Nie kobiety, a "Marysie". Służące traktowano przez lata jak niewolników. Na jaw wychodzą ich historie
Jest taka scena w "Zaklętych rewirach", gdy bohater dostaje w domu publicznym wstrząsu na widok obmywającej się prostytutki. Do tej pory nikt nie wiedział, że ta scena zainspirowana jest prawdziwą historią. W roli głównej: służąca z rodzinnego domu reżysera, Janusza Majewskiego.
Miała na imię Kazia. Młoda mężatka, służąca w domu rodziny Majewskiego – przyszłego reżysera filmowego. Był dzieckiem, gdy Kazia pracowała dla jego rodziny. Spali razem w kuchni, mama razem z siostrą w drugim pokoju. Majewski opowiada po latach:
"Którejś nocy obudził mnie z pierwszego snu dziwny dźwięk: dzwonienie metalu o metal. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Kazię kucającą nad miednicą i zajętą intymnymi ablucjami. Metaliczny dźwięk pochodził z uderzania obrączką o miednicę, gdy garścią czerpała wodę. Była obrócona do mnie plecami, koszulę miała podkasaną tak, że widziałam przede wszystkim jej krągłą białą pupę…".
Kazia nie wiedziała, że Janusz ją obserwuje. Bez skrępowania dotykała się i równocześnie wpatrywała w ustawione na płycie kuchni lusterko i zdjęcie męża.
Opowiada dalej: "Natychmiast zamknąłem oczy, ale to, co zobaczyłem, zapadło we mnie z fotograficzną dokładnością, zrobiło piorunujące wrażenie i wywołało reakcje fizyczne, które wprawdzie już znałem, ale mechanizmu dobrze nie rozumiałem (…) Długo jeszcze, leżąc z zamkniętymi oczami i udając, że śpię, wsłuchiwałem się w rytmiczny metaliczny dźwięk i chlupot wody".
Tę sytuację niemal jeden do jednego Majewski wmontował w jedną ze scen w "Zaklętych rewirach", co przyznał w wydanej właśnie książce "Służące do wszystkiego", będącą pierwszą w Polsce książką o sytuacji tzw. białych niewolnic w kraju.
"Roman Boryczko, grany przez Marka Kondrata, przy pierwszej eskapadzie do burdelu doznaje wstrząsu na widok takich właśnie przygotowań swojej wybranki. Zadbałem o dokładnie taki sam dźwięk obrączki uderzającej o emaliowaną miednicę" – wspomina reżyser.
Tę scenę można obejrzeć w 50 minucie "Zaklętych rewirów". Prostytutka podmywa się, po czym rzuca do bohatera tylko jedno zdanie: "no, czemu się nie rozbierasz".
"Dalszy rozwój wypadków z Kazią nie jest już wart przypomnienia: jakieś chichoty, łaskotki, wrzucanie śniegu pod koszulę, aby mieć pretekst do dotknięcia – nic nie mogło się równać z tamtą porażającą nocną sceną, z całą pewnością otwierającą przede mną świat seksu, który – przyznaję otwarcie – wkrótce stał się dla mnie bardzo ważny" – opowiada Majewski Joannie Kuciel Frydryszak.
"Marysie", które inspirują
Autorka książki „Służące do wszystkiego” wykonała tytaniczną pracę. Zebrała kompletnie zapomniane historie Polek, które na początku XX wieku służyły w domach bogatszych mieszczan. Historia Janusza Majewskiego i Kazi to tylko jeden z przykładów, jak mogły wyglądać relację między służbą a domownikami.
To też jedna z nielicznych historii, gdy służąca stała się cichym bohaterem, inspiracją dla jakiegoś dzieła. Przecież nikt wcześniej nie wiedział o Kazi, która dała podwaliny pod postać filmowej prostytutki. Tak samo, jak nikt wcześniej nie wiedział, że opowiadania historii rodem z rasowych thrillerów Majewski uczył się od Wikty, jego opiekunki z Ukrainy.
Nikt też nie mógł się nawet domyślać, że potworny śmiech Jana Machulskiego w "Sublokatorze", w scenie w piwnicy, to próba odtworzenia tego samego dźwięku, który Majewski usłyszał lata wcześniej z ust niani, gdy opowiadała mu historię zamordowanej kucharki, której obcięto głowę.
