Nie jestem socjologiem, mój związek z naukami społecznymi sprowadza się do bycia członkiem społeczeństwa. Do pisania uwag o książce pani profesor Hanny Świdy-Ziemby mam zatem podobne kwalifikacje, jak mówiący prozą pan Jourdain do krytyki literackiej. A jednak sięgnęłam po pracę socjologiczną, bo temat mnie zaciekawił, a tytuł wzbudził zaufanie: Młodzi w nowym świecie – nie „po komunizmie”, nie „w epoce konsumpcji”, nie „w zjednoczonej Europie”. Tytuł neutralny, bez wartościujących przymiotników, bez założonej z góry tezy. Hanna Świda-Ziemba wielokrotnie już w swoich książkach kreśliła syntetyczne portrety pokoleń młodych Polaków – od swoich rówieśników po młodzież lat dziewięćdziesiątych. Tym razem, po raz pierwszy, nie przeprowadzała wywiadów osobiście. Także tematy badań: Wschód-Zachód-Polska, Ameryka, narkotyki, wolontariat, wielkomiejska kariera, małomiasteczkowe dążenia – wybrali młodzi adepci socjologii, niewiele starsi (a nieraz młodsi) od swoich rozmówców.
Wyłaniający się z tych wywiadów obraz świadomości polskich dwudziestolatków początku trzeciego tysiąclecia nie jest ani specjalnie budujący, ani odkrywczy: Polska na wschód od Zachodu i na zachód od Wschodu, świat mniejszy od Europy, naiwna, telewizyjna Ameryka, młode menedżerki marzące o czterdziestej pierwszej parze butów, dziedziczny wolontariat i dziedziczna mała stabilizacja. Aż chciałoby się zapytać – i cóż, tylko tyle? Hanna Świda-Ziemba pozwoliła młodym mówić własnym głosem. Obszernie cytuje nieretuszowane wypowiedzi. Ale też mistrzowsko punktuje to, czego w tych wypowiedziach nie ma, a także to, co kryje się w podtekstach i nie ujdzie tylko bardzo doświadczonemu oku.
Wydawać by się mogło, że od kilkudziesięciu lat nie zaistniała tak wyrazista cezura pokoleniowa, jak ta, dzieląca Polaków wyrosłych w „starym” i „nowym” świecie. A jednak młodzież ostatnich lat sama nie identyfikuje się jako pokolenie. Mało tego – wyraźnie tę identyfikację odrzuca. Może jednak do identyfikacji pokoleniowej potrzeba dystansu, perspektywy czasowej? Może upływ kolejnych lat zatrze migotliwość mód i niestałość sezonowych fascynacji. Pozwoli się ujawnić rzeczywiście wyznawanym wartościom, teraz, pod presją otoczenia, często skrywanym. Dla profesor Świdy-Ziemby cechą najdobitniej odróżniającą opisywaną generację jest negowanie buntu jako sposobu zmieniania rzeczywistości. Młodzi rozmówcy uznają bunt za anachronizm z pokolenia dziadków. Zresztą, przeciw komu lub czemu mieliby się buntować – przeciw światu umożliwiającemu indywidualna odrębność, ale globalnie zdeterminowanemu? Przeciw przyzwalającym rodzicom? A może głuche dudnienie buntu juz wzbiera, ale słychać je gdzie indziej? Nie w tekstach
„młodej prozy” lecz hip-hopu, nie na korytarzach dobrych liceów i średnich korporacji, ale... O tym zapewne w kolejnej książce.