Nie samą magią fantasy stoi
Rafał A. Ziemkiewicz całkiem nieźle funkcjonuje w dwóch odmiennych środowiskach. W jednym z nich, skupionym na otaczającej nas rzeczywistości, znany jest jako najsławniejszy fantasta wśród dziennikarzy. W drugim zaś – oddającym się nieskrępowanym grom wyobraźni – jako najsławniejszy publicysta i komentator polityczny wśród fantastów. Jego nowa powieść Ognie na skałach niewątpliwie należy do nurtu fantasy. A więc stanowi raczej ewenement wśród jego literackich dokonań, które w większości były od fantasy dalekie i traktowały o zupełnie niemagicznej, a niedalekiej przyszłości naszego kraju i świata.
Jak się należało po tym autorze spodziewać, jego fantasy daleka jest od schematów, do których przyzwyczaili nas ojcowie założyciele gatunku: od Howarda począwszy, a na Tolkienie skończywszy. Nie mamy tutaj mocarnego herosa, który siłą swych mięśni pokonuje wszelkie przeciwności. Nie mamy drużyny, która wyprawia się po magiczny artefakt, albo podąża z nim gdzieś w zbożnym celu. Nie mamy w końcu zastępu obcych ras: elfów, orków czy krasnoludów. I choć magia w opisanym w powieści świecie jest obecna i wpływa na ludzkie losy, to świat ten jest niezwykle racjonalny. Ziemkiewicz postanowił bowiem dokonać uracjonalnienia fantasy. Dlatego stworzone przez siebie uniwersum wyposażył w zupełnie racjonalną ekonomię, która – podobnie, jak w świecie realnym – poważnie wpływa na ludzkie postępowanie. Bohaterów natomiast wyposażył w ludzką psychikę, która daje im realistyczne życie emocjonalne i racjonalne motywacje.
Do pisania fantasy powrócił Ziemkiewicz po długiej przerwie. A właśnie w tym gatunku czynił swego czasu pierwsze czy drugie pisarskie próby, o których woli dzisiaj nie wspominać. Nową powieścią sięga więc do źródeł, ale po to tylko, żeby od tych źródeł się na dobre odciąć. W „Ogniach na skałach” dekonstruuje tradycyjne schematy fantasy, żeby wydobyć z niej to, co większości autorów się nie udaje: realistyczne ludzkie przeżycia i emocje. Zamiast bujania w baśniowych obłokach otrzymujemy więc opowieść o zwyczajnej trosce o dzień jutrzejszy i o miłości, która nie tyle nie przeżyła próby czasu, co uległa mrocznym siłom przeszłych wydarzeń.
Oczywiście jak na fantasy przystało, mamy tu księżniczki i rycerzy, zamki, miecze, tajemnicze potwory i groźną magię. Mamy pojedynki i dworskie intrygi, mamy w końcu wyrazistego bohatera. Żegost nie jest jednak księciem z bajki, tylko najemnym żołnierzem, który przywędrował do nadmorskiej prowincji. Splot okoliczności skłania go do dłuższego w niej pobytu. Po pierwsze bowiem wdaje się w bójkę z najszanowniejszym rycerzem księstwa Rejmusem i musi ponieść tego konsekwencje. Po drugie intryguje go zagadka księżnej Khielve, wyzwolonej swego czasu przez księcia Zamborga z łap okrutnego czarnoksiężnika. Po trzecie zaś, a dla niego i całej historii najważniejsze, chce dopomóc tutejszym rybakom w pozbyciu się tajemniczego morskiego potwora, który nie tylko okrutnie morduje rybaków, ale powoduje też, że... łososie omijają łowiska. A to może sprowadzić biedę na rybackie wioski i całe księstwo. Bo przecież, jeśli w jakimś kraju panuje książę, zaś w jego drużynie służą dzielni rycerze, to musi też tam mieszkać
gromada chłopów i rybaków, którzy na pańskich włościach pracują w pocie czoła, żeby siebie i swoich panów wyżywić. A jeśli gdzieś funkcjonuje magia, to nie znaczy zaraz, że ludzie porzucili tam racjonalne zachowania. I że przestała być dla nich najważniejsza troska o to, co do garnka włożyć i jak przeżyć do przednówka. Prości ludzie to zbiorowy bohater powieści Ziemkiewicza. Zaś ich trudne życie jest pierwszym tematem opowieści. Drugim są tragiczne przeżycia księżnej Khielve, z którymi musi się ona i jej otoczenie codziennie mierzyć.
Choć powieść Ziemkiewicza wymowę ma raczej niewesołą, to możemy znaleźć w niej motywy zgoła humorystyczne, a jak najbardziej nawiązujące do naszej rzeczywistości. Żegost wygłasza na przykład tyradę będącą niewątpliwie protestem przeciwko zdominowaniu... polskiej fantasy przez Andrzeja Sapkowskiego. Twierdzi bowiem, że: „Jakiś bard z królestwa, oby oparszywiał, wymyślił sobie cech najemnych wojowników, co zabijają potwory. Bardzo się o ich przygodach pięknie słucha i pewnie dlatego wszyscy w to uwierzyli. Ale takiego cechu nie ma, nigdy nie było i być by nie mogło. A ja jestem żołnierzem, nie charakternikiem”. Miejmy nadzieję, że w kolejnej książce AS-a znajdziemy na to dictum ciętą odpowiedź...