwił brutalną rzeczywistość wojny domowej w Komu bije dzwon, dowodzi ogromnej subtelności autora. Mimo braku anatomicznej terminologii i technicznych opisów niemal namacalnie czuje się bijący z niej żar, nie doznając najmniejszego poczucia niesmaku czy zawstydzenia.
Lektura może nie zadowolić amatorów bardziej wyrafinowanej gry wyobraźni, poszukiwaczy metafizycznych czy filozoficznych rozważań, wreszcie ludzi potrzebujących solidnej dawki adrenaliny. Natomiast czytelnik szukający w literaturze odrobiny ciepła, optymizmu i utwierdzenia wiary w dobre strony ludzkiej natury znajdzie w powieści to, na czym mu zależy.