Właściwie co ma na celu recenzja? Czy ma zachęcić, czy też odstraszyć? Przedstawić fabułę książki, czy też jednak pozostawić słodką niepewność?
W dzisiejszych czasach, gdy książka stała się towarem drogim, niemal czasem ekskluzywnym, warto wiedzieć w jaką opowieść człowiek się pakuje. Sama mam kilka tomów, na widok których skręcam się ze złości. I nie są to późne dzieła Lenina :)
Jednak czy wiedząc, nie odbieramy sobie niezwykłości tajemnicy i niespodzianki? Z drugiej strony, czy recenzja nie jest odbiciem piszącego. Przecież każdy spogląda na ten świat trochę inaczej, więc i widzi inne, tańczące w nim cząstki.
Z recenzjami jest też czasem tak, że przytoczą najlepsze sceny... jak zwiastuny filmów, których po takiej emisji, można już najzwyczajniej w świecie nie oglądać... niczego lepszego nie będzie. Ale co zrobić, jeżeli najwspanialsze sceny wypełniają całą książkę? Co napisać jeżeli jest po prostu piękna. Cudownie idealna w swej fantastyczności? Może powinno się wtedy milczeć?
Opowieści z Narnii C.S. Lewisa są kanonem. Obok powieści Tolkiena to właśnie świat Narni, gdzie zło ciągle walczy z dobrem, oznaczany jest jako twór geniusza. Jak TO ocenić?
Gdyby 20 lat temu ktoś mi powiedział, że czytam TAKĄ książkę, pewnie bym się przestraszyła. Wtedy to nie była lektura. Po prostu zwykłe prawie broszurki, kupione w Veritasie. Mój pierwszy krok w próbę uwierzenia, że bajki można czytać przez całe życie.
Moja seria C.S. Lewisa jest już pożółkła. Wytarta na brzegach, pogięta, rozklejona. W środku drzemią sobie spokojnie zapomniane papierki po cukierkach... i wszystko to tworzy własną, jakby uśpioną opowieść, wtopioną na zawsze w świat Narnii.
Wtedy, gdy czytałam po raz pierwszy nie wiedziałam jeszcze, że lubię fantasy. Dorośli nie czytali bajek. A ja? A ja już wtedy postanowiłam z nich nie wyrastać. Nigdy. I udało się. Świat sam sprawił, że zatarły się podziały książek dla dzieci większych i mniejszych.
Opowieści z Narnii wpasowały się w ten układ jak brakujący klocek w misterną układankę. Najpierw jest Lew, czarownica i stara szafa, dzięki którym przestałam bać się ciemności i stworów czających się za drzwiami. Potem piękny Książę Kaspian i Podróż Wędrowcem do Świtu.
To ja stałam na pokładzie i rozpoznałam smoka. To ja widziałam kraj sukni świata. Srebrne krzesło, Koń i jego chłopiec, a potem Siostrzeniec Czarodzieja i najstraszniejsza, bo Ostatnia bitwa.
Rysunki P. Baynes, które kolorowałam w myślach pozwoliły mi zatopić się w krainę królów, mówiących zwierząt, i... Błotosmętka, najdziwniejszej postaci wszech czasów. Ale przede wszystkim w krainę. Jej ciepłe, matczyne ramiona. To są po prostu książki, których nie umiem ocenić. Ani nawet zareklamować.
To jest właśnie najlepsze. Ta opowieść nigdy się nie kończy. Dlatego łzy wysychają tak szybko, gdyż cień Aslana stapia się z naszym. Będzie nas chronił, a gdy nadejdzie czas ostatniego snu, przyniesie na swym grzbiecie anioły, które zaprowadzą nas do NARNII...