Mało kto mógł też wiedzieć, jaka historia kryje się za obrazem "Macierzyństwo" Stanisława Wyspiańskiego. Namalował Teodorę Pytkównę i jednego z jej synów. Jej portret, najdroższy obraz na polskim rynku sztuki, w 2017 roku został sprzedany za cztery miliony trzysta sześćdziesiąt tysięcy złotych. – Kto nie zna losów Pytkówny, nie pomyślałby, że to kobieta z piekła rodem – pisze Kuciel-Frydryszak w "Służących".
22-letnia Teodora wyrwała się ze wsi do Krakowa, dwa lata później urodziła nieślubne dziecko adwokatowi, u którego służyła. Pewnego razu trafiła na Wyspiańskiego, który się w niej zakochał po uszy. Malarz i służąca? To był prawdziwy skandal. W książce o Teosię wspomina się jako "ordynarną, bosą i brudną". Rodzina Wyspiańskiego nigdy jej nie zaakceptowała.
Ostatnie lata życia malarza trawiła nieuleczalna kiła. Gdy był umierający, żona nie zajmowała się nim. Zmarł, a ona po roku miała już kolejnego męża. Piła, kłóciła się z bliskimi Wyspiańskiego, którzy odebrali jej dzieci.
"U Teodora pojawią się objawy choroby psychicznej. Umrze na gruźlicę płuc w wieku 16 lat. Najstarszy biologiczny syn pisarza, Mieczysław, zginie podczas wojny polsko-bolszewickiej. Stanisław zostanie pracownikiem biurowym szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie, jego siostra Helena, ukochana córka Stanisława, umrze 28 listopada 1971 roku, dokładnie w 64. rocznicę śmierci swojego ojca" – i cała ta historia skryta była za jednym słynnym obrazem.
"Marysie" niewolnice
To zaledwie promil tego, co udało się opisać mistrzowsko Joannie Kuciel-Frydryszak. Zagląda tam, gdzie jeszcze nikt do tej pory nie był. Te wspomniane wyżej historie nie oddają jednak w pełni tego, jak wyglądało życie służących w Polsce.
Były wykorzystywane jak niewolnice. Autorka wspomina, że kobiety stawiały się na placach dużych polskich miast, by zostać "łaskawie wybrane" do pracy przez bogate panie domu. Krakowski jezuita Jan Badeni, przy przyglądał się kantorom stręczeń służby domowej pod koniec XIX wieku, skojarzenie miał jedno: z afrykańskimi targami niewolników.
"Zarumieniona, zapłakała dziewczyna musi się na służbę zgodzić. Nie zgodzi się dziś na tę, zgodzi się jutro na inną, może w jeszcze gorszych warunkach; zgodzi się, bo głód to despotyczny pan" – czytamy.
Służące, które opisuje, często nie mają imienia. Bywało też tak, że z góry "ich panie" nazywały je "Marysiami". Nawet nie chciały przejmować się zapamiętywaniem ich prawdziwych imion. Kuciel-Frydryszak opisuje prawdziwy dramat dziewczyn, które po wyrwaniu się ze wsi, trafiały np. do Warszawy i pracowały jak niewolnice, którymi nikt się nie przejmował. Przedstawia historie morderstw (służąca była obywatelem drugiej kategorii), gwałtów (służącym sąd nigdy nie wierzył, w końcu ich przełożeni byli wpływowymi ludźmi najczęściej), historie dziewczyn oskarżanych nieustannie o kradzieże, prostytucję i romansowanie z gospodarzami domów, w których pracowały.
Agnieszka Holland polecając tę książkę, napisała: "Tak wiele mówi o korzeniach naszego społeczeństwa, o wyzysku, uległości kobiet akceptujących swój niewolniczy los, ale i o sile ludzkich uczuć, zdolnych przekroczyć klasowe podziały". Nie sposób się z nią nie zgodzić.
"Białe niewolnice" z pierwszej połowy XX wieku powinny zostać zapamiętane. Sprzątały, zmywały, prały, gotowały, cerowały, szyły i urabiały się od świtu do nocy. Bez nich zniknąłby niejeden dom.