Małe urocze dziewczynki już od jakiegoś czasu zaczytują się w serii Zaopiekuj się mną, z której okładek smętnie spoglądają na nas opuszczone pieski i kotki. Słynne spojrzenie Kota, przyjaciela Shreka, to – zapewniam – nic poruszającego w porównaniu z dawką współczucia i miłości, jakie wzbudzają zwierzątka z opowiadań Holly Webb . Chłopcy reagujący alergicznie na lukrowaną słodycz i tęczowy wodospad nareszcie otrzymują swojego bohatera, o przydomku w zasadzie mówiącym wszystko - Prosiaka.
-Mamo, chcę szczeniaczka! –z pewnością usłyszy niejedna rodzicielka, jeśli nieopatrznie sprezentuje kilkuletniej Lence/Zuzi/Julce którąś z książeczek z serii Zaopiekuj się mną.
- Mamo, znowu puściłem bąka – dumnie przyzna się syn, zaczytany w przygodach Prosiaka. Inspirujące działania dwunastoletniego Piotra Rosiaka to także między innymi grzebanie w szkolnym śmietniku i podkładanie sztucznej kupy nauczycielom i koleżankom.
Kolejne akapity wywołują w chłopcach nie tylko salwy śmiechu (tudzież radosnego rechotu), lecz przede wszystkim rodzą podziw dla tego obrzydliwego nastolatka, pozostawiając na ich ustach pełen podziwu szept: „O, fuuuu…”. Zapracowani ojcowie, czytający swoim pociechom na dobranoc, prawdopodobnie również będą zachwyceni, mogąc odreagować różowe kucyki, a także stresujące kolegium w firmie.
Mamom i ich małym księżniczkom uczciwie radzę trzymać się od Prosiaka z daleka. Z kobiecego punktu widzenia ta książka nic poza specyficznym humorem nie wnosi. Przygody Piotrka są dosyć banalne i jednotorowe, a ich zabawność czasem jest „przefajnowana” prowadząc do dość drętwego finału. Głównymi adresatami pozostają tu niesforni chłopcy, będący na etapie uwielbienia dla wszystkiego, co obrzydliwe i zakazane. Tak jak chociażby wkładanie ogromnych majt mamy (z braku czystych własnych) lub tych nieco mniejszych, ale mocno fantazyjnych nastoletniej atrakcyjnej siostry. Prosiak powoli wkracza w tę ważną dla wszystkich zaczynających dojrzewać chłopców chwilę, kiedy dostrzega się wreszcie zalety płci przeciwnej. W dodatku nakrywa nauczycielkę plastyki i trenera na – cytuję - „małym mizianku w schowku”.
Moja kobieca wrażliwość w pewnych momentach krzyczy: „stop!”, ale silę się na tolerancję, spoglądając w stronę chłopców, którzy już za parę lat - czy chcę tego, czy nie - będą płakać ze śmiechu na „American Pie” lub „Strasznym filmie 11”. Tu również nie jest zbyt ambitnie, prosta treść chowa się w tekście o małej objętości otoczonym przez dowcipne obrazki.
Gdzieś nad psotami i figlami unosi się duch Taty, który nieobecny jest z własnego wyboru, nie do końca zrozumiałego dla Prosiaka. Mimo że Mama uważa Tatę za ostatniego drania, nie potrafi powstrzymać łez, kiedy o nim wspomina. Próba obtoczenia problemów małego chłopca w skorupce wyłożonej dowcipem i zabawą może nie do końca się tu sprawdza, ale z pewnością trochę łagodzi nadmierne epatowanie obrzydliwościami. Prosiak zdobędzie grono wiernych fanów o specyficznym poczuciu humoru i estetyki. Być może to właśnie dzięki tej konwencji chłopcy będący z tekstem pisanym na bakier, wreszcie z własnej woli sięgną po lekturę lekką i bezbolesną.