Zachciało mi się literaturę popularną poczytać. Pomyślałam autorka znana a nawet uznana, wydawnictwo niekoniecznie krzak, mądre panie w felietonach chwalą, a jednak...
Po raz kolejny dostało mi się bowiem po łapach. Jak nic dosięgła mnie kara za uleganie reklamom, modom i trendom. Zamiast literatury dostałam w ręce traktat o: małżach jak waginy wilgotnych, palcu poszukującym pochwy w odbycie sześćdziesięcioletniego malarza i penisie kościanym z wirująca nasadką. Jak również o, za przeproszeniem, "pizdach" (że przytoczę autorkę) jak kafelkowane korytarze szlifowane pierdnięciami. Wszystko mili państwo w ramach tej literatury popularnej....
Ktoś może wpadnie na pomysł, że to tanie porno było? Że skandalista jakiś, co z podziemia dopiero wyszedł popełnił to dzieło. A jednak nie – niespodzianka. To nikt inny jak Pani Manuela i Pan Mąż postanowili opowiedzieć o tym, jak to czasem w małżeństwie bywa. Ciekawe, skąd to doświadczenie bogate....
I tak Pani żona słodkoholiłudzki scenariusz obrzuciła organami żeńskimi tudzież członkami męskimi we wszelakiej konfiguracji i cieczach przeróżnych. Zapewne po to, aby sznyt nadać wielkiego dzieła zwykłemu harlekinowi....
Czytając na usta cisnęło mi się nieustannie jedno pytanie. Nie o morale, nie o język literacki, nie o konstrukcje historii czy wartości filozoficzne w niej zawarte, a pytanie – PO CO?
W jakim celu ja mam czytać, a pani żona czuje misję pisać - o jednej buddyjce, co wkłada jednemu malarzowi palec w, za przeproszeniem, 60 letni odbyt? I jeszcze szuka tam pochwy mistycznej. Nie żeby mnie to szokowało, bo nie szokuje, nie żebym rumieńców dostawała, bo nie dostaję, nie żeby mi pokazała zaklęte rewiry NO BO MAMY XXI WIEK....
Więc po co? Gdzie tu sztuka, gdzie przesłanie, gdzie treść tak naprawdę...
Po co mi przy obiedzie, czy kanapce w kolejce SKM wizja owłosionej zadka czy kolacji z małży jak waginy gorących czy spermowych krzyży na czole.
Trąci mi tu trochę tanim striptizem w zakładowej stołówce, co to wieczorem, w latach siedemdziesiątych, w ekscentryczny dansing się zamienia. I taką panią, co w sandałkach z NRD i puszkowej podomce z bistoru, niedepilowanym małżem do saksofonu Pana Władka się klei. Pod surówkę z marchwi i tłuczone ziemniaki. Raczej tym, niż literaturą. Ale ja może dziwna, może nazbyt pruderyjna, albo zamknięta na nowe doświadczenia jestem.....
Nie każdemu to pasuje, no nie każdemu we wrażenia estetyczne zapada tak, jak powinno.
Tak, można wyjść, można nie czytać. Można również czas na pisanie takich dzieł poświecić szydełkowaniu swetra dla męża. A mąż w tym czasie – drugą część książki popełni.
Jako i się stało. I mili państwo – druga cześć już bez udawania jest zwykłym, tanim harlekinem, co to każdy, nie wysilając się, zakończenia się domyśli. Pachnie tu trochę łubinem i gorącym latem, nieskomplikowaną historią i tandetnymi scenami – ale do kanapki w kolejce SKM w sam raz. I stacji Sopot nie przegapimy, gwarantuję.
Wydaje się, że to nie kwestia mojej nadwrażliwości, nie zbytniej pruderyjności, nie wywyższania koronek nad bistor, ani tekstyliów nad naturyzm – tylko brak szacunku do mojego poczucia estetyki. I pisanie takie, to też dla pewien rodzaj braku szacunku dla czytelnika. Bo to tanie jest, takie szokowanie, i tanie jest wymyślenie takiej historii.
Ja wam powiem, drodzy państwo, co to ekshibicjonizm nazywacie wyzwoleniem, a poczucie estetyki pruderyjnością – kiedyś za górami i za lasami, dawno dawno temu żyli tacy starzy, bardzo starzy ludzie, co to w wolnej chwili wymyślili FILOZOFIĘ, bo nie mieli co robić, jak już tak leżeli nad tym brzegiem morza śródziemnego i pili wino. I jakoś tacy dziwni byli, że w wolnej chwili pomiędzy jedzeniem winogron a tłoczeniem nowego BOŻOLE (a może to było WINO WISIENKA) wyszło im, że jak już pokazywać tę GOŁA DUPĘ to estetycznie, i najpierw ją umyć i ogolić. Wetrzeć w nią coś, niech pachnie.
Ułożyć na niej jakiś liść, czy co? Zadbać o mięsień, jak go już chcemy ładować do mielonego publice. A jak nie chcemy o niego dbać wolna wola – położyć się, wymyślić filozofię kolejną możemy, przegryźć jaki kozi ser i zapić piwkiem, ale dupą nie machać wtedy – a raczej zawinąć w jaki chałat ładny i nie zawracać głowy innym.
NIC NA SIŁĘ, MILI PAŃSTWO – NIC NA SIŁĘ. NIE AFEKTOWAĆ PUBLIKI, JAK NIE MA CZYM!